Od Makbetha CD. Nali

   "Szkoda by było stracić tak piękną rodzinkę, czyż nie?"
   Cały czas miał przed oczami tę pieprzoną karteczkę, choć rozszarpał ją na mikroskopijne wręcz kawałeczki od razu po tym, jak opuścił dom swój i swojej rodziny. Nie był w stanie rozpoznać pisma, nadawca wiadomości porządnie o to zadbał, lecz nie miał najmniejszych problemów z wytypowaniem podejrzanych. To byli oni. Znaleźli go i, co w tym wszystkim było najgorsze, chcieli skrzywdzić jego rodzinę.
   Który z nich mógł to być? Szef całego gangu - zwany przez swych żołnierzy po prostu Bossem - który groził Makbethowi, że go znajdzie i zabije, gdy opuszczał Szkocję i, tym samym, szeregi jego grupy? Goryl, ogromny pies, prawdopodobnie spokrewniony z wilkiem, który zawsze krzywo patrzył na Tana? Dolar, zwykły uliczny cwaniak, z którym może i obecny Alfa Północnych Krańców wyraźnie dobrze się dogadywał, ale z takimi typami nigdy nie wiadomo co i jak? Czy może, wreszcie, stary ponury Mag, który nigdy nie pozbierał się po śmierci swej ciężarnej ukochanej?
   Nie miało to jednak większego znaczenia. Którykolwiek znajomy parszywy pysk nie panoszył się teraz w okolicy jego domu, najważniejsze było to, że w tej sytuacji jego bliscy byli zagrożeni. Przez niego.
   Sam nie wiedział, po co wyszedł z domu. Prawdopodobnie chciał po prostu uciec przed Nalą i dziećmi, które prędzej czy później mogłyby zrozumieć, że coś jest nie tak. Ostatecznie spędził jednak poza nim zdecydowaną większość dnia. Obszedł prawie że każdy zakątek terenów sfory i obszedł cześć miasta, wypytał też jednego z tych biegnących przed saniami cwaniaczków, lecz nie natrafił nawet na choćby jeden ślad swoich byłych kompanów. Był w kropce, małej czarnej kropce, z której nie widział wyjścia.
   W drodze powrotnej do domu zatrzymał się na najwyższym spośród okolicznych klifów. Gdzieś pod nim fale z impetem uderzały o skałę. Czy jeśli zniknąłby z życia Nali, Maerose i Mojito, ten wiszący nad nimi miecz by zniknął? Wystarczyło przecież wykonać teraz jeden, może dwa kroki przed siebie. I już. Po Makbecie.
   Nie chciał jednak, by jego dzieci dorastały, wiedząc, że ich ojciec był tchórzem, który, nie potrafiąc poradzić sobie z wyrzutami sumienia czy innymi problemami rzucił się z klifu. Chciał zobaczyć, jak dorastają i być dla nich największym oparciem, jakim może być tak beznadziejny osobnik jak on. Może i się już starzał, ale wciąż miał przed sobą trochę życia.
   Nie skoczył. Wrócił do domu, gdzie czekała na niego nakręcająca się przez cały dzień swoimi domysłami Nala.
   - Kim jest ta suka i w czym jest lepsza ode mnie? - wypaliła bez żadnego owijania w bawełnę.
   - Jaka suka? - mruknął, podchodząc do niej powoli, zaskoczony tymi, tak dziwnymi w jego wypełnionej zupełnie innymi głowie, słowami.
   - Ta, z którą mnie zdradzasz - warknęła, dość cicho, zapewne nie chcąc zbudzić swego potomstwa, które o tej porze na pewno już spało.
   - Nie zdradzam cię - syknął, starając się nie dać ponieść się negatywnym emocjom.
   - To co przede mną ukrywasz? Cały ranek dziwnie się zachowywałeś, o czymś cały czas myślałeś - urwała na chwilę, by móc znów przemówić, by zmienić swe nastawienie. - O co chodzi? Możesz mi przecież wszystko powiedzieć, jakoś sobie poradzimy - błagała go wręcz.
   - Gdyby to było takie proste, kochanie - pokręcił łbem, wzdychając cicho. - Gdyby to było takie proste.
   - Cokolwiek by to nie było, jeśli się tym ze mną podzielisz, będziemy mogli wspólnie zająć się tym problemem - delikatnie położyła swoją łapę na jego, nieco większej.
   - Dostałem wiadomość - zaczął, po chwili zawahania. Może ona rzeczywiście miała rację. - Cytując, "Szkoda by było stracić tak piękną rodzinkę, czyż nie?" - usłyszał, jak jego partnerka wciąga ostro powietrze, zaskoczona, może i przestraszona. - Nigdy nie byłem święty, Nala. W młodości obracałem się w naprawdę nieciekawym towarzystwie. To na pewno jeden z nich. Ale nie mogę go znaleźć, nie mam jak się z nim skontaktować - pokręcił łbem i usiadł na podłodze. - Jestem w dupie - warknął - a wy w niebezpieczeństwie - dodał nieco delikatniej. - O to chodzi - wysyczał nagle, podniósł się i odszedł w kierunku sypialni.
   Tam jednak zawahał się. Czy w ogóle miał teraz prawo spać z nią w jednym łóżku? Czy w ogóle powinien mieszkać we własnym domu, gdy wiedział, że sprowadził na swoją rodzinę niebezpieczeństwo?
   Gdy Nala do niego podeszła, zastała go w rozkroku. Jedna łapa ciągnęła go ku sypialni, druga ku drzwiom wyjściowym. Był zmęczony, tak cholernie zmęczony.

Nala? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette