Silent
skinęła głową, a zatem Amaris zaczęła mówić - długo i płynnie. Słowa z
gracją formowały się na jej języku i wypływały z ust, rozrzedzając gęstą
ciszę, przerywaną dotąd jedynie szumem wiatru za oknem i trzaskiem
drewienek w kominku. Opowiadała o wszystkim, ku własnemu zaskoczeniu;
rzadko kiedy mówiła wiele, a jednak jej milcząca towarzyszka niosła ze
sobą osobliwe poczucie swobody. Zwykle trzymała myśli we własnej
głowie, pielęgnowała je, porządkowała i starannie wydzielała te, które
przerodzić się miały w dźwięczne słowa. Pełniła rolę słuchacza, odzywała
się jedynie w potrzebie, zaś drobne pogawędki stanowiły dla niej zbędny
element codzienności. Teraz musiała mówić za dwoje i o dziwo, rozwodząc
się nad bliskim jej sercu tematem, sprostała zadaniu.
Nie bała się opowiadać o aspektach, które przy większości zachowywała
dla siebie. Opowiadała o zbawiennych właściwościach werbeny, stosowanej
zarówno w medycynie naukowej, jak i ludowym ziołolecznictwie, o
niezliczonych zastosowaniach lawendy, która sprawdza się jako podstawa
aromatycznej herbaty, lekarstwo na ból głowy i bezsenność, a zarazem
pomaga pozbyć się negatywnej energii i oczyścić otoczenie, o truciznach
sporządzanych z tojadu, o zawilcach, które w zależności od sposobu
przyrządzenia mogą przerodzić się w toksyczny środek lub zbawienne
antidotum, o goździkach zwanych na południu kwiatami Zeusa, o
prymulkach zwiastujących wiosnę czy błękitnych niezapominajkach. Nie
bała się mówić o naturalnej magii, choć dotąd nie nazwała samej siebie
wiedźmą w towarzystwie wilczej samicy. Snuła po prostu opowieści o
florze, tak bogatej i harmonijnej. Jej zielnik obfitował w każdy element
- życiodajne lekarstwa i śmiertelne trucizny; niepozorne
liście i barwne kwiatostany. Każdej rośliny posiadała tyle, ile
potrzebowała, nie zrywała nadmiaru, który miałby się zmarnować.
Wszystko stonowane, w perfekcyjnej równowadze.
Amaris była mieszanką wody i ziemi. Czym była Silent? Ciężko
stwierdzić. Jej energia falowała, drżała niespokojnie i umykała niczym
krople rosy po spotkaniu pierwszych promieni słońca. Miała w sobie coś z
powietrza, być może również wody. Jak szum jesiennego deszczu, niosący
się pośród milczącego lasu. Jak letni wiatr przywodzący zapowiedź
ciemnych chmur na niebie. Jak mgła. Spokojny niepokój. Kiedy jednak
siedziała pośród ciepłego domostwa, sprawiała wrażenie delikatnej i
łagodnej, otulonej przez dźwięki otoczenia i energię.
Za oknem rozległ się głuchy ryk odległego grzmotu. Świetlista wstęga na
ułamek sekundy rozjaśniła skąpane w cieniach niebo. Płomienie świec
zatańczyły pod wpływem podmuchu wiatru, zaglądającego przez uchylone
okno. Ulewa dudniła o drewniany dach chatki, której wnętrze zdawało się
teraz pełnić rolę nieznanej przystani, ciepłego schronienia pośród
szalejącego chaosu. Zielarka była spokojna. Niespiesznie przymknęła
okno, zgasiła drobne języki ognia kołyszące się na knotach świec.
Trąciła pyskiem ramię swego gościa, jakby nie chciała zakłócić głosem
przytłumionej, naturalnej symfonii władającej nocą burzy. Zaprowadziła
wilczą samicę na kanapę w głównym pomieszczeniu - rozmieściła tu na
dwóch przeciwnych stronach dwa posłania; odkąd tu mieszkała, sypiała w
salonie. Posiadała co prawda dodatkowy pokój, jednak ustronność i ciepło
centralnej izby domostwa w zupełności jej wystarczało. Wokoło nadal
unosił się zapach kadzidła oraz ziół, a mimo to powietrze było lekkie i
rześkie. Amaris wykonała obchód wokół pokoju, przystając w każdym rogu,
by wymamrotać pod nosem parę słów. Nie przeszkadzało jej zaciekawione
spojrzenie Silent; dawno już nie wstydziła się własnych praktyk.
Powróciła na do sofy, poprawiając przygotowane posłania. Pod poduszkę
Silent wsunęła maleńki, zamglony kryształ, o nieregularnym,
nieoszlifowanym kształcie - kwarc dymny.
— To na dobry sen — wyjaśniła, choć nie została o to zapytana. — Kiedy
śpi się w danym miejscu po raz pierwszy, to ważne by zadbać o harmonię
sennych wizji. Mają wielką moc.
Niespiesznie ułożyła się po jednej stronie kanapy, zwijając w kłębek pod puchatym kocem.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebować, nie wahaj się mnie obudzić. Mam płytki sen — szepnęła jeszcze na koniec. — Dobranoc, Silent.
Wokoło zapanowała cisza; tylko deszcz szumiał za oknem.— Jeśli będziesz czegoś potrzebować, nie wahaj się mnie obudzić. Mam płytki sen — szepnęła jeszcze na koniec. — Dobranoc, Silent.
Silent?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz