Od Altaira CD. Ziny

Altair zaintrygowany przyglądał się jedzeniu wyznaczonym przez Zinę na ich podwieczorek. Według niej, nazwa tego czegoś brzmiała sushi. Dziwnie wyglądało, dziwnie brzmiało, ale pachniało całkiem przyjemnie. 
Pies ostrożnie obwąchał paczuszkę i powoli zaczął jeść. Jego towarzyszka parsknęła śmiechem, kiedy zobaczyła, jak Altair wybiera jedynie najprostsze kawałki potrawy, bojąc się spróbować reszty.
— Nie otruje cię przecież — oznajmiła, wpół się śmiejąc i wcinając swoją porcję z apetytem. Pies spojrzał na nią z namysłem. Utwierdziło go to przekonaniu o jadalności przedmiotu, więc po chwili on też ze smakiem pałaszował sushi. ,,Całkiem niezłe" — starał się powiedzieć, ale przez jego pełny pysk niewiele doszło do Ziny.
Zamyślony pies wpatrywał się w piratkę, myślami będąc daleko stąd. Jego oczy wydawały się świdrować sylwetkę suki, aby dostrzec to, co znajdowało się w środku. 
— Wszystko w porządku? — spytała się, widząc zadumę na pysku kompana. 
— Zawsze miałem podejście do życia — niespodziewanie zaczął, wytrącając sam siebie z zamyślenia. — Że to wszystko jest zaplanowane. Że każdy nasz krok jest gdzieś zapisany — odwrócił wzrok, widocznie lekko zawstydzony.— Nieraz, gdy byłem młodszy, próbowałem znaleźć to miejsce, gdzie Ktoś zapisuje naszą przyszłość. Myślałem, że dzięki temu odkryję, co mnie czeka, i zdążę się na to przygotować. Albo to zmienić, o ile nie będzie przyjemną wizją — zrobił pauzę, próbując ubrać swoje myśli w słowa. — Wiesz, kiedy działo się coś nagłego, to był jedyny sposób, aby jakoś to uzasadnić. Że tak miało być. Że błędy, które popełniałem, już dawno zostały postanowione i zaplanowane. W ten sposób mogłem jakoś uciec od odpowiedzialności i winy za to, co zrobię. Za każdym razem, gdy robiłem coś źle, dzięki temu byłem pocieszony. Chociaż, nie powiem, czasem czułem się uwięziony. Nie było to jednak na tyle silne uczucie, abym zwątpił w to, co sobie wymyśliłem. Bo to wydawało mi się logiczne. A ja cenię logikę. Ale teraz, gdy na to patrzę, widzę tylko głupią wyobraźnię. 
Zina ze zdziwieniem wpatrywała się w niego, skupiona, trawiąc to, co właśnie powiedział. Z pyska wypadł jej kawałek sushi. Zaraz zastąpiła go kolejnym, wciąż nie przestając z uwagą pochłaniać coraz to kolejne słowa przyjaciela (oraz podwieczorek, rzecz jasna). 
— Kiedy zobaczyłem, jak blisko byliśmy śmierci, zwątpiłem. Przecież niemal patrzyliśmy końcu w oczy! To nie miałoby sensu — pokręcił głową. — Miałem wrażenie, jakbyśmy zmienili coś, co miało się wydarzyć. I nie powiem, że się nie cieszę! Bo cieszę się bardzo! Decydowanie o tym, co robię, to jedna z najważniejszych dla mnie rzeczy. Ale czuję się dziwnie, wiedząc, że to, w co wierzyłem, to były jedynie moje wymysły.
— A kto to wie? — znów odezwała się Zina, z niegasnącym nigdy entuzjazmem. — Równie dobrze możesz mieć rację. Albo ten Ktoś pozwolił Ci pokierować swoim losem, prawda? Może specjalnie nie napisał zakończenia, dając ci prawo, abyś wybrnął z tej sytuacji?
Wpatrywał się w nią lekko zdezorientowany. 
— Myślałem, że piraci nie są filozofami — ze zdziwieniem na pysku skończył jeść swoją porcję sushi. 
— Widocznie niektórzy są — uśmiechnęła się. — O ile można to filozofią nazwać.
Altair przybrał zamyślony wyraz pyska. Cóż, nie znali się zbyt dobrze z Ziną. Nie znali się w zasadzie praktycznie wcale. Mimo to, poczuł się dziwnie, uświadamiając to sobie. Cóż, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi (lub kiczowato), wydawało mu się, że znają się od zawsze. Ta strażniczka była zarówno promieniem słońca, jak i światłem księżyca. Popychała duszę Altaira w stronę, w którą nigdy ta nie szła. Stawała się rządna przygód, i zaczęła cieszyć się z każdego niebezpieczeństwa. Chciała zrobić wszystko, aby stawić czoła przygodzie. Jego mały, własny świat, który sam dla siebie stworzył, zaczął być zbyt ciasny, aby ogrom ambicji psa się w nim zmieściły. Zapragnął dowiedzieć się więcej o tej suczce, która pokazała mu istnienie z tak odmiennej strony od tej, jaką on widział. Bo trzeba przyznać, że nigdy nie czuł się tak, jak teraz.
— Opowiesz mi o tym, co wydarzyło się w twoim życiu przed dojściem do ... stada? — trzeba przyznać, że nie czuł się na tyle blisko z swoją sforą, aby powiedzieć ,,nas". Tym bardziej, że Zina żyła od niego dłużej i wcześniej do ów grupy psów dołączyła.
— Cóż, powiem po krótce, bo to naprawdę długa historia. I pewnie szybko ci się znudzi — zaczęła, oblizując się po skończonym posiłku. — Zanim stałam się Ziną, byłam Elisą. Urodziłam się w hodowli, i szczerze powiedziawszy, moja historia nie rysowała się zbyt ciekawie. Zapewne skończyłabym jako domownik jakiegoś człowieka albo chodziłabym na jakieś pokazy, i zanurzałbym się w szarej rutynie. — Jej oczy zabłysły na następne wspomnienie. — Mieszkałam jednak na wybrzeżu. A to zmieniało wszystko. Gdyby ktoś dałby mi wybór, to zapewne cały czas wpatrywałabym się w morze, zamiast poddawać pielęgnacji sierści. Ludzie byli całkiem w porządku, ale morze było bardziej w porządku — uśmiechnęła się. Przerwała na chwilę, aby zaczerpnąć oddech. Kontynuowała:
— W między czasie słuchałam opowieści od starszej suki, nienależącej bezpośrednio do hodowli, jednak będącej pupilem jej właścicieli. Zaczęłam się wymykać: najpierw raz, potem drugi, aż w końcu chciałam odejść na zawsze. Wiedziałam, i wiem nadal, wiele o świecie, bo właśnie te nauki pobierałam niegdyś poszukiwaczki przygód. Potem dołączyłam do innych czworonogów o takim samym marzeniu jak ja: wyruszeniu w morze. 
Zamrugała oczami. ,,Jak tak to podsumować, to rzeczywiście okazuje się być krótką historią. A ty, Altair?".
No dobrze, Altair tego nie przewidział. Być może logiczne wydaje się być dla obserwatora, że zapytany o przeszłość odwdzięczy się tym samym pytaniem. Najemnik próbował właśnie rozwiązać ten problem. Nie wydawało mu się w porządku, że nie zwierzy się z swojej historii komuś, kogo sam o to poprosił. Ale również nie zamierzał jej opowiadać, bo nie należała do jego najprzyjemniejszych wspomnień. 
— Hm... Moje życie nie było zbytnio ciekawe. Byłem niechcianym szczenięciem, odszedłem od matki, trochę sobie pochodziłem i zawędrowałem tutaj — uśmiechnął się, próbując ukryć niepewność. Tak podsumowana brzmiała niemal zabawnie. 
— Pewnie można opowiedzieć o nim coś więcej — Zina odpowiedziała uśmiechem, patrząc się na niego ponaglająco. Po chwili jednak opuściła wzrok, domyśliwszy się, że to nie z lenistwa, lecz z niechęci Altair nie chce więcej mówić. 
— Pewnie można. Czy powiesz mi coś o tym psie, który nas zaatakował? Cytując ciebie ,,Jeśli przeżyjemy, z chęcią ci odpowiem" Widocznie oboje przeżyliśmy, skoro wcinamy żarełko. 
Cóż, to nie zabrzmiało zbytnio mile. Ma się ten dar bycia miłym, Altairze. I ten dar widocznego zmieniania tematów. 

Zino?
1013 słów, +15 j

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette