Przełknęła gwałtownie, choć jakby z trudem ślinę i spojrzała mu w oczy, trzepocząc przy tym rzęsami.
- Czyż nie każdy zmienia się z biegiem czasu...? - zapytała niepewnie, ale w głębi duszy wiedziała, że ta odpowiedź nie zadowoli Mojito i dalej będzie domagał się bardziej konkretnej.
Nic nie powiedział, ale wyraz jego oczu, którymi stanowczo, ze swego rodzaju wyrzutem się w nią wpatrywał, mówił wszystko. Westchnęła cicho, zawiedziona swoją jakże przewidywalną porażką.
W pewnym momencie spięła swoje mięśnie i spróbowała wyczołgać się spod łap swego chwilowego oprawcy, ale ten skutecznie jej to uniemożliwił, złapawszy ją za kark. Wywróciła teatralnie oczyma, przypominając sobie, że rzeczą oczywistą było, iż był od niej silniejszy. Leżąc potulnie pod stojącym nad nią samcem, posłała mu piorunujące spojrzenie.
- No więc? - wyszczerzył zęby, a jego brwi powędrowały do góry.
- Nie dasz mi spokoju, co?
- Nie - zaśmiał się cicho. - Dobrze o tym wiesz, po co więc te gierki, Hebe? Już dawno byłabyś w upatrzonym przez siebie centrum.
- No dobra, dobra! - sapnęła z irytacją. - Po prostu... lubię spędzać z tobą czas - odwróciła swój wzrok od jego ślepi i wzruszyła ramionami. - A ty lubisz chodzić w różne miejsca, prawda? I kiedyś irytowałeś się moim posłuszeństwem. Ale! Nie schlebiaj sobie, to nie jedyny powód - prychnęła i zmarszczyła zabawnie, może nawet uroczo nos. - Wiesz, że jestem ciekawska. I ponoć mam nieokiełznaną duszę. Tak więc wyszło. A teraz możesz mnie wypuścić? - po raz kolejny na niego fuknęła, po czym obnażyła zęby, żeby dosadnie pokazać przyjacielowi swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji.
- Okej, okej, nie gniewaj się - zapewne gdyby tylko mógł, uniósłby łapy w kapitulacyjnym geście. Ale zamiast tego posłał jej tylko jeden ze swoich czarujących uśmiechów. - Księżniczko - dodał po chwili. - Podobno złość urodzie szkodzi, czy jakoś tak.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie, w odpowiedzi na które się roześmiał, po czym ruszyła bezceremonialnie przed siebie. Nie musiała się obracać, aby wiedzieć, że rozpromieniony Mojito rusza za nią, żeby już po chwili się z nią zrównać.
Popołudniowe promienie słońca grzały przyjemnie ich grzbiety, kiedy podążali ruchliwymi uliczkami centrum miasta, przyglądając się z zaciekawieniem toczącemu się tam życiu. To miejsce skrajnie różniło się od spokojnych okolic fiordu, ukazywało tę prawdziwszą stronę miejskiego istnienia.
Niektórzy ludzie zdawali się być zabieganymi, inni leniwie dobijali interesów, ulicami jeździły samochody i pojedyncze motocykle, gdzieniegdzie luzem biegały psy, inne z kolei szły na smyczach obok swoich opiekunów (czemu Hebe nie mogła się nadziwić). Powietrze pachniało inaczej niż na terenach Północnych Krańców, z początku drażniło nos, szybko jednak można było się przyzwyczaić.
Córka Bet z mieszanką ciekawości i niedowierzania zwiedzała ludzką metropolię w towarzystwie przyszłego Alfy, całkowicie pozbawiona poczucia czasu i ślepa na niższe ułożenie słońca podczas jego codziennej wędrówki.
Przystanęła w pewnym momencie w jednej z bocznych uliczek, aby posłuchać muzyki płynącej z budynku obok i powoli, tak jak uczyła się z pomocą Ezechiela, ułożyła z liter, wiszących nad wejściem, słowo. Bar? Przekrzywiła lekko głowę, ale już zaraz skupiła się na czymś znacznie bardziej interesującym - na szklanych butelkach stojących pod ścianą, z których unosił się dziwny zapach.
- Co tam masz? - mruknął Mojito i podszedł bliżej niej, aby powąchać szklane naczynie. Zmarszczył nos i uniósł głowę, najwidoczniej nieco odrzucony nieprzyjemną wonią.
Suczka natomiast była niezrażona - pacnęła jedną z butelek łapą, popychana ciekawością, a ta zachwiała się, po czym upadła, wylewając z siebie dziwną ciecz.
- Nie wiem co to - przyznała Hebe.
Ta niewiedza nie powstrzymała jej jednak przed spróbowaniem nieznanego jej napoju. Polizała kałużę, ale już po chwili się skrzywiła.
- To chyba alkohol. Zostaw to, Hebe - Mojito pokręcił głową.
Zamiast go posłuchać, spróbowała cieczy jeszcze raz. Tym razem smakowała łagodniej, wzięła więc kilka kolejnych łyków, znacznie pewniej niż wcześniej.
- Hej! - syn Alf złapał ją za ucho zębami i pociągnął, nieco boleśnie, aby odwrócić jej uwagę od butelek. Podziałało, ale nie była z tego zadowolona. - Nie pij tego. Zaraz będzie się ściemniać, a jak się skujesz, to ciężko będzie cię zaprowadzić do domu. Twoi rodzice chyba by mnie rozszarpali, gdybyś wróciła cuchnąć tym czymś - popatrzył z pogardą na kałużę.
- Och, Mojito, daj spokój! - wywróciła oczami. - A może to ciebie ktoś podmienił, co? Sam spróbuj, nie jest takie złe - prawdopodobnie podchodziła do tego tak lekko, nie będąc świadomą konsekwencji. - Myślę, że nic się nie stanie, jeśli trochę się tego napiję - uśmiechnęła się do niego delikatnie, kiedy uświadomiła sobie, że chciał dla niej dobrze, wykazując się nawet, jak stwierdziła, odrobiną opiekuńczości.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz