Wiadomość była dla Nali szokiem. Nie wiedziała co ma teraz robić. Czy powinna opuszczać dom i czy może puszczać dzieci na dwór by mogły spotykać się ze swoimi rówieśnikami? Czegokolwiek by teraz nie zrobiła mogłoby się to skończyć źle zarówno dla niej, jak i dla jej tak długo wyczekiwanego potomstwa. Miała wrażenie, że przeszłość Makbetha będzie się za nimi ciągnąć przez lata i prędko się to wszystko nie zakończy.
Nala podeszła do niego. Widziała jak walczy z własnym sobą. Podobnie jak ona, nie wiedział co ma zrobić. Widziała w jego ciemnych ślepiach zmęczenie.
— Makbeth... — szepnęła tylko, niemal niesłyszalnie. Jednak on usłyszał. Suka usiadła naprzeciwko niego, starając się wtulić w jego czarną sierść na piersi. Usłyszała jego westchnienie. Podniosła pysk by móc spojrzeć mu w oczy. — Damy sobie z tym radę. — starała się uśmiechnąć by dodać mu jakiejkolwiek otuchy, pokazać, że nie jest w tym wszystkim sam, mimo iż było jej bardzo ciężko. — Mam nadzieję, że damy. — dodała po chwili, dużo ciszej. Bała się też cokolwiek powiedzieć. Pierwszy raz ktoś groził jej rodzinie, nigdy wcześniej nie była postawiona w takiej sytuacji. Jej rodzina nigdy nie miała wrogów, a nawet jeśli miała, to oni nigdy się nie ujawnili.
— Muszę to załatwić sam. — mruknął tylko w odpowiedzi, po dłuższej chwili milczenia. Suka spojrzała na niego lekko oburzona. Cokolwiek by się nie działo, nie zostawiłaby go samego. Nie po tym, jak musiała walczyć między rozsądkiem a sercem. Wygrało serce, ale wybór był świadomy. Wiedziała w co się pakuje, w końcu sam uprzedzał ją, że nie będzie łatwo. Czas pokazał, że faktycznie nie jest łatwo.
— To jest nasza wspólna sprawa. Nie tylko twoja. — oznajmiła, a samiec spojrzał na nią kątem oka. — Jesteśmy rodziną. Nie zostawię cię z tym wszystkim. — dodała zaraz.
— A dzieci? Mae i Mojito? — spytał, patrząc teraz na nią. — Jak im powiedzieć, że nie mogą żyć już normalnie? Zapewniłem im... Wam... Ogromny stres. Nie powinienem przebywać teraz z wami w jednym domu. — oznajmił pies.
— Dzieciom zapewnimy opiekę. Nie pozwolę by odczuły, że coś się dzieje. Wystarczy, że my boimy się za nie. — położyła swoją łapę na łapie partnera, delikatnie się przy tym uśmiechając. Trudno było jej zdobyć się na uśmiech w takiej sytuacji, ale tylko tyle mogła teraz zrobić. — A teraz chodź. Po prostu chodź spać. Widzę jak jesteś zmęczony tym wszystkim.
— Nie mogę spać w takiej sytuacji. Jak ty to sobie wyobrażasz? — mruknął seter. Nala westchnęła tylko. Była bezsilna. Wiedziała jak bardzo jej ukochany jest uparty. Ale ona też była, więc liczyła, że to on ulegnie pierwszy.
Leżała wpatrując się w śpiącego samca. Uśmiechnęła się lekko. Udało jej się go jakoś namówić na pójście do sypialni, na chociaż krótką drzemkę. Makbeth długo nie mógł zmrużyć oka, zastanawiał się kto stoi za tajemniczym liścikiem. Ona jednak nie spała. Czuwała nad wszystkim. Zresztą, pod wpływem adrenaliny, nawet nie czuła zmęczenia.
< Makbeth? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz