Od Nikolaia CD. Dantego

    Nikolai w milczeniu skinął pyskiem. Niedźwiedzie nie były w okolicy żadnym fenomenem, jednak zwykle trzymały się w pewnej odległości od psich terenów - zapewne wyczuwając obcy zapach i trafnie uznając wioskę za nieswoje terytorium - zaś o tej porze roku większość osobników nie wysuwała nosa ze swoich jaskiń. Będzie musiał powiadomić o tym kogoś z przywódca czy grona łowieckiego, by członkowie pozostawali czujni i podobny wypadek nie wydarzył się po raz drugi. Co zaś tyczyło się rannego samca, miał pecha. 
     Choć właściwie Nikolai nigdy nie wierzył w "szczęście" ani "pecha". Mityczne fatum ciążące nad żywotami czy antyczna fortuna splatająca koleje ludzkiego - lub psiego - losu od zawsze zdawały mu się słabym wytłumaczeniem czyjegoś postępowania. Każde wydarzenie powstawało za sprawą ciągu czynników, często złączonych ze sobą w sposób nieprzewidywalny, lecz nigdy przypadkowy. Ktoś mógł - tak jak Dante - znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, owszem. Stanowiło to jednak jedynie zupełnie logiczny zbieg okoliczności, zaś poszukiwanie wyjaśnienia pośród sił wyższych było całkowicie zbędne. Pech. Szczęście. Prosty bieg świata łączący ze sobą wątki. Jedno i to samo. 
     Lekarz zorientował się, że nie odpowiedział, dopiero gdy biały samiec odchrząknął. Błądził wzrokiem gdzieś po pomieszczeniu, najwyraźniej pragnąc nie tyle co przyciągnąć uwagę niedoszłego rozmówcy, lecz zamaskować niezręczną ciszę, jaka zawisła pomiędzy nimi. Nikolai pozostawał dotychczas pogrążony we własnych myślach i chłodnej analizie sytuacji, więc nie uważał jej za takową ani jakkolwiek niewłaściwą. Przynajmniej dopóki Dante nie zwrócił na nią uwagi. Wówczas i jemu zaczęła doskwierać, jak uciążliwa drzazga wbita pod skórę. Przestąpił bezwiednie z łapy na łapę, mając cichą nadzieję, że jego "gość" pociągnie konwersację. 
     Tak się jednak nie stało. Pacjent wpatrywał się gdzieś w przestrzeń. Nie należał najwyraźniej do postaci zbytnio rozmownych. Nikolai również nie. Zaliczał się raczej do słuchaczy, a jeszcze bardziej - do samotników. Choć jego praca wymagała stałego kontaktu z innymi członkami stada, zwykle udawało mu się unikać improwizowanych pogawędek. Pacjenci przychodzili w konkretnym celu, nie na rozmowę, lecz w przypadku konieczności. Robił swoje, a następnie zostawiał ich opiece pielęgniarek, ograniczając własne wypowiedzi do zaleceń i udzielenia odpowiedzi na ewentualne pytania. Czym innym było jednak przyjmowanie poszkodowanych w budynku szpitalnym, nierzadko zapełnionym resztą personelu, a czym innym opatrywanie rannego we własnym domostwie, podczas rzekomego dnia wolnego.
     Nie był najlepszy w rozmowach. Więc mówił o tym, o czym potrafił.
     — Rana jest dotkliwa, ale na szczęście niezbyt głęboka — odezwał się. Jego głos przerwał ciszę, Dante zastrzygł uszami i odwrócił się w jego stronę, gdy ten kontynuował, siadając nieopodal. — Pazury wbiły się najgłębiej w okolicy barku, uszkodziły mięśnie, ale te szybko się regenerują. Niżej ważne narządy ochroniły żebra, choć mało brakowało, a mogłyby się połamać. W okolicy brzucha rana jest już tylko powierzchowna. Uraz będzie ci przeszkadzał głównie za sprawą bólu, dam ci na to łagodzące zioła. Niedługo wrócisz do sprawności. Jakieś pytania?
     Wypowiedź medyka zawisła w powietrzu, zaś on sam z miejsca poczuł się nieco lepiej. Nie rozumiał, dlaczego przeszkadzało mu uprzednie milczenie, jednak po wygłoszeniu monologu nie czuł już szczególnej potrzeby wyszukiwania na siłę tematów. 
     Biały samiec wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym potrząsnął pyskiem. 
     — Nie — odparł krótko. — Wszystko jasne — dodał, raczej z poczucia obowiązku niż faktycznej chęci. 
     — Zostań na noc. W takim stanie nie możesz się stąd ruszać — stwierdził rzeczowo lekarz.
     Przez oblicze Dantego przebiegł stłumiony grymas, nie do końca zrozumiały, lecz szybko zastąpiony przez neutralny wyraz. Nikolai powstrzymał się przed wywróceniem oczyma. "Mi też się to średnio podoba" - przyznał w myślach, jednak na głos nie wypowiedział ani słowa, zupełnie jakby przelotna ekspresja pacjenta całkowicie umknęła jego uwadze.  
      Za oknem słońce powoli zsuwało się za linię horyzontu. Ostatnie promienie skrzyły się pośród zimowego powietrza, tańczyły chłodnym blaskiem na śnieżnej pokrywie i malowały wzory na oszronionych szybach. Siarczysty mróz zaczynał dawać się we znaki, jego echo wsuwało się przez szczeliny do przytulnej chatki. Nikolai mimowolnie zerknął w kierunku dogasającego kominka i skrzywił się nieznacznie. Kilka skromnych płomyczków tańczyło na zwęglonych kawałkach drewna, ich ciepło i światło słabło z każdą chwilą. Samiec niechętnie zbliżył się, sięgając pyskiem po dodatkowy opał. Nienawidził tego momentu. Jak na złość przy całej zaawansowanej ludzkiej technice, porzucona przez dwunożnych wioska rybacka przepełniona była cienkimi chatami, których wnętrza ogrzewano za pomocą niestabilnych kominków. Ogień trzaskał niespokojnie, syczał, wił się niczym wąż... Nikolai wzdrygnął się, wrzucił opał do środka i cofnął się jak oparzony, choć jego postać przez cały czas pozostawała daleko poza zasięgiem płomieni. 
     Mruknął bezgłośnie coś pod nosem mając cichą nadzieję, że przybysz nie zarejestrował dziwnego zachowania, małego pęknięcia w idealnym opanowaniu lekarza. Wyszedł do sąsiedniego pokoju, skąd przyniósł koc - posiadał ich wiele, skoro w niektóre cieplejsze noce rezygnował zupełnie z nieprzyjemnego procesu rozpalania w kominku. Podał go Dantemu.
     — Co sprowadziło cię w te strony? — zagaił, zajmując miejsce w pobliżu. 
     Nie czuł przejmującej potrzeby podtrzymania rozmowy jak poprzednio, a jednak coś skłoniło go do przerwania ciszy. Ciekawość? Nigdy nie należał do takowych i wiedział, że w rzeczywistości obszedłby się bez historii nowo poznanego samca. Nuda? A może przejmujący, podskórny niepokój związany ze zbliżającą się nocą i koniecznością pozostania sam na sam z własnymi myślami? Być może. Nigdy nie próbował zagłuszać ich towarzystwem, jednak... Nie zaszkodzi przetestować i tej metody.

Dante?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette