Od Concorde'a CD. Erato

  W myślach plątały mu się same wyzwiska i przekleństwa, które kierowane były do następczyni Bet. Niewiele brakowało, żeby wymówił je na głos.
  Wściekłość wychodziła z niego z każdą sekundą. Wilczasty samiec sam nie był  pewien, czy to tak spożyte zioła uwrażliwiają ów emocje, czy tylko i wyłącznie było to spowodowane uwagą Erato. Concorde nie zamierzał tak po prostu, posłusznie niczym baranek, przyjąć radę (jego zdaniem niepotrzebne czepianie się) przyszłej dowódczyni wojsk. Nie widział żadnych wad, żadnej skazy w swej technice. Uważał, że w walce liczy się siła, gdyż bez niej bitwa jest natychmiastowo przesądzona. Mimo iż samca nie można było nazwać głupcem, to jednak podczas ćwiczeń działał często lekkomyślnie. Każdy raczej to widział, problem polegał na tym, że on był przeciwnego zdania.
— Proszę bardzo. Powalę cię. Może nie w ciągu pierwszej minuty walki, ale i tak cię powalę — warknęła jego rozmówczyni, co od razu wywołało u Concorde'a zadowolony, delikatnie pogardliwy uśmieszek.
— Dobrze, zobaczymy co potrafisz, księżniczko — odrzekł, ostatnie słowo wręcz wypluwając niczym trującą substancję. Spojrzał na nią pewnie i wrogo, napinając wszystkie mięśnie i przybierając pozycję bojową. Był wręcz pewien, że to on ją powali. Przecież Erato była samicą, a samice z reguły są słabsze, tak przynajmniej sądził syn Erydy.
  Już po chwili jego przeciwniczka zrobiła to co on, spoglądając na niego wzrokiem pełnym determinacji. Dźwięki wydawane przez resztę ćwiczących jakby zostały przygłuszone, Concorde skupił się na swym żywym celu. Krótko wpatrywał się w jej ślepia z zabójczością, zaraz po tym przechodząc do ataku.
  Wypruł na przód, wydając przy tym głośne warknięcie. Wybił się na łapach, sądząc, że w taki sposób może oszołomi Erato, zyskując tym samym przewagę. Łatwo jednak można było się domyślić, że przypominająca husky'ego suczka zareaguje na jego pierwszy ruch. Concordowi udało się tylko delikatnie pazurami zarysować bok przeciwniczki, gdyż ta wykonała unik. Samiec tracąc równowagę, z głośnym hukiem wylądował na ziemi, przetaczając się parę metrów. Po takim upadku mógł później spodziewać się kilku siniaków.
Ale nie to w tamtej chwili było ważne, szybko się podniósł, przez co lekko się zachwiał. Wzrokiem odnalazł Erato, która szykowała się do zaatakowania swego przeciwnika. Podobnie jak ona, zaczęli na siebie biec, a już po chwili zetknęli się swoimi ciałami.
   Pazury i kły poszły w ruch. Odpychali się, popychali, okładali, odpierali ataki, wykonywali uniki. Na ich ciałach pojawiło się kilka, mniejszych jak i nie ran, ale mimo to nie były jakoś szczególnie rozległe. Concorde wpadł w wir walki, nie mając pojęcia ile ona trwa. Może kilka, kilkanaście minut? Tego nie wiedział, za bardzo zatracił się w zaistniałej sytuacji. Jednak im dłużej trwała, tym większe zmęczenie i desperacje czuł. Erato świetnie sobie radziła i nawet tego faktu sam Concorde nie mógł zaprzeczyć, w ogóle nie spodziewał się czegoś takiego po niej, liczył na szybkie zwycięstwo, a tymczasem przewagę miała przyszła Beta. Jego ataki często były zbyt chaotyczne, nie przemyślane, chybił, a jego przeciwniczka to wykorzystywała. Mimo to dzielnie wytrzymywał, nie pokazując nawet odrobiny zwątpienia. Musiał wygrać i koniec. Ale nie poszło tak, jak to sobie samiec wymarzył.   Kolejny, nieprzemyślany i niedokładny ruch sprawiły, że wydarzyło się to, przed czym wcześniej przestrzegała go Erato. Runął na twarde podłoże, wydając przy tym syk bólu. Suczka przygniotła go do ziemi, jej łapy spoczywały na jego klatce piersiowej.
— Musisz jeszcze naprawdę wiele się nauczyć — zauważyła, przybierając triumfalny uśmiech. Concorde na jej słowa skrzywił się, a w jego ślepiach zatańczyły gniewne ogniki. O nie, nie może tak tego zostawić!
— Jeszcze nie wygrałaś, księżniczko — warknął i z całej siły odepchnął ją tylnymi łapami. Ta zrobiła kilka kroków w tył, a Concorde jak najszybciej się podniósł, po czym kontynuował walkę.
  Ponownie zaczęli wzajemnie się okładać, a samiec coraz bardziej dawał się ponieść swej złości. Z tego też powodu powoli zapominał, że ów walka miała teoretycznie być w formie treningu, że w momencie, w którym go powaliła powinien się poddać i zaakceptować porażkę. Zapominał, że ma do czynienia ze swą przyszłą dowódczynią. Jego ataki stawały się coraz bardziej agresywne i gwałtowne. W pewnym momencie całkowicie stracił kontrolę nad samym sobą.
  Przy nasuwającej się okazji, rzucił się na Erato, wbijając kły oraz pazury w jej kark najgłębiej jak tylko mógł. Tak jakby chciał zakończyć jej żywot. Przyszła Beta starała się go jakoś odepchnąć, wyrwać się z jego morderczego uścisku, ale on nie zamierzał tak szybko odpuszczać.
  I właśnie w tym momencie Enyalios i Eryda, widząc, że robi się zbyt poważnie i niebezpiecznie, zareagowali. Rzucili się w stronę walczących, próbując ich od siebie odciągnąć. Samiec Beta znajdował się przy córce, a Eryda przy Concordzie. Umysł Concorde'a wciąż znajdował się przy walce, przez co szarpał się, kiedy jego matka zaczynała go odciągać.
— Coś ty zrobił?! — dopiero wściekły głos matki całkowicie przywołał go do porządku. Samiec stojąc już kilka metrów od dawnej przeciwniczki, spojrzał tylko w gniewny wzrok Erydy, a następnie w stronę Enyaliosa i jego córki.
— To były ćwiczenia, sama tego chciała — odrzekł w swej obronie, wciąż dysząc z wysiłku i posyłając córce Enyaliosa nienawistne spojrzenie.

Erato?

Od Mojito C.D. Hebe

Mojito zatrzymał się w miejscu. Hebe stanęła zaraz przed nim. 
Szczeniak, a w zasadzie już prawie dorosły samiec, nie chciał aby to wszystko minęło od tak, jak pstryknięcie palcami. Marzył o tym by już na zawsze wszystko zostało tak jak jest teraz. Po minie swojej towarzyszki, wywnioskował, że ona też o tym marzy. Oboje w takim razie nie chcieli nic zmieniać w swoim życiu.
— Hebe... — szepnął, chcąc zwrócić na sobie uwagę suczki. Trójkolorowa podniosła pyszczek i spojrzała na niego zniechęcona. — Chciałbym aby to wszystko zostało takie jakie jest. — odparł. Widział jednak, że taka odpowiedź jej nie zadowoliła. — Gdyby rodzice zostawili mi jakiś wybór to... To oddałbym moje stanowisko Mae. Żeby tylko móc żyć jak dotychczas. — powiedział.
Nie mógł zrobić nic więcej. Jego rodzice nie dopuszczali do siebie jakichkolwiek sprzeciwów związanych z niechęcią do przyszłego stanowiska, które zostało nadane mu wbrew jego własnej woli i to tuż po urodzeniu. Hebe nie była zadowolona, jednak po ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez białego psa, delikatnie się uśmiechnęła. Ruszyli więc dalej, w milczeniu. Mojito nie wiedział jak rozpocząć rozmowę. Albo po prostu nie chciał się odzywać i po prostu delektował się towarzystwem suczki. Zależało mu na tej relacji, nie chciał tego zepsuć od tak. Już spędzali ze sobą mniej czasu niż wcześniej.
— Zobacz jak tu ładnie. — powiedziała w końcu Hebe, wyrywając Mojito z własnych rozmyśleń o tym, w jaki sposób pogodzić spotkania z nią i władanie stadem. Spojrzał w kierunku, który wskazywała brązowo-biała. 
Usiedli obok siebie na jednym z kamieni tworzących brzeg. Falująca woda fiordu od czasu do czasu docierała do ich łap, mocząc je. Nie przeszkadzało im to jednak. Wpatrywali się w dal.
— Nigdy nie siedziałem na drugim brzegu. — oznajmił suczce nie odrywając wzroku od zarysu miasta po drugiej stronie fiordu. Uśmiechnął się. Przypomniał sobie ich pierwszą wycieczkę do miasta, byli wtedy dużo młodsi niż są teraz, bowiem już niedługo dorosną.
— Bo zawsze spędzaliśmy czas razem w mieście. — powiedziała, spoglądając na niego. Odwrócił więc swoją głowę by móc na nią spojrzeć. Hebe tylko cicho westchnęła. — Już tak nie będzie? — spytała, spuszczając głowę.
— Jak? — przechylił delikatnie swój biały łebek. W rzeczywistości domyślał się o co może chodzić Hebe. Chciał jednak z nią porozmawiać. Odkąd się znają wymieniają tylko krótkie dialogi, delektując się swoim towarzystwem raczej w milczeniu. 
— Jak to „jak”? — mruknęła. — Nie będziemy się już tak często spotykać... Ba! Już nie spędzamy ze sobą tyle czasu co dawniej. Nie rozumiesz tego? Będziesz w końcu przywódcą, najważniejszym psem w stadzie.
— A ty wciąż będziesz moją przyjaciółką. — uśmiechnął się, kładąc swoją białą łapę na, mniejszej od jego, łapie suczki. Ta spojrzała na Mojito. — Owszem, będę alfą. Ale zależy mi na... — przerwał.
— Na? — popatrzyła na niego pytająco.
— Na naszej przyjaźni. — odpowiedział szybko. — Nieważne z resztą... — dodał, wstając i odchodząc od brzegu. Zdecydował się usiąść na trawie by poczekać na suczkę. Nie trwało to długo, bo już po chwili do niego dołączyła. — Chodźmy więc dalej. — powiedział, po czym wrócił na ścieżkę. Hebe dotrzymywała mu kroku.
Spacer wydawałby się być standardową przechadzką Mojito z Hebe, jednak dało się wyczuć napiętą atmosferę. Ściemniało się, więc biały szczeniak zaproponował swojej przyjaciółkę odprowadzenie do domu, na które przystała. 
Gdy byli już pod posiadłością zamieszkiwaną przez bety Mojito zatrzymał Hebe. Suczka spojrzała na niego zaskoczona. Ten zbliżył się by mogła usłyszeć jego szept.
— Słuchaj Hebe... — zaczął. — Może spędzimy parę dni w mieście? — spytał, a na jego uśmiechu pojawił się zadziorny uśmiech. Ten sam, który pojawiał się za każdym razem gdy proponował jej spacer do miasta.
— No nie wiem. — mruknęła. Mojito wiedział, że jej zmieszanie jest spowodowane tym iż mieliby tam spędzić kilka dni, a nie jedną noc tak jak jakiś czas temu. 
— Hebe, sama narzekałaś, że nie mam dla ciebie tyle czasu co kiedyś. — powiedział, uśmiechając się. — Zrobilibyśmy sobie wakacje od tego wszystkiego, zapomnieli na chwilę o naszych obowiązkach i przyszłości. — wyjaśnił. — Nie daj się prosić i chodź ze mną. — dodał po chwili.

< Hebe? >

WYRZUCENIE — MAIRON

W ostatnim okresie kolejni członkowie sfory mogli zauważać nieobecność MAIRONA, stratega wojennego Północnych Krańców. Nie pojawiał się on na treningach wojskowych, posłańcowi odesłanemu do zadania odszukania go nie udało się napotkać go również w jego własnej chacie czy gdziekolwiek na terenach stada. Mimo utworzenia specjalnego zespołu poszukiwawczego, do dziś nie udało się odnaleźć czarnego samca. Nie napotkano żadnych jego śladów, okoliczności jego zaginięcia są więc nieznane. 
Maironie, jeśli dotrą do ciebie te słowa, pamiętaj, że, jeśli zechciałbyś do nas powrócić, nasze granice są dla ciebie zawsze otwarte.

W imieniu całego Przywództwa Północnych Krańców,
Enyalios, samiec Beta

Od Hebe CD. Mojito

Popatrzyła na niego z pewną dozą niezrozumienia, przekrzywiając przy tym głowę i strzygąc uszami.
Nic jednak nie powiedziała, a przytaknęła tylko, czując jak po jej umyśle rozlewa się zdziwienie, pomiędzy którym krąży aż za wiele myśli, pomysłów, powodów, dla którego Mojito mógłby zarzucić takim pomysłem.
- Prowadź - wydusiła z siebie, kiedy zdołała wyrwać się z sieci zamyślenia, zaraz po tym gdy zorientowała się, że przyszły przywódca stada się w nią wpatruje.
Może pytał o ich cel albo o cokolwiek innego, a ona nie zdołała tego uchwycić? Postanowiła jednak nie zawracać sobie tym głowy i ruszyła u boku swojego przyjaciela, gdy ten zdecydował, w którym kierunku pójdą.
Szli przez jakiś czas w milczeniu, najpierw przez wioskę a później pośród drzew, gdzie rześkie powietrze pachniało zwierzyną i wilgocią, a do ich uszu docierały odgłosy natury.
Hebe w pewnym momencie przeniosła swoje spojrzenie na Mojito, a z jej gardła mimowolnie wydobyło się głośne westchnięcie, które zwróciło uwagę młodego samca na suczkę.
- Dlaczego nie chciałeś iść do miasta? - wypaliła szybko, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
Nie miała mu tego za złe! Po prostu... męczyła ją ciekawość, a może i nawet zmartwienie, dlaczego nagle coś się zmieniło. Coś, co przez kilka miesięcy pozostawało niemalże niezmienne.
Biały pies położył po sobie uszy.
- Wiesz, rzadko tutaj przebywamy, Hebe. Nie uważasz, że nasze tereny również zasługują na uwagę? I że mają urok nie mniejszy od miasta? - przekrzywił lekko łeb, nieugięcie wpatrując się w jej oczy.
- Urok mają nawet i większy od miasta. Ale... powiedz mi, czy to przez to, że niedługo dorastamy? - w jej głosie dało się wyłapać swego rodzaju lęk. - Czy to przez to, że niedługo zostaniesz Alfą? - powiedziała nieco pewniej, choć to zdanie zabrzmiało tak obco, nieprawdopodobnie i dziwnie.
I zdała sobie sprawę, że dopiero teraz zrozumiała. Zrozumiała, że dopadły ich szpony dojrzałości, że niekończąca się wolność uległa zniszczeniu, a co najważniejsze, że jej najdroższy przyjaciel i kompan przygód już niedługo miał zostać Alfą. Najważniejszym psem w stadzie. Miał się ustatkować, podjąć się odpowiedzialności opieki nad całą sforą, zostać stróżem tych terenów.
A ona, druga, ta później urodzona córka Bet, miała zostać łowcą. Prostym, lecz upragnionym przez samą siebie łowcą. Nie bała się tego brzemienia, to nie ono mroziło jej krew w żyłach - sprawiała to wizja ich przyszłej relacji. Wiedziała, że Mojito nie będzie miał już czasu na beztroskie wygłupy i zabawy. I że prawdopodobnie nie będzie już miał czasu dla niej samej. A co gorsze, podejrzewała, że prędzej znajdzie moment dla jej siostry, przyszłej Bety, niż dla niej. W końcu Mojito i Erato będą łączyć obowiązki i formalne sprawy.
Zatrzymała się nagle, mając wrażenie, jakby nagle cały jej świat legł w gruzach i popatrzyła smutno na samca. Który nie był już niezdarnym szczenięciem, a wyrośniętym następcą tronu. Jednym mogła się poszczycić - dorastali razem, na swoich oczach.
- To koniec naszej beztroski, mam rację? - bardziej stwierdziła, niż zapytała, choć w głębi duszy dalej miała głupią nadzieję na zupełnie inną odpowiedź.

Mojito?

Od Erato CD. Concorde'a

   Docierały do niej jedynie strzępki rozmowy, którą tuż obok niej prowadzili Enyalios i Eryda. Jak się domyślała, nie traciła przez to zapewne zbyt dużo cennych informacji. Podczas treningów ta dwójka rozmawiała zazwyczaj tylko o jednym - o ćwiczących wojach. Wzrok suczki utkwiony był właśnie w nich, od czasu do czasu przeskakując od jednego do drugiego. Ze wstydem musiała jednak zauważyć, że nie zwracała szczególnej uwagi na technikę wojskowych - po prostu się na nich gapiła.
   Gdzieś z boku stał Mairon, strateg wojenny. On nie ćwiczył w tym momencie ani walki, ani biegów, choć czasem uczestniczył w takowych treningach. W tym momencie pochylał się jednak nad stołem, na którym spoczywały jakieś papiery. Zapewne analizował strategię - choć obecnie w sforze panował pokój, nikt nie wiedział, co mógł przynieść los, co mogło się wydarzyć w tej kwestii chociażby jutro. Erato wiedziała, że jest on rasowym psem, a jego ojciec był nawet sławą w świecie psich wystaw - słyszała kiedyś, jak opowiadał o tym jej ojcu. Dzięki temu samiec zawsze był zadbany - choć dbałości o swój wygląd nie dało się odebrać żadnemu spośród członków sfory - jego sierść zawsze lśniła, pozbawiona jakichkolwiek kołtunów czy innych zanieczyszczeń, a sam jego chód wzbudzał już zazdrość następczyni Bet.
   Nieco na lewo od Mairona wykonaną ze słomy, liści i patyków owiniętych w rozmaite znalezione w mieście materiały kukłę mniej lub bardziej przypominającą wilka bądź dużego psa (która, swoją drogą, była wyrobem Laverne, której dzielnie asystowały półroczne wtedy Erato i Hebe) okładał bezlitośnie Rowan, żołnierz. Erato była gotowa westchnąć myśląc wyłącznie o jego sierści - przepięknej lśniącej szacie maści blue merle (tej nazwy nauczyła ją z kolei matka) - nie wspominając już nawet o tym, jak wyraźnie rysowały się pod nią mięśnie.
   Podobny do Rowana, lecz nieco niższy i ciutek bardziej krępy, był Cooper, goniec. Na nim jednak, podobnie jak na Connorze, szpiegu, spojrzenie zawiesiła jedynie na chwilę. Wiedziała, że są parą, chyba każdy należący do społeczności ich stada już o tym wiedział. Nie przeszkadzało jej to - była na tyle młoda, że, dorastając z tą informacją gdzieś z tyłu głowy, nie widziała w tym nic dziwnego - po prostu... Chyba po prostu przyglądanie się im mijało się z celem, gdy robiła to tylko i wyłącznie przez buzujące w niej młodzieńcze hormony, a oni byli już w, jak jej się zdawało, szczęśliwym związku.
   Co zdziwiło ją bardziej, o wiele dłużej jej wzrok spoczął na dwóch pozostałych członkach wojska - Saharze i Vesper. Nie sądziła, że przedstawicielki tej samej płci, której przykładem była i ona sama, mogły wzbudzać jej zainteresowanie na równi z samcami. Czy to aby na pewno było normalne i zdrowe? Ale jak tu się oprzeć, gdy niska suczka pełniąca rolę gońca, której brązowa, wręcz czekoladowa sierść tak falowała, gdy biegła, poruszała się z taką gracją? Jak tu się oprzeć, gdy zazwyczaj wymigująca się od ćwiczeń ruda samica, szpieg, miała na pysku tak cudny uśmieszek, który trudno było jednoznacznie nazwać (może był pełen triumfu? może był to jedynie zawadiacki uśmieszek, mający pokazać jej stosunek do tego wszystkiego co musiała robić na treningu?) za każdym razem, gdy coś jej się udało?
   - Księżniczka nie uczestniczy w treningu? - usłyszała nagle gdzieś w okolicy swojego prawego ucha. Ten kpiący ton rozpoznałaby już nawet w środku nocy.
   - Księżniczka dzisiaj jedynie obserwuje trening. Jako przyszła Beta powinna potrafić oceniać go z boku, wyciągać z niego wnioski, na przykład dotyczące kondycji wojskowych czy gotowości wojska do ewentualnej wojny, która mogłaby wybuchnąć w każdej chwili - mruknęła, nawet nie zawracając sobie głowy rzuceniem mu choć przelotnego spojrzenia.
   Concorde jedynie prychnął. Wyminął ją i stanął obok Rowana, tuż przed drugą kukłą, której zaczął spuszczać łomot. Wywróciła oczami.
   - Co jest nie tak w technice Concorde'a? - mruknął do niej ojciec, jakby czytając jej w myślach.
   - To, że on nie ma techniki - prychnęła, tak jak to uczynił wcześniej samczyk, o którym rozmawiali.
   - Erato - jednym słowem Enyalios przywrócił ją do pionu.
   - Przepraszam, tato - skuliła się nieco, lecz już po chwili znów wyprostowała. - Concorde zadaje dość chaotyczne ciosy. Stawia na siłę, bo wie, że jest silny, ale przez niewystarczającą precyzję zdarza mu się chybić. Powinien znaleźć złoty środek pomiędzy siłą a dokładnością, jeśli chce mieć jakiekolwiek szanse w prawdziwej walce.
   - Dokładnie - skinął łbem. - Twoim zadaniem jako Bety podczas treningów będzie nie tylko zauważanie błędów wojskowych, lecz także uświadamianie im ich. Tylko tak możesz się przyczynić do wzrostu ich umiejętności.
   - Dobrze rozumiem, że chcesz, żebym teraz do niego podeszła i wytknęła mu błąd? - spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Znasz Concorde'a - parsknęła.
   - Nie. Nie masz mu "wytknąć błędów". Masz mu pokazać, co jeszcze musi poprawić, żeby być jak najlepszym w tym, co robi.
   Skinęła jedynie łbem. Wiedziała, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Podeszła do wciąż znęcającego się nad rozpadającą się powoli kukłą młodego samca i odchrząknęła, próbując zdobyć jego uwagę.
   - Concorde - odezwała się w końcu, gdy kasłanie i charczenie nie zadziałało.
   - Czego chcesz? - warknął, odwracając się do niej szybko, machając łapą niebezpiecznie blisko jej krtani, jakby przez chwilę pomylił ją z tamtym wyrobem z naturalnych materiałów i tkanin.
   - Chcę dać ci radę, wiesz, jako przyszła Beta - zaczęła niepewnie, lecz już po chwili się wyprostowała. O nie, nie da mu się zastraszyć. - Jesteś silny. Oboje to wiemy. Ale za bardzo polegasz na swojej sile. W walce nie chodzi o takie chaotyczne okładanie kogoś ciosami, jak to właśnie zademonstrowałeś na tej kukle. Brakuje ci precyzji. W walce trzeba myśleć. Musisz połączyć precyzję i siłę, jeśli nie chcesz zostać powalony w pierwszej minucie walki z prawdziwym przeciwnikiem.
   - I co, może jeszcze chcesz mi to zademonstrować, co, księżniczko? - prychnął, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się jej słowami.
   - Proszę bardzo - wywróciła oczami, podchodząc do kukły.
   - Nie. Nie tak. W prawdziwej walce. W "walce z prawdziwym przeciwnikiem", jak to nazwałaś. Powalisz mnie w ciągu pierwszej minuty?
   Drwił z niej. Podpuszczał ją. Doskonale o tym wiedziała, ale nie mogła się powstrzymać, więc bez chwili zawahania warknęła:
   - Proszę bardzo. Powalę cię. Może nie w ciągu pierwszej minuty walki, ale i tak cię powalę.

Concorde?
Jeśli rzeczywiście dojdzie do walki, masz pozwolenie na jakieś "porysowanie" Erato, żeby miała jakąś bliznę czy dwie później.

Od Mojito C.D. Hebe

Tamten dzień mieli spędzić tylko we dwójkę. W centrum miasta. To jednak się nie stało. Trafili na zebranie psów, które wyglądem nie przypominały członków stada [nie wliczając w to psa bety i gammy]. Były to psy dobrze zbudowane, o smukłej i wysportowanej sylwetce. Mojito już je kiedyś widział. Jak się później dowiedzieli, psy należały do zaprzęgu. Przyszły alfa i córka bet siedzieli wraz z nimi, wymieniając co jakiś czas spojrzenia. Białe szczenię było zafascynowane, jak się później dowiedzieli, rasowymi psami husky. 
— Wpadnijcie kiedyś na wyścigi zaprzęgów. Zjadą się z różnych części Norwegii. — powiedziała na pożegnanie młoda suka o jasnym, dwukolorowym umaszczeniu. Szczenięta tylko skinęły głowami.
Na tereny stada wracali nie przestając rozmawiać o psach z miasta. Hebe jednak nie była tak zauroczona rasowymi psami jak jej towarzysz. Było to słychać w tonie jej wypowiedzi na ich temat. Mojito jednak ignorował to wszystko. Widział siebie w tym zaprzęgu. Z rozmyśleń wyrwała go jednak Hebe. Dotarli bowiem do jej domu. Mojito uśmiechnął się do niej tylko na pożegnanie i ruszył do własnego domu.
Życie toczyło się dalej. Mojito rósł coraz bardziej, na jego głowę spadało też coraz więcej obowiązków. Nie miał zbyt dużo czasu dla siebie. Spotkania z Hebe zostały ograniczone przez jego rodziców do minimum. Uważali je za zbyteczne, bo przecież spotykają się w szkole, a Mojito musi swój wolny czas poświęcać na naukę rządzenia stadem, do których on i tak nie przywiązywał zbyt dużej wagi. Wpuszczał jednym uchem, wypuszczał drugim.
Dzisiejszy dzień okazał się dla niego zbawienny. Rodzice mieli coś do załatwienia, cały dzień biegali z jednego miejsca do drugiego. Mojito miał więc wolne, z czego był niesamowicie zadowolony. Wymknął się więc z domu i wolnym krokiem, wydeptaną ścieżką szedł w stronę domu bet. Po drodze minął go samiec beta, a kawałek później jego partnerka. Białe szczenię wzruszyło tylko ramionami i szło dalej. Hebe zauważył przed jej domem. Leżała na plecach z zamkniętymi oczami na jednym z większych kamieni. Delektowała się ostatnimi letnimi promieniami słońca.
— Co oni dzisiaj tacy zabiegani? — zapytał, kładąc się na jeszcze zielonej trawie obok kamienia, na którym leżała jego przyjaciółka. Suczka otworzyła ślepia i zmieniła pozycję by móc spojrzeć na białego psa.
— Nie wiem. — wzruszyła ramionami. — Ale jeśli twoja wizyta jest tym spowodowana... To mogą to robić częściej. — uśmiechnęła się do niego. Mojito nie odwzajemnił jednak jej gestu.
— Pójdziemy się przejść? — spytał, podnosząc się z podłoża. 
— Standardowo do miasta? — zeskoczyła z kamienia i stanęła naprzeciwko niego. Mojito pokiwał tylko przecząco głową.
— Nie tym razem. — oznajmił. — Wyjątkowo po terenach stada. Co ty na to? — uśmiechnął się do niej zadziornie.

< Hebe? >

POSTARZANIE

W dniu dzisiejszym witamy wrzesień, żegnamy się z wakacjami i wracamy do szkoły [nie wliczamy w to studentów, którzy mają jeszcze miesiąc wolnego]. W związku z tymi wydarzeniami przychodzimy z wrześniowym postarzaniem, którym objęci są wszyscy członkowie stada.
Wszystkie szczenięta mają po postarzaniu po półtora roku, więc proszę o tworzenie formularzy dorosłych już psów. Można również wysyłać je na pocztę administracji lub pozostawić w wersji roboczej na bloggerze, skąd w dniu postarzania do lat dwóch zostanie wzięty. Przypominam również o zadaniach, które dorastające szczenięta muszą wykonać. 

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette