- Rasa: owczarek australijski.
- Umaszczenie: brown tricolor.
- Wysokość: pięćdziesiąt trzy centymetry w kłębie.
- Masa: piętnaście kilogramów.
- Długość sierści: długa.
NAUCZYCIEL PRZEDSZKOLA — DANDELION
Od Bazyliusza CD. Estlay
Od Estlay CD. Bazyliusza
Bazyl?
Od Bazyliusza do Estlay
TROPICIEL — VANITAS
POTOMSTWO: Nie ma i nie będzie, oby.
APARYCJA:
- Rasa: Kundel jakich nie mało, choć, po rasowym ojczulku w jego krwi płynie całkiem spora namiastka psów border collie.
- Umaszczenie: Slate merle
- Wysokość: 54cm
- Masa: 19kg
- Długość sierści: krótkowłosy
CIEKAWOSTKI:
→ Nieco pod sierścią tego psa, na barku, kryje się blizna w kształcie „X". Zyskał ją wraz z dołączeniem do gangu jako znak przynależności.
→ Wbrew pozorom, to całkiem strachliwe stworzenie, choć i ów strach stara się ukrywać. Niekiedy gwałtowne grzmoty podczas burzy przyprawiają go o dreszcze, czy nawet głupie historyjki opowiadane szczeniakom dla przestrogi.
→ Vanitas to pedant, szczególną obsesję ma na punkcie swojej sierści. Dzień w dzień starannie ją wylizuje i dba o jej stan.
→ Je stosunkowo mało, jednak na tyle dużo by utrzymywać jako tako odpowiednią wagę. Od zawsze był przyzwyczajony do oszczędzania na pożywieniu, to też nawet jego żołądek nie przepada za dużymi porcjami jedzenia na raz.
HISTORIA: Nic specjalnego, ot jakaś zwykła, może nawet nieco ładna sunia z ulicy puściła się z jeszcze ładniejszym pieskiem od ludzi. Nie wiadomo co właściwe krążyło po głowie tej suczki, że zdecydowała się na coś tak głupiego, jednak co się stało, to się nie dostanie. Odchowała młodego i najszybciej, jak tylko mogła, oddała synalka pod opiekę znanego na całe miasto psiego mafiozo, z którym to miała jakieś znajomości. Być może było to nawet spłacenie jakiegoś długu? Cholera to wie, w każdym razie w taki oto sposób Vanitas trafił pod skrzydła nowego towarzystwa, które go wychowało na szpiega idealnego, by wkraść się w szeregi naszej sfory i na stwarzać nieco problemów.
AUTOR: smrud#6090 [Discord] | arbuzowymnich@gmail.com
ADOPCJA — BAZYLIUSZ
flickr.com | Ria Putzker |
RASA: Mimo swojego wyglądu jest mieszańcem.
Od Anubisa CD. Adary
Od Amaris
Od Altaira CD. Ziny
Od Ziny CD. Hebe
Od Ziny CD. Altaira
Od Cheopsa CD. Amaris
Amaris?
Od Silent CD. Amaris
A cisza wybrzmiewała w jej uszach i odbijała się echem o ściany niewielkiej chatki.
Wydawać by się mogło, że zatracona w spokoju suczka nie słyszy tego, co dzieje się tak niedaleko od niej. Tuż za drzwiami. To niesymetryczne stukanie kropel deszczu o podłoże, syczenie ognia w kominku — właściwie nie wierzgał już tak agresywnie na suchych konarach, a chował się i delikatnie wysyłał swoje kosmyki na zwiady spod prywatnego, czarnego, zwęglonego mieszkanka — czy wywołane silnym wiatrem skrzypienie ciężkich drzwi frontowych.
Wydawać by się mogło, że ta perfekcja, utopijna próżnia, w której się znalazła – pozwoli jej odejść od myśli, które w końcu od dłuższego czasu trzymały się kurczowo drobnej, psiej główki. Niestety i tym razem, gdy tylko zmrużyła ślepka, przeniosła się do krainy, której tak bardzo nie chciała odwiedzać.
Sen, tak potrzebny i uwielbiony przez wszystkich – naturalny stan umożliwiający organizmowi odpoczynek, charakteryzujący się obniżeniem wrażliwości na bodźce, czasowym zaniku świadomości, a także spowolnienie funkcji fizjologicznych. Ale co, kiedy zanik świadomości nie następuje? Lub następuje w tak dziwny i spaczony sposób, który nie pozwala zaczerpnąć spokoju, wytchnienia?
Sen, który niegdyś kochała – bo spełniał swoje wszystkie senne kryteria nadające mu tenże właśnie sens bycia snem. Były to chwile bez natarczywych myśli, którym musiałaby się poddawać, czas bez walk z samą sobą. Ale ten sen zanikł, a w jego miejsce stanął bliźniaczy demon, którego bała się znacznie bardziej od dni zdominowanych przez overthinking. Codzienność skupiała się na prostych czynnościach, wykonywaniu zadań nałożonych z góry, przez kogoś ważniejszego komu zapewne była podporządkowana i spełnianiu potrzeb fizjologicznych, przed którymi to nie dało się ani uciec, ani się ich wyrzec. Bo tak jak z jedzenia czasami rezygnowała, tak z oddawania moczu nie było możliwości, a przynajmniej w jej wypadku pęcherz nie pozwalał na zbyt długie harcowanie. Od pewnego czasu sen stał się potrzebą, której zdaje się – chciała unikać – unikać jak największego, najgroźniejszego drapieżnika z tutejszych lasów. Gdy zasypiała, traciła kontrolę nad swoim ciałem, umiejętność chodzenia, czasami oddychania – a wyrównanie pracy górnych dróg oddechowych graniczyło z cudem – wraz z tymi mechanicznymi umiejętnościami i mózg zdawał się być zakłócony. Ciągły szum w uszach, głosy niedające spokoju, wytchnienia, którego potrzebowała. A każdy sen był gorszy od poprzedniego, każda noc bardziej nieznośna od poprzedniej. Wykazywały coraz bardziej abstrakcyjne miejsca, zdarzenia, sytuacje, których rozwiązania nie mogła znaleźć. Kiedy zagadki przestały jej przeszkadzać, pojawiła się presja czasu. Jeżeli nie udawało jej się zrobić zadania wystarczająco długo, zaczynały atakować ją mrówki lub inne malutkie żyjątka zjadające ją kawałeczek po kawałku, tak aby mogła doskonale poczuć pojedyncze ugryzienia. W związku z ciężkimi snami, z których budziła się zalana potem i znacznie bardziej zmęczona niż przed zaśnięcie,, zaczynała dokuczać suni bezsenność. Z dnia na dzień zasypiać jej było coraz trudniej, a kiedy w końcu po długim czasie męczącego wpatrywania się w róg pomieszczenia udawało jej się zasnąć – właściwie przysnąć – musiała przeżywać chwile, o których nie chciałaby nawet myśleć. Koszmary tak realistyczne rozwijały się w umyśle suczki, realizowały scenariusze, które mimo licznych prób za każdym razem skłaniały ją do poddania się, a klęski nikomu nie przychodzą łatwo. W chwili, gdy gra toczy się zbyt poważnie, a skutkiem przegranej może okazać się śmierć, adrenalina podchodzi na tyle wysoko, że wybudza ją z koszmaru – ale nie na długo. Następnej nocy ponownie będzie musiała zmierzyć się z lękami. I tak w kółko. Błędne koło napędzało pracoholizm, w który wpadła – po całym dniu ciężkiej pracy, kiedy ledwo utrzymywała się na chudziutkich, krzywych łapkach, nawet nie wiedziała, kiedy odpływała. Mdlała, nie myśląc o katuszach. Kiedy jej organizm był już skrajnie wycieńczony, nie miała sił walczyć, a wtedy i sny odpuszczały. Niebezpieczeństwo czyhające tuż nad łbem zdawało się zmieniać swoje położenie. Było coraz bliżej i niżej, i niżej, i niżej, i bliżej, i w pewnym momencie – nawet nie odnotowała tego tak dokładnie – musiała zacząć zginać nogi. Będąc bliżej podłoża niż zwykle, dostrzegała jednak zjawiska, których na wyprostowanych kończynach nie dałaby rady dostrzec. Szczegóły i drobiazgi zlewające się w dokładnie przemyślaną całość. Każdy fragment sam w sobie był perfekcyjny, a skrawki perfekcji mogły utworzyć tylko i wyłącznie równie perfekcyjną jedność.
Ale tej nocy było inaczej. Owszem, koszmar otworzył przed nią swoje wrota, zachęcając do skorzystania z usług iście hotelowych, lecz wydawałoby się, że nie krył podstępu. Co za tym idzie – wcale nie był koszmarnym koszmarem. Przyzwyczajona do ciągłej ucieczki, gotowa do walki, rzucała się na najmniejsze przedmioty powodujące napady lęku. A, że lęk trzymał się jej kurczowo tak jak zresztą ona piaszczystego gruntu – wskakiwała, rozszarpywała i gładziła hulające krzaczki przydrożne. Wyczuwała poduszeczkami ziarenka piasku, drobne skałki, które rozpadały się po postawieniu silniejszego kroku. Piaskowce chyba zwykle mają to do siebie, że powstałe z prochu w proch się obracają. Krocząc swobodniej niż w pierwszej części snu, poczuła znajomą woń herbaty. To zioła, które parzyła Amaris. Rozpoznała je i gdyby ktoś zapytał, potrafiłaby z niezwykłym spokojem opisać niektóre z ich szczególnych właściwości. Im bliżej zapachu była, tym bezpieczniej się czuła, a spięte mięśnie – rozluźniały się z kolejnymi krokami. Czy to możliwe, aby dobrane w precyzyjny sposób liście czy gałązki mijane przez nią co dzień w drodze do pracy potrafiły wyleczyć ją z ciężkich koszmarów? Czy to tylko przypadek, w który chciała uwierzyć całym serduszkiem?
Wraz z zapachem niósł się letni wiatr, otulał zmarznięte, rozdygotane od stresu ciało. Trawa kołysała się to w jedną, to w drugą stronę, a kwiaty? Kwiaty rozkwitały, wyglądając banalnie — a niebywale pięknie. Idealne. Maki i stokrotki, ale to na te czerwone zwróciła szczególną uwagę. Tak cienkie płatki, które zaraz po dotknięciu gniotły się i puszczały soki. Wyglądały wtedy bezbronnie, jakby czekały na zbawienie – na ponownie idealne, piękne życie – ale zostawały w tym samym opłakanym stanie. I takie też umierały. Dlatego Silent przywykła do niedotykania kwiatków, aby nie poczynić im krzywdy. Jednak maki, które ją otaczały w tej chwili, były znacznie większe i wydawać by się mogło – też znacznie silniejsze od polnych maczków z pospolitych łąk. Bijący blask wabił ją, a kiedy uległa pokusie zdała sobie sprawę, że owocnia po każdym zagięciu, wgnieceniu i ogólnie pojętym zniesławieniu wraca do pierwotnego stanu. Ten świat dawał ukojenie – wiatr utopijny spokój, zapach rozluźniał, a kwiaty nadawały namiastkę bezpieczeństwa, bo były czymś, co dobrze znała, a zarazem jedynym elementem, który pamiętała z czasów szczenięcych. Czy to możliwe, że jednak udało się wyrwać przytłaczające, nienawistne myśli błądzące po jej głowie, czy znowu to tylko przypadek, któremu chciała się oddać i ufać w ciemno? Czy Amaris rzeczywiście potrafiłaby odczarować ją ze specyficznej klątwy, która spoczywała na jej karku? Być może, ale żeby się przekonać musiałaby spędzić z suczką jeszcze więcej czasu – co nie byłoby problemem. Silent szukała rozwagi, a rozwaga sama ją znalazła. Tego dnia na górce, całkiem niedawno. I było jej bardzo dobrze w tej parze. Jeśli zielarka również czuła się w porządku – błędem byłoby poddać się presji i zrezygnować z więzi, która powolutku zaczynała zaplatać supełki na nici łączącej ich dwa nieszczególnie szczególne byty.
Ciche stuknięcie zakłócające ciszę, jaka panowała we śnie, wyrwało ją ze świata, którego tym razem nie miała ochoty opuszczać. Przeciągnęła się ospale, a jej wzrok od razu powędrował w stronę Amaris, która prawdopodobnie nie spała już od jakiegoś czasu.
- Wybacz, nie chciałam Cię obudzić. Mam nadzieję, że dobrze spałaś – mówiła, a wypowiadając słowa kierowane w stronę Silent, przystanęła na moment, zaprzestając wykonywania innych czynności tak, aby wilcza sunia dokładnie mogła zrozumieć każdy wyraz.
A wtedy, aby dać znaczącą odpowiedź, suka wstała z prowizorycznego legowiska. Dopiero teraz dostrzegła unoszącą się parę i wnet poczuła zapach – ten sam co we śnie.
A jednak.
[Amaris?]
1230 słów, + 15 j
Od Hebe CD. Ziny
1387 słów, + 15 j