Nic jednak nie powiedziała, a przytaknęła tylko, czując jak po jej umyśle rozlewa się zdziwienie, pomiędzy którym krąży aż za wiele myśli, pomysłów, powodów, dla którego Mojito mógłby zarzucić takim pomysłem.
- Prowadź - wydusiła z siebie, kiedy zdołała wyrwać się z sieci zamyślenia, zaraz po tym gdy zorientowała się, że przyszły przywódca stada się w nią wpatruje.
Może pytał o ich cel albo o cokolwiek innego, a ona nie zdołała tego uchwycić? Postanowiła jednak nie zawracać sobie tym głowy i ruszyła u boku swojego przyjaciela, gdy ten zdecydował, w którym kierunku pójdą.
Szli przez jakiś czas w milczeniu, najpierw przez wioskę a później pośród drzew, gdzie rześkie powietrze pachniało zwierzyną i wilgocią, a do ich uszu docierały odgłosy natury.
Hebe w pewnym momencie przeniosła swoje spojrzenie na Mojito, a z jej gardła mimowolnie wydobyło się głośne westchnięcie, które zwróciło uwagę młodego samca na suczkę.
- Dlaczego nie chciałeś iść do miasta? - wypaliła szybko, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
Nie miała mu tego za złe! Po prostu... męczyła ją ciekawość, a może i nawet zmartwienie, dlaczego nagle coś się zmieniło. Coś, co przez kilka miesięcy pozostawało niemalże niezmienne.
Biały pies położył po sobie uszy.
- Wiesz, rzadko tutaj przebywamy, Hebe. Nie uważasz, że nasze tereny również zasługują na uwagę? I że mają urok nie mniejszy od miasta? - przekrzywił lekko łeb, nieugięcie wpatrując się w jej oczy.
- Urok mają nawet i większy od miasta. Ale... powiedz mi, czy to przez to, że niedługo dorastamy? - w jej głosie dało się wyłapać swego rodzaju lęk. - Czy to przez to, że niedługo zostaniesz Alfą? - powiedziała nieco pewniej, choć to zdanie zabrzmiało tak obco, nieprawdopodobnie i dziwnie.
I zdała sobie sprawę, że dopiero teraz zrozumiała. Zrozumiała, że dopadły ich szpony dojrzałości, że niekończąca się wolność uległa zniszczeniu, a co najważniejsze, że jej najdroższy przyjaciel i kompan przygód już niedługo miał zostać Alfą. Najważniejszym psem w stadzie. Miał się ustatkować, podjąć się odpowiedzialności opieki nad całą sforą, zostać stróżem tych terenów.
A ona, druga, ta później urodzona córka Bet, miała zostać łowcą. Prostym, lecz upragnionym przez samą siebie łowcą. Nie bała się tego brzemienia, to nie ono mroziło jej krew w żyłach - sprawiała to wizja ich przyszłej relacji. Wiedziała, że Mojito nie będzie miał już czasu na beztroskie wygłupy i zabawy. I że prawdopodobnie nie będzie już miał czasu dla niej samej. A co gorsze, podejrzewała, że prędzej znajdzie moment dla jej siostry, przyszłej Bety, niż dla niej. W końcu Mojito i Erato będą łączyć obowiązki i formalne sprawy.
Zatrzymała się nagle, mając wrażenie, jakby nagle cały jej świat legł w gruzach i popatrzyła smutno na samca. Który nie był już niezdarnym szczenięciem, a wyrośniętym następcą tronu. Jednym mogła się poszczycić - dorastali razem, na swoich oczach.
- To koniec naszej beztroski, mam rację? - bardziej stwierdziła, niż zapytała, choć w głębi duszy dalej miała głupią nadzieję na zupełnie inną odpowiedź.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz