Delikatnie ujęło go wyznanie suni, odnośnie tego, że się martwiła. Naprawdę przyjemnie było usłyszeć coś takiego od drugiej osoby. W tych słowach kryło się coś nieco podbudowującego dla obrońcy, biorąc pod uwagę fakt, iż ich relacja znajdowała się jeszcze w fazie krótkiej znajomości. Krótkiej, ale jakże intensywnej.
Te przemyślenia musiał jednak porzucić na jakiś czas, gdyż nie zamierzał pozostawić sforowej pielęgniarki bez odpowiedzi.
— Tak, mieliśmy naprawdę ogromne szczęście — przyznał pewnie. Chcąc podtrzymać rozmowę, kontynuował: — O wiele bardziej wolę pomóc takim przybyszom, niż wdawać się w różnego rodzaju potyczki — wyznał pogodnym tonem, spoglądając na pyszczek rozmówczyni. Suczka przez moment zdawała się nad czymś myśleć, jednak prędko obdarzyła go spojrzeniem swoich dwukolorowych ślepi.
— Jak najbardziej rozumiem twoją postawę — sunia pokiwała łebkiem z przekonaniem. Obrońca uśmiechnął się delikatnie na jej gest. — Mnie również nie za bardzo widzi się prowadzenie z kimś konfliktu — dodała, a dodatkowo jej pyszczek opuścił cichy chichot. Obrońca już chciał dorzucić kolejne słowa, lecz Koe go uprzedziła: — A czy musiałeś kiedykolwiek walczyć z jakimś intruzem na terenach stada? — tym razem w jej głosie zagościła nutka zainteresowania.
Cheops podniósł odrobinę pysk do góry, próbując przywieść z pamięci wspomnienie, związane z pytaniem Koe.
— Trafiłem raz na niezbyt przyjemnego młodziaka, ale po paru ostrzeżeniach zdecydował się posłusznie opuścić tereny — odparł po chwili ciszy. — Jeszcze nie byłem zmuszony, aby użyć siły i mam nadzieję, że nigdy nie będę — dodał z pobrzmiewającą nadzieją, w duchu zastanawiając się, jaki los spotkał włóczęgę.
— Też mam taką nadzieję — przyznała wesoło. Jej towarzysz uśmiechnął się szerzej, a jego ślepia obdarzone były małą iskierką czułości, wywołanej owymi słowami.
Cisza zagościła wśród obrońcy i pielęgniarki. Cheops nie odczuwał potrzeby, by ją burzyć i najwyraźniej jego towarzyszka również podzielała tę opcję. Dla samca nie była ona w żadnym wypadku niezręczna, doskonale się czuł, idąc w ciszy obok suczki.
Usiedli nad brzegiem wodnego zbiornika, przez chwilę wpatrując się w horyzont. Do głowy dobermana przybył pewien pomysł, który, być może, mógłby nieco urozmaicić to spotkanie. Podniósł się ociężale, zatapiając łapę w nieco chłodnej cieczy.
— Chcesz popływać? — skierował ciemne ślepia na Koemedagg. — Nie jest aż tak zimna — stwierdził, unosząc, odrobinę zawadiacko, kąciki pyska i coraz śmielej się zanurzając.
Od tamtego spotkania pielęgniarki i obrońcy minęło kilka tygodni. Ciepłe dni odeszły, ustępując miejsca surowej, choć równie pięknej, zimie. Cheops przez ten czas miał bardzo ograniczony kontakt z Koe, a szczerze mówiąc, w ogóle jej nie widywał. Samiec w głównej mierze przebywał w domu, wciąż będąc w żałobie po przybranym synu. Nie odczuwał potrzeby, by spotykać się z innymi. Jego każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo - przychodził do koszar, czasem odbywał patrole, a po skończeniu obowiązków zawsze udawał się prosto do domu, ginąc pod ciepłym, starym kocem.
Jednak tego dnia doberman musiał dokonać małych zmian w swoim grafiku. Wszystko za sprawą dzisiejszego treningu, podczas którego obrońca dorobił się dość rozległej rany na swojej przedniej łapie. Nie poszedł jednak do sanitariuszki, tak jak mu poleciła samica Beta. Odmówił również zaoferowanej pomocy zaprowadzenia go do medyka, gdyż jego zdaniem uraz nie był aż tak poważny.
Dokuśtykał do szpitala, co nie okazało się proste, jak Cheo przypuszczał, dzięki grubej warstwie śniegu, przez którą samiec musiał się przebić. Przemierzał budynek, szukając uważnym wzrokiem kogokolwiek z personelu. Przystanął, gdy dostrzegł bardzo dobrze mu znaną pielęgniarkę. Z daleka obserwując nieświadomą jego obecności suczkę, zdał sobie sprawę, jak nieelegancko się zachował, urywając z nią tak nagle kontakt. Miał jednak nadzieję, że Koe nie czuła do niego urazy oraz że rozumiała jego potrzebę samotności. Przecież każdy mieszkaniec stada był świadomy utraty, jaką Cheops doświadczył, jasna więc była jego decyzja o chwilowej izolacji.
Zebrał w sobie pewność i ruszył w stronę pielęgniarki, skupiając jej uwagę, kiedy znalazł się blisko. Sunia skierowała na niego nieco zaskoczone spojrzenie, które zaraz powędrowało na jego ranną łapę.
— Cześć — zagaił pierwszy, siląc się na słaby uśmiech.
— Cheops — wypaliła, delikatnie unosząc kąciki pyska. — Cześć — dodała pogodnie.
— Możesz się tym zająć? — uniósł odrobinę swoją kończynę, patrząc się na nią niepewnie. Suczka chwilę przyglądnęła się ranie.
— Oczywiście — odparła natychmiast, gestem łba każąc mu za nią podążać. Cheops skinął głową, wykonując jej polecenie i szybko się z nią równając.
— Przepraszam, że się nie odzywałem tyle czasu — zagadnął ze skruchą. — Potrzebowałem samotności — wyznał, darząc Koe przepraszającym wzrokiem.
Koe?