Od Ziny CD. Hebe

     Kiedy przed tobą staje śmierć, zwykle patrzysz jej prosto w oczy. 
     Zina wątpiła jednak, by banda ulicznych kundli w istocie zwiastowała jej koniec. Co zaś ważniejsze, miała przed sobą ciekawszy widok - pewną wojowniczą księżniczkę, która bez zawahania, nie przebierając w słowach, stanęła naprzeciwko niebezpieczeństwa i rzuciła mu wyzwanie prosto w pysk. Z jej postaci bił autorytet i siła, niezłomna postawa wprost emanowała dumą oraz odwagą; czy raczej brawurą, biorąc pod uwagę różnicę rozmiarów pomiędzy młodą suczką i jej przeciwnikami. Piratka ze zdumieniem wyłapywała każdy szczegół; napięcie mięśni przy pozornym opanowaniu, oddech, który na moment zamarł w piersi łowczyni, jej płomieniste spojrzenie, gotowe do walki i gorejące energią zarazem. 
     Nigdy w życiu nie patrzyła na kogoś w ten sposób. 
     I nagle roześmiała się gromko, być może maniakalnie, wyzwalając każdą cząstkę swojego ciała. Czuła dreszcze, adrenalinę pulsującą w jej żyłach, nieposkromioną energię i rzucone przez wszechświat wyzwanie, które gotowa była przyjąć. Obudowana przez narastające napięcie chwila ciszy prysła nagle niczym bańka mydlana. Oblicze wilczura pociemniało od wściekłości. Hebe zerknęła na Zinę z początkowym zdumieniem, tylko po to, by w ułamku sekundy wyłapać jej wzrok i odpowiedzieć podobnym, zawadiackim uśmiechem. Zupełnie jakby dzieliły się tą nieistniejącą aurą, karmiły drżeniem w łapach wyczuwających niebezpieczeństwo; podejmowały idiotyczne decyzje, które być może przypłacą życiem, ale w tamtym momencie żadna z nich nie myślała trzeźwo.
     Porozumiewały się bez słów, kiedy szarawy wilczur rzucił się naprzód. To nie był pojedynek, który miały wygrać lub przegrać; krwawa masakra w środku miasta nie wchodziła raczej w grę, choć zapewne na nią właśnie liczyli ich przeciwnicy. Zina nie miała właściwie czasu zastanawiać się, co chcą z nimi zrobić. Poobijać czy może od razu zagryźć i zatopić ciała w przybrzeżnych wodach? Opcji było wiele, ale żadna z nich nie przypadła jej szczególnie do gustu. Musiały działać inaczej, z dozą sprytu i wyważenia, a co najważniejsze, przyjąć ulubioną strategię piratki, dzięki której wygrywała większość toczonych walk - uciekać. Oczywiście nie tak, jak możnaby się tego spodziewać. Zina nie należała do najodważniejszych; odznaczała się raczej zuchwałą brawurą, kiedy zaś sytuacja wymykała się spod kontroli, podejmowała taktyczny, acz pospieszny odwrót. 
     Była jednak zbyt dumna, by dać się przegonić z podkulonym ogonem, więc jej ucieczki prezentowały się zwykle spektakularnie; tak, by to przeciwnik czuł się przegranym, że nie zdołał jej dogonić. Teraz zaś z jakiegoś powodu czuła nieznaną potrzebę, by pokazać swoje walory i umiejętności od najlepszej strony. 
    Uniknęła pierwszego, wymierzonego w nią ciosu i odskoczyła zwinnie na bok. Była szybka, sprytna i uważna zarazem, prezentowała to w każdym pozornie chaotycznym ruchu. Wilczur wyhamował gwałtownie, z zamiarem ponowienia ataku, lecz od drugiej strony nagły ciężar powalił piratkę na plecy. Syknęła, kiedy ostre pazury jednego z psów przyszpiliły ją do ziemi. Typowy osiłek, nie prezentował sobą zbyt wielkiego kunsztu jeśli chodzi o walkę. Wywiązała się krótka szarpanina, jednak po chwili zwiotczała na moment pod jego ciężarem, wykorzystując różnicę w rozmiarach i z pomocą jednego pachnięcia przednią łapą w kierunku oka, odwróciła jego uwagę. Napięła mięśnie, by z całą siłą przerzucić go ponad sobą tylnymi łapami. Woda chlusnęła obficie, kiedy zaskoczony kundel przekoziołkował za krawędź pomostu. 
     Hebe poruszała się z gracją i precyzją jednocześnie. Była łowczynią, więc wykorzystywała w walce swoje instynkty; jej ruchy przypominały polowanie. Wbrew oczekiwaniom jednak, przyjęła nagle rolę ofiary, oczekiwała na atak. Gdy zaś ten nadszedł, skuliła się w sobie, przylgnęła na moment do ziemi i zacisnęła kły na przedniej łapie napastnika. Zawył donośnie, bolesnym szarpnięciem oswabadzając kończynę. Krótkim kłapnięciem pyska przytrzymał samicę, starli się ze sobą w bezpośredniej konfrontacji. Chwilę później jednak Hebe nagle odpuściła, wymknęła się z uścisku i odskoczyła kilka kroków, robiąc unik w odpowiednim momencie. Pozwoliła tym samym, by przeciwnik w amoku pognał za nią jak łowca za ranną zwierzyną, a w efekcie - wpadł prosto na stertę pustych skrzyń i zakopał się pod ich ciężarem. 
     Zina bezwiednie uśmiechnęła się pod nosem, kątem oka obserwując zmagania towarzyszki. W międzyczasie zaś szarpnęła pyskiem na bok, z marną skutecznością usiłując uniknąć kłów masywnego wilczura. Poczuła, jak wbijają się w jej bark, na co odpowiedziała krótkim syknięciem i kontratakiem. Wywinęła się zwinnie z pułapki. Był lepiej zbudowany od niej, na pewno silniejszy i potencjalnie o bardziej morderczych żądzach niż zakładały wstępne przypuszczenia piratki. 
     Wychwyciła spojrzenie łaciatej samicy - krótkie, acz wystarczające, by zrozumiała. Nie myślała zbyt długo o tym, czy dobrze odczytała sygnał. Po prostu odskoczyła, wyrwała się przed samca i opuściła nieco pysk. Oddychała ciężko, kulała na jedną łapę, traciła siły... Na to przynajmniej wyglądało. Wilczur zwolnił odrobinę, z pewną satysfakcją obserwując swoją ofiarę, oczami wyobraźni zapewne widząc już swój tryumf. Zina stała nieruchomo, poddała się. Samiec prychnął krótko, zwycięsko, po czym napiął mięśnie i wybił się w powietrze.
     Hebe uderzyła w niego od boku, zmieniając zupełnie trajektorię tego pięknego, zwycięskiego lotu. Słona woda po raz kolejny rozprysła dookoła, osiadając lśniącymi kropelkami na sierści obydwu samic. Zina przytrzymała towarzyszkę, by ta z siłą rozpędu sama nie zaliczyła kąpieli. Wymieniły krótkie, roziskrzone spojrzenie, po czym, bez słowa, rzuciły się przed siebie. Oto, co Zina miała na myśli jeśli chodzi o spektakularne ucieczki. 
    — Do zobaczenia! — szczeknęła krótko piratka, z kąśliwą wesołością w głosie. Oh, kiedyś zginie przez swój niewyparzony język, powtarzano jej to wiele razy. Ale cóż, najwyraźniej nie dziś. 
     Nie odwracały się za siebie. Adrenalina napędzała je do biegu, choć ciało strażniczki buntowało się przy każdym kroku, boleśnie przypominając o świeżych ranach i siniakach. To była trudna potyczka, ale, o dziwo, zakończona wyjątkowo owocnym sukcesem. W biegu ciężko było to ocenić, jednak obydwie miały wszystkie kończyny na miejscu i żadna jeszcze nie pluła krwią, co zwiastowało potencjalnie pomyślne oświadczenie lekarskie jeśli chodzi o odniesione urazy. Zina miała ochotę się śmiać lub wyć - jak zwykle, kiedy jak skończona idiotka umknęła przed kłopotami w które sama się wpakowała. Uśmiechała się szeroko, zaś kiedy spojrzała w bok dojrzała bliźniaczy wyraz na pysku towarzyszącej jej suni. 
     Zatrzymały się znacznie dalej, gdzieś przy innym, dalszym brzegu. Dla bezpieczeństwa zeszły niżej na plażę i zaszyły się w przytulnej przestrzeni pod wysokim molo. Oddychały ciężko, nie mogły złapać tchu, więc po chwili opadły po prostu na miękki piasek, ignorując drobne ziarenka lepiące się do zakrwawionej sierści. Zina powoli zbierała własne myśli i emocje, porządkowała obrazy i ostatnie wydarzenia. Wszystko działo się tak szybko... Ale choć cała ta przygoda mogła skończyć się tragicznie, miała wyjątkowo dobry humor. Po raz kolejny wbiła wzrok w postać łaciatej samicy.
    — Muszę przyznać księżniczko... Zaimponowałaś mi — odezwała się, obdarzając towarzyszkę czarującym uśmiechem. 

Hebe?
1053 słowa, + 15 j

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette