Tam coś jest... wybrzmiało w jego uszach jak wyrok śmierci. Mogło to być wszystko. Od zwykłej myszy szukającej czegoś do zjedzenia, po wściekłego niedźwiedzia, którego Mojito brał pod uwagę bardziej niż tą małą myszkę. Jeszcze niedawno widział na niebie kształt niedźwiedzia. Wtedy cieszył się niebywale. Teraz jego uczucia były zupełnie inne. Bał się. A w razie potrzeby, jako samiec musiałby bronić zarówno siebie jak i Davonnę. Dlaczego to wszystko musiało przydarzać się akurat jemu?
Uciekali ile sił w łapach. Przypuszczenia Mojito co do stworzenia okazały się właściwe. Białe szczenię pozwoliło swojej towarzyszce biec pierwszej. Chciał mieć pewność, że nie zgubi jej nigdzie po drodze. Chciał żeby czuła się stosunkowo bezpiecznie. Bał się jednak, że niedźwiedź go dorwie i na tym zakończy się jego krótki żywot.
Od ostatnich wydarzeń minęło trochę czasu. Mojito rósł jak na drożdżach, podobnie jak jego siostra. Byli coraz wyżsi i nie sięgali już rodzicom do kolan, tak jak rok temu. Białe szczenię wciąż jednak pamiętało o tym, co stało się podczas ostatniej wycieczki z czarną suczką, córką gamm. Od tamtej nocy nie spotykali się już tak często. Tylko czasami na zajęciach w szkole, na które Mojito uczęszczał jak miał na to ochotę. Powodowało to to, iż szczenię bywało tam dość rzadko.
Pewnego ranka szczeniak obudził się jako pierwszy w całej rodzinie. Nie słyszał żadnych rozmów, i jak się później okazało, również kruki jeszcze spały. Nie wiedział która jest godzina, ale gdy wyjrzał przez okno w salonie ujrzał dopiero co wstające słońce. Zdecydował więc, że nie położy się już spać, bo ciężko jest mu zasnąć gdy na dworze robi się jasno. Zmieniło się to wraz z wiekiem szczenięcia. Gdy był młodszy nie miał żadnego problemu z zasypianiem o jakiejkolwiek godzinie.
Mojito wyszedł na zewnątrz. Nie myślał, że spotka kogokolwiek. Normalne osoby raczej śpią o tej godzinie. Nie obrał sobie konkretnego celu. Szedł po prostu przed siebie, wydeptaną wzdłuż fiordu ścieżką.
< Davonna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz