Altair przemykał ulicami miasta jak cień. Ludzie nie zwracali na niego zbytniej uwagi, zajęci swoimi własnymi, ludzkimi sprawami. Pies natomiast nie chciał uwagi, a przynajmniej nie w tej chwili. W skupieniu szukał wzrokiem kogoś, na miarę ludzką, przyjemnego. Najchętniej wybrałby któregoś z ich potomków, gdyż ci prawdopodobnie nakarmią go obficiej od dorosłych osobników.
Czy mógł polować? Owszem, mógł. Może jednak dostałby jedzenie za darmo, co rzeczą byłoby bardzo przyjemną. W szczególności, iż nieraz trafiają się bardzo smaczne kąski. Należy więc skorzystać z okazji. Altair spokojnie śledził wzrokiem chodzących beztrosko ludzi, wydających dziwne odgłosy, przypominające piszczenie. Nie raz i nie dwa też szczekających na siebie. On tymczasem kalkulował spokojnie, węsząc w powietrzu w poszukiwaniu jadła.
Wkrótce nadarzyła się wspaniała okazja, wprost łut szczęścia — mały człowiek trzymający świeże, pachnące jedzenie. Altair wyczuł smakowitą woń mięsa, i jeszcze czegoś, do czego uwagi nie przywiązał zbytnio. Podszedł do stworzenia, które z kolei wydało z siebie zadowolony pisk. Pies wyciągnął szyje i powąchał żywność. Zamerdał ogonem, zaraz jednak zmieszał się, kiedy człowiek je odrzucił. Posiłek najemnika powędrował w powietrze, aby upaść kawałek dalej, na ziemi. „Kto zrozumie tych dziwolągów? Stoję obok niego, a on rzuca moim obiadem…” — pomyślał, pomijając fakt, że ów obiad właściwie nie należy wcale do niego. Nic nie wskazywało też, że należeć będzie, gdyż zobaczył sylwetkę psa biegnącego w kierunku mięsa. Zamrugał kilka razy oczami, chcąc upewnić się, czy dobrze widzi. Kiedy zrozumiał, że pies zaraz dotrze do celu, rzucił się na swój obiad. Czworonóg jednak dobiegł szybciej, z racji, iż wcześniej wystartował. Altair rozpoznał w nim członka swojej watahy, ale że nie interesował go żaden inny zapach niż słodka woń mięsa, nos nie podpowiedział mu nic o tożsamości psa. Oczy zresztą podobnie, bo nierozpoznany osobnik stał do niego odwrócony.
— Obawiam się, że ten obiad należy do mnie — Altair oznajmił spokojnie, nie chcąc wszczynać niepotrzebnego konfliktu. Pies odwrócił się, dopiero teraz zauważywszy jego obecność. Najemnik podniósł łapę na znak dobrych chęci. — Nawiasem mówiąc, możesz przypomnieć mi swoje imię. Będzie miło, bo nie chcę myśleć o tobie "ten złodziej".
Może chciał dobrze, ale wyszło, jak wyszło. Nazywanie psa złodziejem nie jest najlepszym początkiem rozpoczęcia przyjaźni.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz