Od Koemedagg CD. Cheopsa

                  Widząc szerszy grymas na mordce podpalanego dobermana, Koe sama uśmiechnęła się bardziej widocznie, chociaż wyraz jej mordki dalej pozostawał tak samo łagodny i słodki. Naprawdę cieszyła się, że w końcu udało jej się złapać obrońcę! Od jakiegoś czasu po feralnym spacerze, który zakończył się dość...nieciekawą sytuacją z rannym wilkiem, chciała spędzić z Cheopsem czas w nieco bardziej kontrolowany i spokojny sposób - tak, aby móc go lepiej poznać i zyskać nowego przyjaciela. Pies wydawał się naprawdę przyjemnym towarzystwem dla młodej pielęgniarki. Był opanowany i rzetelny podczas wykonywania swoich obowiązków, o czym zdążyła się już przekonać w niekoniecznie pożądany sposób. Po szybkim zagadnięciu i uzyskaniu odpowiedzi odnośnie wolnego czasu psa przed swoim nosem, z nieukrywaną radością w oczach, poruszyła puchatym ogonem na boki w wyraźniejszym geście zadowolenia.
                 — Chciałbyś może przejść się na plażę? — zaproponowała więc bez zbędnego zastanowienia, unosząc lekko brew i podczas oczekiwania na odpowiedź znajomego obrońcy, wlepiła w niego swoje pogodne spojrzenie dwubarwnych ślepi, które teraz mieniły się w słońcu mieszanką podekscytowania i nadziei. Wspólny spacer po plaży nie tylko będzie jak najbardziej odprężający, ale i da suni możliwość rozejrzenia się za ziołami występujących w rejonach piaskowych wydm. Poza tym...który pies nie lubił poczucia letniego piasku pomiędzy palcami i mierzwionej przez wiatr sierści na piersi czy brzuchu? Owszem, w zimniejsze pory nie mogło to należeć do czegoś bardzo przyjemnego, ale akurat pogoda im sprzyjała; było ciepło, a wiatr wiał łagodnie na tyle, by móc śmiało przechadzać się po plaży bez ryzyka dostaniem piaskiem po oczach czy nosie. 
                 — Pewnie. — padła odpowiedź, a w ślepiach samego Cheopsa, młoda sunia wyłapała iskierki ekscytacji. — Prowadź. — nie trzeba było suni dwa razy zachęcać. Skinęła towarzyszowi łbem i ruszyli. Koemedagg po chwili zrównała się krokiem z bokiem Cheopsa i w ciszy dreptała obok niego w spokojnym milczeniu. Nie było ono dla niej niczym niezręcznym - nie czuła też potrzeby zagadywania psa w drodze na plażę, bowiem rozmowę planowała właśnie tam. W spokojnej i bezpiecznej przestrzeni, oraz otoczeniu słonej wody, piasku i równie słonego wiatru muskającego pysk i targającego futro. 
                 Nim zdołała sama zagadnąć kroczącego tuż obok niej Cheopsa, ten chwile przed wejściem na plaże, sam rozpoczął pierwszy temat ich dzisiejszej rozmowy. Dotyczyła ona tego, jak też minęły suni ostatnie dni; a było o czym opowiadać! Miała sporo pacjentów do obskoczenia, pare szczeniąt również skarżyło się na drobne przypadłości więc Koe miała łapy pełne roboty. Nie wątpiła, że Cheops był w stanie uraczyć ją podobną odpowiedzią: zdecydowanie ich ostatnie dni były i musiały być intensywne. Tym bardziej podobał się suni pomysł na który wpadła - spacer. 
                 — Intensywnie. — mruknęła i uśmiechnęła się słodko, zerkając kątem oka na pyszczek swojego rozmówcy. — W szpitalu był większy ruch niż zazwyczaj, a do tego parę szczeniąt uskarżało się na pieczące poduszeczki czy powbijane w zadki kolce wszelakich roślin. Biegałam od swojego pokoju do gabinetu czy legowisk innych psów! Nie miałam chwili na porządny wdech aż do wczoraj no i teraz. — bycie jedyną pielęgniarką w szpitalu dawało się Koe nieźle w kość, jednak...kochała swoją rolę i za nic by jej nie oddała. Można wręcz powiedzieć, że pomimo natłoku roboty, wiecznych obowiązków i w większości braku czasu na życie towarzyskie, Koemedagg była chodzącym promyczkiem szczerej i niewymuszonej radości z życia. Owszem, czasem zdarzały jej się chwile powątpienia spowodowane zmęczeniem, ale! Nawet mimo ich, w życiu nie zrezygnowałaby z pracy przy swoich pacjentach. Tak jak ona napawała ich nadzieją - tak oni sprawiali, że miała więcej sił do następnych wyzwań. 
                 — A jak u ciebie? — odbiła pytanie, unosząc obie brwi, szczerze zaintrygowana tym jak to obrońca spędził ostatnie pare dni. — Chyba nic niepokojącego nie działo się ostatnio na terenach?
                 — Na całe szczęście nie. — przytaknął podpalany doberman, po chwili dodając: — Dzisiejszy patrol również był spokojny.
                 — Cieszy mnie to! Trochę się martwiłam, że znów natrafiłbyś na jakiegoś wilka... — wyznała szczerze i cicho westchnęła. — Albo coś groźniejszego! Przyłapałam się na kontrolowaniu, czy przypadkiem nikt nie zgłasza rannego obrońcy. Mieliśmy spore szczęście, że wilk był ranny i schorowany, a więc...niezbyt agresywny. 

[ Cheops? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette