Od Erato CD. Concorde'a

   Docierały do niej jedynie strzępki rozmowy, którą tuż obok niej prowadzili Enyalios i Eryda. Jak się domyślała, nie traciła przez to zapewne zbyt dużo cennych informacji. Podczas treningów ta dwójka rozmawiała zazwyczaj tylko o jednym - o ćwiczących wojach. Wzrok suczki utkwiony był właśnie w nich, od czasu do czasu przeskakując od jednego do drugiego. Ze wstydem musiała jednak zauważyć, że nie zwracała szczególnej uwagi na technikę wojskowych - po prostu się na nich gapiła.
   Gdzieś z boku stał Mairon, strateg wojenny. On nie ćwiczył w tym momencie ani walki, ani biegów, choć czasem uczestniczył w takowych treningach. W tym momencie pochylał się jednak nad stołem, na którym spoczywały jakieś papiery. Zapewne analizował strategię - choć obecnie w sforze panował pokój, nikt nie wiedział, co mógł przynieść los, co mogło się wydarzyć w tej kwestii chociażby jutro. Erato wiedziała, że jest on rasowym psem, a jego ojciec był nawet sławą w świecie psich wystaw - słyszała kiedyś, jak opowiadał o tym jej ojcu. Dzięki temu samiec zawsze był zadbany - choć dbałości o swój wygląd nie dało się odebrać żadnemu spośród członków sfory - jego sierść zawsze lśniła, pozbawiona jakichkolwiek kołtunów czy innych zanieczyszczeń, a sam jego chód wzbudzał już zazdrość następczyni Bet.
   Nieco na lewo od Mairona wykonaną ze słomy, liści i patyków owiniętych w rozmaite znalezione w mieście materiały kukłę mniej lub bardziej przypominającą wilka bądź dużego psa (która, swoją drogą, była wyrobem Laverne, której dzielnie asystowały półroczne wtedy Erato i Hebe) okładał bezlitośnie Rowan, żołnierz. Erato była gotowa westchnąć myśląc wyłącznie o jego sierści - przepięknej lśniącej szacie maści blue merle (tej nazwy nauczyła ją z kolei matka) - nie wspominając już nawet o tym, jak wyraźnie rysowały się pod nią mięśnie.
   Podobny do Rowana, lecz nieco niższy i ciutek bardziej krępy, był Cooper, goniec. Na nim jednak, podobnie jak na Connorze, szpiegu, spojrzenie zawiesiła jedynie na chwilę. Wiedziała, że są parą, chyba każdy należący do społeczności ich stada już o tym wiedział. Nie przeszkadzało jej to - była na tyle młoda, że, dorastając z tą informacją gdzieś z tyłu głowy, nie widziała w tym nic dziwnego - po prostu... Chyba po prostu przyglądanie się im mijało się z celem, gdy robiła to tylko i wyłącznie przez buzujące w niej młodzieńcze hormony, a oni byli już w, jak jej się zdawało, szczęśliwym związku.
   Co zdziwiło ją bardziej, o wiele dłużej jej wzrok spoczął na dwóch pozostałych członkach wojska - Saharze i Vesper. Nie sądziła, że przedstawicielki tej samej płci, której przykładem była i ona sama, mogły wzbudzać jej zainteresowanie na równi z samcami. Czy to aby na pewno było normalne i zdrowe? Ale jak tu się oprzeć, gdy niska suczka pełniąca rolę gońca, której brązowa, wręcz czekoladowa sierść tak falowała, gdy biegła, poruszała się z taką gracją? Jak tu się oprzeć, gdy zazwyczaj wymigująca się od ćwiczeń ruda samica, szpieg, miała na pysku tak cudny uśmieszek, który trudno było jednoznacznie nazwać (może był pełen triumfu? może był to jedynie zawadiacki uśmieszek, mający pokazać jej stosunek do tego wszystkiego co musiała robić na treningu?) za każdym razem, gdy coś jej się udało?
   - Księżniczka nie uczestniczy w treningu? - usłyszała nagle gdzieś w okolicy swojego prawego ucha. Ten kpiący ton rozpoznałaby już nawet w środku nocy.
   - Księżniczka dzisiaj jedynie obserwuje trening. Jako przyszła Beta powinna potrafić oceniać go z boku, wyciągać z niego wnioski, na przykład dotyczące kondycji wojskowych czy gotowości wojska do ewentualnej wojny, która mogłaby wybuchnąć w każdej chwili - mruknęła, nawet nie zawracając sobie głowy rzuceniem mu choć przelotnego spojrzenia.
   Concorde jedynie prychnął. Wyminął ją i stanął obok Rowana, tuż przed drugą kukłą, której zaczął spuszczać łomot. Wywróciła oczami.
   - Co jest nie tak w technice Concorde'a? - mruknął do niej ojciec, jakby czytając jej w myślach.
   - To, że on nie ma techniki - prychnęła, tak jak to uczynił wcześniej samczyk, o którym rozmawiali.
   - Erato - jednym słowem Enyalios przywrócił ją do pionu.
   - Przepraszam, tato - skuliła się nieco, lecz już po chwili znów wyprostowała. - Concorde zadaje dość chaotyczne ciosy. Stawia na siłę, bo wie, że jest silny, ale przez niewystarczającą precyzję zdarza mu się chybić. Powinien znaleźć złoty środek pomiędzy siłą a dokładnością, jeśli chce mieć jakiekolwiek szanse w prawdziwej walce.
   - Dokładnie - skinął łbem. - Twoim zadaniem jako Bety podczas treningów będzie nie tylko zauważanie błędów wojskowych, lecz także uświadamianie im ich. Tylko tak możesz się przyczynić do wzrostu ich umiejętności.
   - Dobrze rozumiem, że chcesz, żebym teraz do niego podeszła i wytknęła mu błąd? - spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Znasz Concorde'a - parsknęła.
   - Nie. Nie masz mu "wytknąć błędów". Masz mu pokazać, co jeszcze musi poprawić, żeby być jak najlepszym w tym, co robi.
   Skinęła jedynie łbem. Wiedziała, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Podeszła do wciąż znęcającego się nad rozpadającą się powoli kukłą młodego samca i odchrząknęła, próbując zdobyć jego uwagę.
   - Concorde - odezwała się w końcu, gdy kasłanie i charczenie nie zadziałało.
   - Czego chcesz? - warknął, odwracając się do niej szybko, machając łapą niebezpiecznie blisko jej krtani, jakby przez chwilę pomylił ją z tamtym wyrobem z naturalnych materiałów i tkanin.
   - Chcę dać ci radę, wiesz, jako przyszła Beta - zaczęła niepewnie, lecz już po chwili się wyprostowała. O nie, nie da mu się zastraszyć. - Jesteś silny. Oboje to wiemy. Ale za bardzo polegasz na swojej sile. W walce nie chodzi o takie chaotyczne okładanie kogoś ciosami, jak to właśnie zademonstrowałeś na tej kukle. Brakuje ci precyzji. W walce trzeba myśleć. Musisz połączyć precyzję i siłę, jeśli nie chcesz zostać powalony w pierwszej minucie walki z prawdziwym przeciwnikiem.
   - I co, może jeszcze chcesz mi to zademonstrować, co, księżniczko? - prychnął, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się jej słowami.
   - Proszę bardzo - wywróciła oczami, podchodząc do kukły.
   - Nie. Nie tak. W prawdziwej walce. W "walce z prawdziwym przeciwnikiem", jak to nazwałaś. Powalisz mnie w ciągu pierwszej minuty?
   Drwił z niej. Podpuszczał ją. Doskonale o tym wiedziała, ale nie mogła się powstrzymać, więc bez chwili zawahania warknęła:
   - Proszę bardzo. Powalę cię. Może nie w ciągu pierwszej minuty walki, ale i tak cię powalę.

Concorde?
Jeśli rzeczywiście dojdzie do walki, masz pozwolenie na jakieś "porysowanie" Erato, żeby miała jakąś bliznę czy dwie później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette