Od Vesper CD. Beatrice

      Nigdy nie sądziła, że tak wiele myśli jest w stanie przemknąć przez umysł w ciągu jednej sekundy.
      Poczuła miękki dotyk, smak alkoholu, zapach jej sierści; coś jak połączenie perfum i drewna z kominka. Po jej ciele rozeszło się słodkie ciepło, krótki dreszcz przebiegł od czubka nosa aż do końcówki ogona który znieruchomiał, jak całe jej ciało. Zamarła. Ledwie na chwilę, ułamek sekundy, chłonąc całą sobą ten nagły gest, to gorejące, nagle roziskrzone uczucie. 
     Beatrice odsunęła się, być może speszona brakiem reakcji. Vesper poczuła, jak to upragnione ciepło zanika, wymyka się jej, słabnie. Zapragnęła je pochwycić, aż nazbyt desperacko, zachować je przy sobie. Ponieważ wtedy, w tej krótkiej sekundzie, zrozumiała.
     Przez całe życie tułała się po świecie. Goniła nieznane, żyła każdym dniem, nie istniało dla niej wczoraj ani jutro. I zawsze czegoś szukała. Nieświadomie; przekonana była bowiem, że jej istnieniem jest wędrówka, codzienna dawka wrażeń, adrenaliny, nowości. Budziła się i zasypiała w innym miejscu, wciąż spragniona, niepełna. Włóczyła się. Żyła pełnią życia. Poznawała nowe miejsca, nowe osoby, nowe zwyczaje... Za czym właściwie goniła? Dotychczas sądziła, że uciekała. Nie miała pojęcia przed czym, jednak myślała, że to właśnie wola przetrwania pchała ją do przodu. Ale to nie to. Nie uciekała, lecz szukała. Szukała swojego miejsca. Szukała domu, którego nigdy nie miała, a który niespodziewanie odnalazła w tym pocałunku.
     Nie zamierzała go wypuścić. I, co dopowiedziała jej flirciarska dusza, nie zamierzała sprawić, by to przez nią ten pocałunek był nieudany. Nachyliła się i odwzajemniła go, głęboko, z pasją i czułością, wkładając w to nie tylko swoje fizyczne doświadczenie, lecz również wszystkie emocje, jakie kłębiły się w jej duszy. Ekscytację, zawziętość, tęsknotę, zdecydowanie... Zamknęła oczy i pozwoliła, aby pośród rozrzedzanej blaskiem kominka ciemności ich serca na moment zabiły równym, melodyjnym rytmem.
     Odsunęły się od siebie, uśmiechnięte. Vesper niezbyt przytomnie pomyślała o tym, że to jej najlepszy "pierwszy pocałunek" w życiu. Pierwszy. A więc pocałowała ją jeszcze raz. Potem kolejny, tym razem z inicjatywy Bice. Nie było ich wiele, lecz każdy płonął, każdy był wszystkim, czego pragnęła. I choć nie doszło między nimi do niczego, zasnęła wtulona w miękką sierść starszej samicy, z głową szumiącą alkoholem i rozszalałym sercem. 

     Kiedy obudziła się rano, nie mogła znaleźć słów. Już w pierwszej chwili doskwierał jej chłód, mimo puchatego koca otulającego jej ciało. Czegoś brakowało. Kogoś brakowało. Otworzyła oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Salon skąpany był w jasnym, dziennym świetle, zaś sądząc po jego odcieniu, za jakieś dwie, może trzy godziny nadejdzie południe. Beatrice wchodziła właśnie do kuchni, ziewając. Najwyraźniej również nie była typem osoby, która po porządnie zakrapianym wieczorze wstawała wraz ze słońcem. Wyłapawszy spojrzenie rudej samicy uśmiechnęła się ciepło. Vesper odetchnęła bezgłośnie. Zaschło jej w gardle, głowa ciążyła boleśnie, lecz obrazy z zeszłej nocy prezentowały się w umyśle jasno i klarownie. 
     Bea wróciła z wodą i czymś na przekąskę, czym idealnie trafiła w potrzeby goszczącej u niej samicy. Przez chwilę nasycały pragnienie w milczeniu, jakby chcąc odżyć i w pełni otrząsnąć zaspane ciała. Zdawało się zresztą, że Beatrice lepiej zniosła wczorajsze "wznoszenie toastów". Choć Vesper uwielbiała zakrapiane wieczory, nigdy nie miała zbyt mocnej głowy. Na przestrzeni lat dopiero budowała swoją odporność, przypłacając to wieloma pijackimi incydentami różnorakiej natury. Czy wczorajszy wybryk był tylko jednym z nich? Tak jak cała dopisana do niego filozofia?
     Była nieco zmieszana, nie bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę. Być może dla Bice nie było to nic ważnego - nic, co skreśliłoby ich przyjaźń, lecz także nic, co popchnęłoby ową znajomość w konkretnym kierunku. Po pierwszym, przypadkowym pocałunku jaki nastąpił pod wpływem impulsu i zbyt dużej ilości alkoholu we krwi, nie powinno się raczej pytać o kierunek relacji. Takie przynajmniej odnosiła wrażenie. Nie chciała naciskać ani choćby poruszać tego tematu. Cóż za niedorzeczność. Ona, dorosła, zawadiacka podróżniczka doświadczona w przelotnych romansach i słodkich słówkach, siedziała teraz jak spłoszony szczeniak, zerkając z ukosa na starszą samicę.
     Ale jednocześnie nie chciała tego stracić. Nie chciała wypuszczać z łap tego ulotnego, słodkiego uczucia, za którym być może ganiała całe życie. Bo jakkolwiek alkohol nie wpływał najlepiej na jej rozsądek, miała nieodparte wrażenie, że zeszłego wieczoru zdołała dokonać odkrycia. 
     A co najważniejsze, straciła już wystarczająco czasu. Jeżeli cokolwiek było im pisane, nie chciała marnować ani sekundy, ani minuty na wahanie. Już nie. 
     — I co teraz? — zagadnęła najpierw, próbując wybadać teren. 
     Beatrice wzruszyła ramionami. 
     — Co tylko chcemy — odparła, jakby sama nie była pewna odpowiedzi; zwłaszcza, że pytanie nie zostało nawet sprecyzowane i mogło dotyczyć czegokolwiek. 
     — Tęskniłam za tobą, Bea. — Vesper podniosła się na łapach i usiadła naprzeciwko szarawej suki. — Szukałam cię. Tak sądzę. Przez całe życie szukałam właśnie ciebie. I wiem, że to brzmi głupio, naiwnie, bo przecież byłyśmy pijane i to nie musiało nic znaczyć, ale... Cholera, ostrzegałam, że na starość robię się tanią poetką... — jęknęła. Wzięła głębszy wdech, spojrzała w ciemne oczy sanitariuszki. I nagle opuściły ją wszelkie wątpliwości. — Zmarnowałam już wystarczająco czasu. Ale możemy to wszystko nadrobić. Kto wie, co jest nam pisane? Możemy spróbować, choćby zacząć się "spotykać", jakkolwiek to brzmi w takim wieku... Bo chciałabym cię jeszcze raz pocałować. Jeszcze wiele razy. — Potrząsnęła pyskiem. — Jeśli tylko ty też tego chcesz... Chyba nie mamy nic do stracenia, co?
 
Beatrice?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette