Od Earla CD. Maerose

 Młody samiec Gamma stał i w milczeniu wpatrywał się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła suczka o kruczoczarnej sierści, jego własna siostra. Na Maerose skierował swoją uwagę dopiero wtedy, gdy powiedziała, że tym razem naprawdę powinni ze sobą porozmawiać. Mimowolnie rzucił jej gniewne spojrzenie, może dlatego, że nie ufała jego młodszej siostrze, a może dlatego, że czuł frustrację związaną z rozmową, którą wcześniej czy później będą musieli odbyć, a której nie potrafił poprowadzić.
— Davonna dochowa milczenia — rzucił bez zastanowienia, a po chwili dodał: — Jednak masz rację, powinniśmy w końcu zrobić coś z... zaistniałą sytuacją. Maerose, daj mi czas, żeby to wszystko przemyśleć, okej? — Westchnął bezgłośnie, a jego spojrzenie nieco złagodniało. — Dzisiaj nie mam do tego głowy i muszę jeszcze zerknąć na dokumentację. Obiecuję, że zaczepię cię, jak wszystko sobie poukładam, ty też pomyśl nad tym wszystkim. W porządku? 
Podpalana suczka skuliła nieznacznie uszy i przez chwilę wpatrywała się w swojego przełożonego, ale ostatecznie skinęła głową, przystając na jego propozycję. 
— Do zobaczenia — mruknęła chwilę przed opuszczeniem jego gabinetu. Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, już jej nie było.
 
Obiecał jej zastanowić się nad tym wszystkim, co między nimi zaszło i tak też zrobił. Długo i intensywnie myślał o ordynatorce, nieustannie gościła w jego umyśle, pojawiała się nawet w jego snach. Nie rozumiał swoich własnych uczuć, nie potrafił ich nazwać, rozróżnić. Czy to była miłość, czy może zwykłe pożądanie? Miał wrażenie, że nic już nie wie, jednak okazało się, że był pewien jednego — Maerose nie była mu obojętna. Nie potrafiłby się od niej oddalić, pragnął mieć ją przy sobie. Nie mógł pozwolić, aby stanęła u boku innego samca, czy też samicy. Jakkolwiek egoistycznie i źle by to nie brzmiało, chciał, żeby była jego. Nie miała być jego własnością, absolutnie, po prostu chciał... chciał, aby to na niego przelała całą swoją miłość, przywiązanie, chciał, aby oddała mu swoje serce. Ponieważ jego powoli zaczynało do niej należeć. Nawet nie wiedział, kiedy tak namieszała mu w głowie, kiedy zdobyła jego uczucia i poplątała je, niczym niewiele wartą nić, którą następnie spokojnie mogłaby owinąć sobie wokół palca. 
Sprawiała wrażenie mitycznej bogini miłości, która mąciła wśród śmiertelników i upajała ich swoimi czarami. Czuł się, jakby wypił coś pokroju eliksiru miłosnego, jakby podpisał wiążący jego duszę akt, uzależniający go od pięknej czarownicy, do której od tej chwili miał należeć. Był, o ironio, jak zapatrzony w swego pana pies. Poza Maerose nie widział świata, i tak, zdecydowanie była ona wiedźmą o nieziemskim uroku, której oddał swe serce, a może i swój byt w postaci duszy?
 
Był niemalże pewien swego położenia i gotów do rozmowy z czarującą księżniczką Alf, jednak zaskakujący bieg wydarzeń pokrzyżował mu wszelkie plany. 
Chociaż na moment Maerose utraciła główną rolę w teatrzyku rozgrywającym się w jego głowie, a jej miejsce zajęła śmierć emerytowanego samca Gamma. Uderzyła ona w Earla, niczym wystrzelony przez wroga w najmniej oczekiwanym momencie, śmiercionośny pocisk. Czy jego kwestie uczuciowe mogły się jeszcze bardziej pokomplikować?
Wszelkie zobowiązania wobec wiążących aktów przebiegłych bogiń i konsekwencje eliksirów miłosnych zeszły na dalszy plan, a panowanie objęły żal i rozgoryczenie. W miejscu, gdzie do tej pory tliła się wręcz szczenięca miłość, wkroczyła rozdzierająca pustka. 
 
— Aidanie, niech ziemia będzie Ci lekką, a pamięć po Tobie jako pierwszym samcu Gamma Północnych Krańców nigdy nie zaginie. — Ostatnie słowa pożegnalne przecięły głuchą ciszę i dotarły do uszu zgromadzonych.
Stał wyprostowany, z kamiennym wyrazem pyska, a jego płynny głos nie załamał się nawet na ułamek sekundy. Mimo że w głębi duszy miał ochotę łkać jak rozgoryczone szczenię. To jemu, jako synowi Aidana i jego następcy na stanowisku Gamma, przypadło ostatnie przemówienie żegnające samca. Musiał stłamsić w sobie emocje  nie był już dzieckiem, które nie ma nad nimi żadnej kontroli  i pozostać opanowanym, tak więc też zrobił. Gdyby pozwolił sobie na chwilę słabości, na pewno przybiłoby to jego matkę i siostrę, które i tak trawiła już żałoba. Chciał pozostać silny dla nich, chciał być ich opoką, jak przystało na najstarszego syna. Dlatego też porzucił swoje człowieczeństwo, przybrał beznamiętną maskę i godnie pożegnał ojca. Ojca, który był jego mentorem i niezastąpionym przyjacielem. Który od teraz będzie żył tylko i wyłącznie w jego wspomnieniach.
Zaczerpnął gwałtownie powietrze i zacisnął zęby, w myślach ganiąc się za chwilową słabość. Nie teraz, nie tutaj. Mojito stojący przez całą ceremonię gdzieś nieopodal niego, zabrał głos i złożył rodzinie zmarłego kondolencje, tym samym zakończywszy uroczystość pożegnania. Zebrani zaczęli się rozchodzić i Earl dopiero teraz odważył się na nich spojrzeć — przez cały ten czas tego unikał, nie chciał bowiem rozkleić się, napotkawszy widok zapłakanej matki. 
Jego wzrok natychmiast przyciągnęła smukła sylwetka, która w porównaniu do reszty tłumu, nawet nie drgnęła. Maerose stała w miejscu i świdrowała młodego Gammę ciemnymi ślepiami. W powietrzu wokół niej unosiły się drobne pyłki drzew, a ona sama oświetlana była przez ostatnie promienie słońca, w których jej czarna sierść lśniła szlacheckim blaskiem, przypominającym taflę wody.
Do czasu pogrzebu mającego miejsce kilka dni po śmierci Aidana, Earl zniknął z życia sfory i zaszył się w domowym zaciszu, w towarzystwie rodziny. Teraz napotkał ordynatorkę pierwszy raz od straty ojca. Odzwyczaił się od jej widoku i jeszcze bardziej niż zwykle wydała się mu prawdziwą boginią, istotą podobną do pięknych nimf czy rusałek, stworzeniem z wody i słońca.
Pragnę jej. 
Zamarł w miejscu, zapatrzony w suczkę i zdał sobie sprawę, że to ona może być lekarstwem na ciążącą mu wyrwę w piersi, że jest głodny jej miłości znacznie bardziej niż kiedykolwiek indziej. Serce zabiło mu szybciej. Świat wokół przestał dla niego istnieć, przez co nie zwrócił uwagi na zwracającego się do niego Mojito. To właśnie samiec Alfa ściągnął go z powrotem na ziemię i obdarzył sceptycznym spojrzeniem.
— Trzymaj się, Earl. Wiem, co czujesz. — Nawiązywał do śmierci własnego ojca, ale Earl nie miał głowy do rozmów z nim. Na szczęście samiec postanowił dać mu spokój, zapewne uznawszy, że jest nieobecny przez ciążącą żałobę, nie przez jego siostrę. — Pójdę do Davonny — rzucił na odchodne, ale znacznie mniej pewnym tonem niż przed chwilą. Czyżby obawiał się Earla w kwestii swojego romansu z lekarką? Postrzegał go jako nadopiekuńczego, starszego brata?
Gamma odmruknął coś w odpowiedzi, zbyt pochłonięty obecnością ordynatorki, która nie spuszczała z niego oczu. Wreszcie zostali sami. 
Wpatrywali się w siebie bez słowa, aż w końcu samiec zeskoczył ze skałki, na jakiej do tej pory stał i ruszył upojony w jej kierunku, niczym pirat wiedziony śpiewem podstępnych syren. 
— Hej — szepnęła i przechyliła lekko głowę.
— Maerose — wypalił bez zastanowienia, ale po chwili zorientował się, że za szybko otwiera klatkę swoich emocji, toteż odetchnął głęboko i zwolnił. — Hej. — Nerwowy uśmiech. — Mae, mieliśmy porozmawiać.
— Mieliśmy — przytaknęła, jak mu się zdawało, lekko zdziwiona. Pewnie spodziewała się, że po śmierci Aidana ich sprawa będzie musiała poczekać nieco dłużej. — Mów śmiało, jeśli chcesz zacząć.
Pobłądził wzrokiem po jej pysku i machnął nazbyt energicznie ogonem.
— Wiele przemyślałem i... i stwierdziłem, że nie potrafię bez ciebie żyć. — Była dla niego jak narkotyk, jednak nie powiedział tego na głos. — Chciałbym mieć cię przy sobie. Nie chcę relacji, jaką mieliśmy do tej pory, nie chcę chować się po kątach, niczym psotny szczeniak, a potem udawać, że się nie znamy. Nie chcę być przyjaciółmi z korzyściami, czy jak to zwą, bo nie mogę znieść myśli, że mogłabyś być z kimś innym. Cholera, nie chciałem tego mówić, bo ma to zły wydźwięk, ale chciałbym, żebyś była moja. Chciałbym pokazywać się u twojego boku, i zamiast kitrać się po gabinetach, zabierać cię w piękne miejsca. Ja.... nie musimy od razu wiązać się oficjalnie, moglibyśmy po prostu zacząć się spotykać. 
A co jeśli ona nie czuje tego samego? Jak głupim był, dopiero teraz zadając sobie to pytanie? Jak mógł nie pomyśleć o tym wcześniej? Kurwa.

Maerose?
1286 słów, + 15 j 

ŚMIERĆ — RAYWEYLIN

Sfora pogrążyła się w smutku oraz żałobie, z powodu odejścia za tęczowy most RAYWEYLINA. Wydarzenie to zmroziło wiele psów, Raywelin był bowiem zaledwie roczniakiem i miał przed sobą całe życie. Śmierć powitała go w swych objęciach zdecydowanie zbyt wcześnie. Samczyk został znaleziony na jednym z rzadziej odwiedzanych zakamarków plaży, gdzie wyrzuciło go morze. Nasi medycy jednoznacznie stwierdzili, iż przyczyną zgonu było utonięcie. To pierwsze w historii Północnych Krańców pożegnanie tak młodego psa.
Rayweylinie, niech ziemia będzie Ci lekką, a pamięć po Tobie nigdy nie zaginie. Byłeś promyczkiem i przyszłością naszego stada. Cheopsie, Tobie, jako opiekunowi Rayweylina, składamy nasze najszczersze kondolencje.
 
W imieniu całego przywództwa Północnych Krańców,
Earl, samiec Gamma
Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette