— Szczerze mówiąc, jestem zmęczony — powiedział Altair.
Zina nie protestowała, gdy kierowali się w drogę powrotną. Najemnik nie wierzył sobie samemu, że poznał nową przyjaciółkę poprzez sprzeczkę o jedzenie. W końcu kto by się spodziewał, że nieporozumienie może wyjść na dobre?
Chociaż te oto pozytywne myśli zaprzątały mu głowę, w sercu czuł dziwny niepokój. Kiedy po raz kolejny rozejrzał się dookoła, Zina zmarszczyła brwi. Za kolejnym razem spytała:
— Coś się stało?
— Nie, nie. Nic — zaprzeczył najemnik, zmuszając siebie samego, aby odwrócić wzrok.
Zina prowadziła towarzysza przez ulice, którymi podążali również poprzednio; w mroku przypominały ciemne ściany wyłaniające się i prowadzące donikąd. Altair, chociaż miał dobry wzrok, nie mógł wyłonić nic szczególnego z ciemności. Obraz czerni zalewał go zewsząd, sprawiając, że psu jeżyła się sierść na karku.
— Spokojnie — kojącym głosem powiedziała Zina, widząc niepokój u Altaira. Jej jasne plamy sierści wyraźnie odznaczały się na reszcie, tworząc swoisty kierunkowskaz. — Przecież nikogo wrogiego tutaj nie ma, prawda?
Chociaż najemnik musiał przyznać jej rację, ciemność nie przestała być przytłaczająca. Sam pies czuł się z tym dziwnie, ponieważ noc od zawsze przywodziła mu na myśl tylko dobre wspomnienia. Co najmniej idiotyczne wydawało mu się, że teraz, w wieku dorosłym, na zacząć się jej obawiać.
Delikatny wiatr powiał z północy, niosąc za sobą kurz. Śmieci pozostawione przez dwunożnych ruszały się w jego podmuchach, sprawiając wrażenie żywych organizmów. Sam Altair poskakiwał za każdym razem, kiedy kolejna puszka musnęła jego łapy. Zina wyglądała na lekko rozbawioną zachowaniem psa. Sama kroczyła odważnie, wiedząc, że nie ma czego się obawiać. Gdyby jej przyjaciel nie czuł się obserwowany, zapewne sam zawstydziłby się swojego tchórzostwa.
Nagle do nosa Altaira dotarł dziwny, lecz znajomy zapach. Pies nerwowo przestąpił z łapy na łapę, przepraszająco patrząc na Zinę. W oka mgnieniu podjął decyzję.
— Muszę coś sprawdzić. Nie czekaj na mnie, dobrze? Wrócę niedługo.
Zina zmierzyła go bacznym spojrzeniem.
— Coś ważnego? Może pomogę? — spytała z nieukrywaną ciekawością, ale Altair szybko pokręcił przecząco głową.
— To trochę... prywatna sprawa. Wiem, że nie powinniśmy się rozdzielać, ale to nie potrwa długo. Będę tuż za tobą.
Piratka zrozumiała taką decyzję, chociaż samemu najemnikowi trudno było odgadnąć, co o tym myślała. Zina w każdym bądź razie pożegnała się z psem, mówiąc, że będzie niedaleko. Kiedy odchodziła, Altair, jak w transie, powtórzył:
— Nie czekaj na mnie, dobrze...? Będę niedaleko...
Suka jednak go nie usłyszała, i raz jeszcze oglądając się za siebie, zniknęła w ciemnościach.
Najemnik został sam.
Ruszył w kierunku zapachu, słysząc swój własny, cichy oddech. Jego łapy delikatnie muskały ziemie, niemal bezszelestnie posuwając się do przodu. Stanęły dopiero, gdy Altair zatrzymał się przed starą skrzynką, leżącą nieopodal, na pierwszy rzut oka będącą pustą.
Pies, ignorując przytłaczający mrok, pochylił swój pysk do otworu pudła. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy szybko wsunął się do środka, zanurzając się w ciemności. Najemnik nie został sam.
— Altair?