Od Anubisa CD. Adary

Anubis popatrzył na towarzyszkę, jakby ta co najmniej ogłupiała.
— Zwariowałaś? — wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język.
Adara, jak sama przyznała, nigdy nie była w mieście, więc powinien był mieć to na uwadze. Zapewne wiele rzeczy, które dla niego, jako byłego kanapowca, nie były niczym nowym, ją przyprawiały o przerażenie. 
— A wyglądam, jakbym zwariowała? — zmarszczyła nos i prychnęła, najwidoczniej nieco urażona słowami samca. 
— Słuchaj — westchnął ciężko — mamy jedzenie podstawione niemalże pod nos i głupia ulica ma nas powstrzymać?  
— Powiedziałam ci już. Nie mam zamiaru zginąć dla jednego kawałka mięsa.
Anubis pokręcił z politowaniem głową, uśmiechając się pod nosem.
— Kto ci powiedział, że zginiesz? — uniósł łeb i wyprostował się, a zawadiacki wyraz wciąż zdobił jego pysk. — M'lady — zaczął, ale prędko urwał, napotkawszy gniewne spojrzenie suczki. Skulił nieznacznie uszy i odchrząknął. — Przed tobą stoi zaprawiony w boju zawodowiec. Wychowałem się w mieście i znam zasady, na jakich one działają, więc zwykła droga nie stanowi dla nas żadnej przeszkody. Bezpiecznie cię przez nią przeprowadzę.
Wiele psów wstydziło się bycia byłymi kanapowcami. A Anubis? Anubis potrafił puszyć się z tego powodu niczym najwytworniejszy paw, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła możliwość popisania się nabytymi w trakcie miejskiego życia umiejętnościami.
Przechylił lekko głowę i utkwił spojrzenie w zmieszanym obliczu Adary, wyczekując jakiejkolwiek reakcji z jej strony. Intuicja podpowiadała mu, że samica walczy sama ze sobą, jak powinna postąpić, mimo to był niemalże pewien jej decyzji, a zarazem swojej wygranej. Jedni powiedzieliby, że był najprościej w świecie zbyt zadufany w sobie, inni natomiast że zna wartość i wpływy własnej perswazji. Niezależnie od opinii innych na temat jego podejścia, przypadkiem czy też rzeczywistym darem przekonywania innych, udało mu się nakłonić suczkę na przekroczenie jezdni u jego boku.
— Niech będzie — mruknęła jakby od niechcenia i machnęła nerwowo ogonem. Wzrok Anubisa posunął gładko za jego ruchem, po czym ponownie skupił się na ślepiach towarzyszki, a sam samiec uśmiechnął się z satysfakcją.
— Nic ci nie będzie — upewnił ją i trącił puszystym zadkiem w biodro. 
Adara popatrzyła na niego spode łba.
— Nie dotykaj mnie bez pozwolenia — warknęła, jednak niewzruszony samiec posłał jej tylko kolejny ze swoich pobłażliwych uśmiechów.
Skoncentrował się na ulicy, kończąc tym samym swoje igraszki ze strażniczką, i rozejrzał dookoła. Dwa auta na lewo, trzecie zza rogiem. Pusto po prawej. 
— Teraz się skup — mruknął pod nosem do stojącej obok suczki. Nie otrzymał odpowiedzi, ale był pewien, że zastosuje się ona do jego zaleceń; być może ten jeden jedyny raz nie postrzegała go jako błazna, który postanowił się do niej przylepić, a jako swojego przewodnika. Od którego zależało jej życie. 
Dla Anubisa nie była to sprawa wyższej wagi. Przekraczanie jezdni było dla niego na porządku dziennym.
Zerknął w lewo, dwa samochody przejechały tuż przed nimi, trzeci rysował się w oddali. Prawa dalej pusta, jak zauważył. Nie było sensu dłużej czekać. 
— Teraz! — rzucił szybko, po czym ruszył naprzód i przebiegłszy przez mokrą drogę, w której odbijały się światła samochodów, wskoczył na przeciwległy chodnik. 
Pojazd jaki obserwował, zbliżał się nieubłaganie, a sam samiec nerwowym spojrzeniem odszukał Adarę, która właśnie w tej samej sekundzie przykleiła się do jego boku, cała spięta. Chłodny podmuch porwanego przez przejeżdżającą za nimi maszynę powietrza otulił ich ciała.
— Żyjesz? — popatrzył na skuloną suczkę z góry i przechylił lekko głowę. 
Tym razem nie został obdarowany uszczypliwą odzywką; strażniczka w odpowiedzi jedynie potaknęła. Domyślił się, że było to spowodowane stresem.  
 — W porządku. Teraz wystarczy zdobyć jedzenie — oznajmił, choć sam wciąż zastanawiał się, jaką taktykę lepiej obrać. Zadowolić człowieka wyuczonymi sztuczkami i wygłupić się przed towarzyszką, czy może porwać trochę mięsa, ale zaryzykować pierwszym lepszym, być może nawet gorszym łupem? 
Westchnął bezgłośnie, po czym zerknął na Adarę i skinął zachęcającą głową, dając jej do zrozumienia, aby ruszyli w kierunku budki z jedzeniem. 
Szli brukowaną alejką, przewijając się między nogami zabieganych ludzi, aż w końcu, zmęczony tym ruchem samiec, poprowadził ich do biegnącego wzdłuż tłocznego traktu parku, gdzie było znacznie spokojniej. Gdzieś między krzewami przewijał się obraz niewielkiego, lecz intensywnie pachnącego mięsem i przyprawami straganu, do którego zmierzali. Nieliczni ludzie spacerowali ścieżkami, czy to samotnie, czy w towarzystwie dzieci lub psów. Raz czy dwa Anubis zerknął z tęsknotą na czworonogi biegnące za rzuconą im piłeczką lub szybujące w powietrzu za dyskiem, nie powiedział jednak nic na ten temat; po pierwsze sam uciekł, po drugie, jak przypuszczał, Adara nie była w stanie go zrozumieć. Nie każdy urodził się kanapowcem, tak jak ty.
Popatrzył na nią, nieco zamyślony, zarówno swoją przeszłością, jak i wyobrażeniami na temat jej dawnego życia, kiedy solidna kropla wody spadła mu na nos. Zmarszczył brwi i uniósł wzrok ku stalowoszarym obłokom.
— Sprężmy się, zaraz znowu zacznie padać. Będziemy musieli poszukać suchego miejsca, żeby zjeść, he? — zastrzygł uszami, kiedy spadły na niego kolejne krople deszczu. 
Bycie mokrym nigdy mu nie przeszkadzało, uwielbiał deszczowe dni, jednak zdarzało się, że w ich trakcie jego tylna łapa zaczynała nawalać i rwać. Przypominała o sobie, przypominała o ostrych kłach, które niegdyś się w niej zatopiły, przypominała także o możliwości całkowitej utraty sprawności na starość.
Choć Anubis nigdy nie zdawał się tym przejmować. 
 
Adara?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette