Ciche
westchnięcie mimowolnie wymknęło się z pyska Asteriusa, gdy usłyszał
ostatnie słowa towarzyszącego mu samca. A konkretniej bardzo niewygodne
dla niego pytanie. Zerknął na Cosmosa z frustracją, tym razem nawet
niespecjalnie starając się ją ukryć.
Płowy
pies przesadnie usiłował pozbyć się niezręcznej ciszy, Asterius
natomiast widocznie nie podzielał jego zapału i szczerze nie
interesowała go opowieść życiowa nowo poznanego. Jej fragmenty wpuścił
jednym uchem i wypuścił drugim. Jedynym aspektem dotyczącym Cosmosa,
który dotąd jakkolwiek przyciągnął uwagę drugiego samca była jego wiedza
w zakresie roślinności. Ach, i fakt, że miał przy sobie zioła. No i
jeszcze jego krew. Ta cholerna krew i jej kuszący zapach. I choćby
Asterius nie przyznał tego nawet przed samym sobą, zaintrygowała go
także ta dziwaczna, przeżuta papka, którą pomógł Cosmosowi nałożyć na
zranioną łapę. W jego rodzinnych stronach medycy stosowali podobne
metody. Co prawda używali nieco innych, bardziej charakterystycznych w
tamtych rejonach składników, ale wciąż było to coś, co w mgnieniu oka
przypomniało Asteriusowi o jego dawnym domu. Może Cosmos był tutejszym
medykiem? Nie, w końcu prosił o pomoc w znalezieniu jakiegoś. Może
zielarzem?
Nauczyciel
łowiectwa wyjątkowo poświęcił tej myśli kilka chwil, ale ostatecznie
doszedł do wniosku, że nie miało to żadnego znaczenia. To znaczy dla
niego. Liczył się fakt, że Cosmos całkiem sprawnie prowadził ich
naprzód. I że skutecznie zamaskował zapach swojej krwi, dzięki czemu
Asterius mógł odzyskać kontrolę nad własnym umysłem i nieco się
rozluźnić.
Ciemny
mieszaniec ponownie skupił się na kłopotliwym pytaniu, które otrzymał, w
międzyczasie pochylając głowę, aby przemknąć pod rozrośniętą gałęzią
grożącą mu wydłubaniem oczu.
—
Jak tu trafiłem? — odchrząknął, jakby właśnie pośród myśli wcale nie
przemknęła mu pełna poirytowania wiązanka przekleństw. — Hm... —
mruknął, ostrożnie zastanawiając się nad swoimi kolejnymi słowami. —
Opuściłem rodzinne stado i nieco podróżowałem. Dopóki nie natknąłem się
na Północne Krańce, które okazały się pierwszym miejscem wartym
zatrzymania.
Och.
Opuszczenie rodzinnego stada i podróżowanie to wiele powiedziane, ale w
gruncie rzeczy Asterius nie skłamał. Tylko... nieco podkolorował
rzeczywistość.
Spojrzał
przelotnie na Cosmosa. Zdawał sobie sprawę, że jego odpowiedź była
całkiem... oszczędna i obawiał się, że jego towarzysz będzie na tyle
nietaktowny, żeby wypytywać dalej, ale ostatecznie nie miał okazji się
przekonać.
Uwagę
obu psów przykuł duszący, nieco słodki zapach. Myśli Asteriusa błądziły
chaotycznie przez krótki moment, starając się odnaleźć odpowiednie
skojarzenie w zakątkach swoich wspomnień.
Rozkładające się zwłoki. To było to. Gnijące ciało.
— Jeleń? — Głos Cosmosa zdradził nutę konsternacji, gdy jego wzrok wreszcie odnalazł źródło nieprzyjemnej woni.
Asterius przystanął, a jego spojrzenie powędrowało w tym samym kierunku.
W
zaroślach leżało spore, zepsute przez zaawansowany już proces rozkładu
truchło. Wyglądało na nienaruszone przez drapieżniki, pozostało zbyt
dużo mięsa.
— Dziwne — rzucił sztywno nauczyciel łowiectwa i położył po sobie uszy.
I
choć jego żołądek przekręcał się w ostrzegawczy sposób, rozdrażniony
obrzydliwym zapachem zgnilizny, pies nie mógł odwrócić oczu od tego
obrazu. Był on... nie tyle co niecodzienny, był aż niepokojący. Bo niby
dlaczego żadne ze zwierząt nie skorzystałoby z tak obfitego posiłku?
— Pewnie chorował — zagaił Cosmos, jakby czytał mu w myślach.
Było
to bardzo sensowne wytłumaczenie. Asterius wiedział o tym, zwłaszcza
jako doświadczony myśliwy. A mimo tego coś, razem z rozjuszoną intuicją i
pulsującym bólem w skroni podpowiadało mu, że była to kwestia czegoś
znacznie innego. Ostatecznie jednak skinął nieznacznie głową w odpowiedzi na słowa towarzysza.
— Chodźmy dalej — mruknął, w końcu oderwawszy wzrok od padliny.
Zwrócił
się bezgłośnie do swoich bogów, ale wyglądało na to, że uczucie
niepokoju i tępa migrena nie zamierzały go opuszczać. Coraz częściej
czuł się, jakby stopniowo tracił zmysły i nie dawało mu to spokoju.
Cosmos?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz