Kiedy przed tobą staje śmierć, zwykle patrzysz jej prosto w oczy.
Zina wątpiła jednak, by banda ulicznych kundli w istocie zwiastowała
jej koniec. Co zaś ważniejsze, miała przed sobą ciekawszy widok - pewną
wojowniczą księżniczkę, która bez zawahania, nie przebierając w
słowach, stanęła naprzeciwko niebezpieczeństwa i rzuciła mu wyzwanie
prosto w pysk. Z jej postaci bił autorytet i siła, niezłomna postawa
wprost emanowała dumą oraz odwagą; czy raczej brawurą, biorąc pod uwagę
różnicę rozmiarów pomiędzy młodą suczką i jej przeciwnikami. Piratka ze
zdumieniem wyłapywała każdy szczegół; napięcie mięśni przy pozornym
opanowaniu, oddech, który na moment zamarł w piersi łowczyni, jej
płomieniste spojrzenie, gotowe do walki i gorejące energią zarazem.
Nigdy w życiu nie patrzyła na kogoś w ten sposób.
I nagle roześmiała się gromko, być może maniakalnie, wyzwalając każdą
cząstkę swojego ciała. Czuła dreszcze, adrenalinę pulsującą w jej
żyłach, nieposkromioną energię i rzucone przez wszechświat wyzwanie,
które gotowa była przyjąć. Obudowana przez narastające napięcie chwila
ciszy prysła nagle niczym bańka mydlana. Oblicze wilczura pociemniało od
wściekłości. Hebe zerknęła na Zinę z początkowym zdumieniem, tylko po
to, by w ułamku sekundy wyłapać jej wzrok i odpowiedzieć podobnym,
zawadiackim uśmiechem. Zupełnie jakby dzieliły się tą nieistniejącą
aurą, karmiły drżeniem w łapach wyczuwających niebezpieczeństwo;
podejmowały idiotyczne decyzje, które być może przypłacą życiem, ale w
tamtym momencie żadna z nich nie myślała trzeźwo.
Porozumiewały się bez słów, kiedy szarawy wilczur rzucił się naprzód.
To nie był pojedynek, który miały wygrać lub przegrać; krwawa masakra w
środku miasta nie wchodziła raczej w grę, choć zapewne na nią właśnie
liczyli ich przeciwnicy. Zina nie miała właściwie czasu zastanawiać się,
co chcą z nimi zrobić. Poobijać czy może od razu zagryźć i zatopić
ciała w przybrzeżnych wodach? Opcji było wiele, ale żadna z nich nie
przypadła jej szczególnie do gustu. Musiały działać inaczej, z dozą
sprytu i wyważenia, a co najważniejsze, przyjąć ulubioną strategię
piratki, dzięki której wygrywała większość toczonych walk - uciekać.
Oczywiście nie tak, jak możnaby się tego spodziewać. Zina nie należała
do najodważniejszych; odznaczała się raczej zuchwałą brawurą, kiedy zaś
sytuacja wymykała się spod kontroli, podejmowała taktyczny, acz
pospieszny odwrót.
Była jednak
zbyt dumna, by dać się przegonić z podkulonym ogonem, więc jej ucieczki
prezentowały się zwykle spektakularnie; tak, by to przeciwnik czuł się
przegranym, że nie zdołał jej dogonić. Teraz zaś z jakiegoś powodu czuła
nieznaną potrzebę, by pokazać swoje walory i umiejętności od najlepszej
strony.
Uniknęła pierwszego,
wymierzonego w nią ciosu i odskoczyła zwinnie na bok. Była szybka,
sprytna i uważna zarazem, prezentowała to w każdym pozornie chaotycznym
ruchu. Wilczur wyhamował gwałtownie, z zamiarem ponowienia ataku, lecz
od drugiej strony nagły ciężar powalił piratkę na plecy. Syknęła, kiedy
ostre pazury jednego z psów przyszpiliły ją do ziemi. Typowy osiłek, nie
prezentował sobą zbyt wielkiego kunsztu jeśli chodzi o walkę. Wywiązała
się krótka szarpanina, jednak po chwili zwiotczała na moment pod jego
ciężarem, wykorzystując różnicę w rozmiarach i z pomocą jednego
pachnięcia przednią łapą w kierunku oka, odwróciła jego uwagę. Napięła
mięśnie, by z całą siłą przerzucić go ponad sobą tylnymi łapami. Woda
chlusnęła obficie, kiedy zaskoczony kundel przekoziołkował za krawędź
pomostu.
Hebe poruszała się z
gracją i precyzją jednocześnie. Była łowczynią, więc wykorzystywała w
walce swoje instynkty; jej ruchy przypominały polowanie. Wbrew
oczekiwaniom jednak, przyjęła nagle rolę ofiary, oczekiwała na atak. Gdy
zaś ten nadszedł, skuliła się w sobie, przylgnęła na moment do ziemi i
zacisnęła kły na przedniej łapie napastnika. Zawył donośnie, bolesnym
szarpnięciem oswabadzając kończynę. Krótkim kłapnięciem pyska
przytrzymał samicę, starli się ze sobą w bezpośredniej konfrontacji.
Chwilę później jednak Hebe nagle odpuściła, wymknęła się z uścisku i
odskoczyła kilka kroków, robiąc unik w odpowiednim momencie. Pozwoliła
tym samym, by przeciwnik w amoku pognał za nią jak łowca za ranną
zwierzyną, a w efekcie - wpadł prosto na stertę pustych skrzyń i zakopał
się pod ich ciężarem.
Zina
bezwiednie uśmiechnęła się pod nosem, kątem oka obserwując zmagania
towarzyszki. W międzyczasie zaś szarpnęła pyskiem na bok, z marną
skutecznością usiłując uniknąć kłów masywnego wilczura. Poczuła, jak
wbijają się w jej bark, na co odpowiedziała krótkim syknięciem i
kontratakiem. Wywinęła się zwinnie z pułapki. Był lepiej zbudowany od
niej, na pewno silniejszy i potencjalnie o bardziej morderczych żądzach
niż zakładały wstępne przypuszczenia piratki.
Wychwyciła spojrzenie łaciatej samicy - krótkie, acz wystarczające, by
zrozumiała. Nie myślała zbyt długo o tym, czy dobrze odczytała sygnał.
Po prostu odskoczyła, wyrwała się przed samca i opuściła nieco pysk.
Oddychała ciężko, kulała na jedną łapę, traciła siły... Na to
przynajmniej wyglądało. Wilczur zwolnił odrobinę, z pewną satysfakcją
obserwując swoją ofiarę, oczami wyobraźni zapewne widząc już swój
tryumf. Zina stała nieruchomo, poddała się. Samiec prychnął krótko,
zwycięsko, po czym napiął mięśnie i wybił się w powietrze.
Hebe uderzyła w niego od boku, zmieniając zupełnie trajektorię tego
pięknego, zwycięskiego lotu. Słona woda po raz kolejny rozprysła
dookoła, osiadając lśniącymi kropelkami na sierści obydwu samic. Zina
przytrzymała towarzyszkę, by ta z siłą rozpędu sama nie zaliczyła
kąpieli. Wymieniły krótkie, roziskrzone spojrzenie, po czym, bez słowa,
rzuciły się przed siebie. Oto, co Zina miała na myśli jeśli chodzi o
spektakularne ucieczki.
— Do zobaczenia! —
szczeknęła krótko piratka, z kąśliwą wesołością w głosie. Oh, kiedyś
zginie przez swój niewyparzony język, powtarzano jej to wiele razy. Ale
cóż, najwyraźniej nie dziś.
Nie odwracały się za siebie. Adrenalina napędzała je do biegu, choć
ciało strażniczki buntowało się przy każdym kroku, boleśnie
przypominając o świeżych ranach i siniakach. To była trudna potyczka,
ale, o dziwo, zakończona wyjątkowo owocnym sukcesem. W biegu ciężko było
to ocenić, jednak obydwie miały wszystkie kończyny na miejscu i żadna
jeszcze nie pluła krwią, co zwiastowało potencjalnie pomyślne
oświadczenie lekarskie jeśli chodzi o odniesione urazy. Zina miała
ochotę się śmiać lub wyć - jak zwykle, kiedy jak skończona idiotka
umknęła przed kłopotami w które sama się wpakowała. Uśmiechała się
szeroko, zaś kiedy spojrzała w bok dojrzała bliźniaczy wyraz na pysku
towarzyszącej jej suni.
Zatrzymały się znacznie dalej, gdzieś przy innym, dalszym brzegu. Dla
bezpieczeństwa zeszły niżej na plażę i zaszyły się w przytulnej
przestrzeni pod wysokim molo. Oddychały ciężko, nie mogły złapać tchu,
więc po chwili opadły po prostu na miękki piasek, ignorując drobne
ziarenka lepiące się do zakrwawionej sierści. Zina powoli zbierała
własne myśli i emocje, porządkowała obrazy i ostatnie wydarzenia.
Wszystko działo się tak szybko... Ale choć cała ta przygoda mogła
skończyć się tragicznie, miała wyjątkowo dobry humor. Po raz kolejny
wbiła wzrok w postać łaciatej samicy.
— Muszę przyznać księżniczko... Zaimponowałaś mi — odezwała się, obdarzając towarzyszkę czarującym uśmiechem.
Hebe?
1053 słowa, + 15 j
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz