Od Silent CD. Amaris

     Jej wzrok wciąż zatrzymywał się na maleńkiej wysepce w samym centrum zbiornika wodnego. Prawdę powiedziawszy nie miała pewności, iż jest to właśnie wysepka. Cień zwątpienia przygniatał ją od środka tak, że za każdym razem musiała wrócić ponownie do punktu wyjścia. A jeśli to tylko ptak? Może mewa albo inne zwierzę, które unosi się i opada wraz z taflą. Może za chwilę odleci rozwiewają wszelakie myśli nade mną stojące? Ale ptak wcale się nie ruszał. Wciąż trwał w bezruchu tak jak i trwała ona sama. Może mnie obserwuje, tak jak ja jego? Niepokoi się moją obecnością, boi się ataku... Z perspektywy osoby trzeciej ta sytuacja wyglądała jak każda inna. Sunia wpatrywała się w horyzont szukając lepszego jutra. Uczucie pustki narastało w niej, drążyło dziurę, która wypełniała ją w całości. Brak oddechu, brak emocji, tylko pustka będąca pełnością. Działania w kontrastach były wsiąknięte w jej krew i przepływały wraz z nią po całym organizmie. Niewykluczone, że matka tak naprawdę popełniła samobójstwo podczas porodu. Choć Silent nigdy jej nie poznała, czuła czyjąś obecność zawsze, gdy spoglądała na nocny księżyc. Nie należało to do najprzyjemniejszych doznań. Być może dusza borderki błąkała się po świecie, zostawiając smugi światła, mgłę, albo... pustkę? Sil nie była głupia, doskonale wiedziała, że dziecko poczęte w tak niebezpiecznych warunkach z tym czarnym wilkiem, nie może żyć jak inne szczenięta. Od początku skazana była na zgubę w labiryncie, utkanym cienką nicią DNA.


    Czas nie miał znaczenia. Choć spędziła w tym miejscu sporą jego część, ale w tej chwili była to najaktywniejsza obserwacja jaką w życiu przeszło jej przeprowadzić. Kontrasty wypełniające każdy skrawek jej mizernego ciała, zaburzały harmonię, w której wcześniej tkwiła. Zamknięta w swojej bańce nie zwracała szczególnej uwagi na otoczenie. Mgła zaczęła wymykać się spod kontroli. Teraz nie tylko ona sama była w niej pogrążona, ale i wszystko dookoła. Otaczała, drzewa, krzewy, a także sunię, która już od jakiegoś czasu przyglądała się Silent. W normalnych warunkach, wilkopodobna psina odczułaby niepokój, speszyłaby się, a potem uciekła bez słowa – jak to miała w zwyczaju. Lecz teraz była spokojna. A może... nic nie czuła? Samotność obijała się wewnątrz jej ciała, przeszywała myśli, nie pozwalając im ujrzeć światła. W końcu zdecydowała się odwrócić. Zmusił ją do tego głos obserwatorki. Nie przedstawiła się, nosem błądziła wśród delikatnej trawki. Zielarka?
— Zbieram zioła. Przydałaby mi się pomoc, więc jeśli nie masz nic lepszego do roboty, możesz się dołączyć — rzuciła. — W ramach podziękowań mogę przygotować ci herbatę kwiatową — dodała po chwili.
Zielarka. Wbrew pozorom, które mogła stworzyć jej mowa ciała, była bardzo chętna na wspólną wycieczkę. Brak interakcji z innymi psowatymi przez tak długi czas męczył ją, a za razem potęgował strach. Ten, który w niej żył od narodzin – czuła się tak obca sama ze sobą. Podniosła delikatnie głowę kierując wzrok prosto w oczy suczki. Jakby chciała wysłać sygnał, dzięki któremu zielarka nauczy się czytać w myślach. Kontakt wzrokowy prawdopodobnie niewiele dał, więc po prostu podeszła do niej z delikatnym uśmiechem na pyszczku. Nie chciała wystraszyć borderki. Nie raz mylona była z młodą wilczycą, choć wzrost i waga bardziej upodabniały ją do matki. Kiedy stały tak obok siebie, Silent zauważyła jak drobna jest jej rozmówczyni. Nieco wyższa – albo wcale nie – ale wydawała się na pewno mniejsza. Masowo mniejsza. Chociaż to mogła być też iluzja spowodowana przez mgłę, która pojawiła się nagle. Znikąd.
- Okej, w takim razie chodźmy – mruknęła.
W jej głosie nie dało się usłyszeć nic co mogłoby zachęcić lub zniechęcić do spaceru... lub Silent nie była w stanie tego określić. Chaos powoli zwalniał miejsce w jej głowie. Zaczynała myśleć trzeźwo. Rzeczywistość uderzyła silnie w jednej chwili. Gwałtownie. Przystanęła na chwilę spoglądając na swoje łapy. Były. W całości. Wciąż mogła się poruszać. Dlaczego ich nie czuję? Jakby ktoś mi je odciął. Może to z zimna. Nie zwracając dłużej uwagi na dziwny stan swoich kończyć, podążała za nieznajomą. Po czasie, którego bliżej nie potrafiła określić, zatrzymały się pod jednym z drzew. Dopiero teraz Silent zauważyła, że mgła która dotychczas im towarzyszyła – opadła. Widok zapierał dech w piersiach tak samo jak za pierwszym razem. I tak samo jak wtedy, kiedy otworzyła po raz pierwszy oczy.
- Mogłabyś – zwróciła się borderka – przytrzymać proszę tę gałązkę?
Bez chwili zawahania nadepnęła łapką na odstający kawałek krzaka. Zielarka pochyliła się delikatnie. Zaczęła zbierać malutkie, białe kwiatuszki. Starannie wyrywała je w połowie długości łodygi, aby nie uszkodzić kwiatostanu. Była skupiona na czynności, którą wykonywała. Za razem pełna poświęcenia, oddana, ale jej wzrok był jakby... lekceważący? A może tak widziała ją Silent z tego punktu, w którym się znajdowała.
- Dziękuję – powiedziała odchodząc od kępki roślin. Jeszcze kilka zostało. Dlaczego nie wyrwała wszystkich? Może tylko świeże mają odpowiednie właściwości. Silent, przecież się na tym nie znasz, a ona wygląda na fachowca. Nie myśl o tym bez sensu. - Powinnyśmy się pospieszyć jeśli chcemy dotrzeć do domu przed zmrokiem. Powoli się ściemnia.
Miała rację. Słońce opuszczało się coraz szybciej, zapalając wierzchołki drzew jak małe świeczki. Na potwierdzenie słów suni, delikatnie kiwnęła głową jakby bardziej sama do siebie. Na szczęście tamta zrozumiała sygnał. Szły. Co jakiś czas zatrzymywały się i sytuacja podobna do tej sprzed chwili powtarzała się. Zielarka wybierała listki, drobne kwiaty, czasami – chyba – coś w rodzaju przerośniętych nasion, ale potem za każdym razem zostawiała je jednak, co wzbudzało w Silent jeszcze większe zainteresowanie. Było bardzo przyjemnie, co prawda robiło się coraz chłodniej, ale towarzystwo drugiej osoby mocno podtrzymywało ją na duchu. Czuła się niebezpiecznie bezpieczna, a to – wzbudzało niepokój.


    Wydawać by się mogło, że dzień powoli zmierzał ku końcowi. Promienie słońca całkowicie zniknęły z pola widzenia, a ich światło pozostało jedynie na górach, które były tak odległe aktualnemu położeniu obu suczek. Silent westchnęła cicho. Chciała poczuć w sobie cały ten świat. Stanąć w pełni sił, na swoich czterech – choć zdrętwiałych z zimna – wciąż prawdziwych, stabilnych łapach. Pociągnęła nosem. Zapach ziół, które zbierały w ciągu dnia, namieszał jej w głowie. Był ładny, nie drażnił, ale nie dawał też nic więcej. Nic czego w danym momencie potrzebowała.
- Jesteśmy – powiedziała drobniejsza sunia – pomożesz mi?
Oczywiście, że pomogła. Przytrzymała drzwiczki do chatki. W środku było przytulnie, całkiem ciepło. Nie wiało, co prawdopodobnie uwarunkowane było obecnością ścian. Niespecjalnie jednak się nad tym zagłębiała. Mnóstwo ziół, roślinek, kwiatostanów i równie dużo zapachów unosiło się na tak małej powierzchni domku, który zamieszkiwała zielarka. Atmosfera była jakby... gęstsza? A może tak się tylko wydawało. Świat, który widziała Silent zaskakiwał ją na każdym kroku, wytykając złudzenia. Czy kontrasty, które czuła tak mocno myliły jej zmysły, czy to nadmiar ziół, albo ciągłe zmęczenie, które towarzyszyło jej odkąd wstała tego ranka na nogi? Ta wycieczka, choć krótka, była pierwszą jaką odbyła w przeciągu całego tygodnia, a to znaczyło już bardzo dużo. Wyciągnęła tylne łapy. Po kolei. Najpierw prawą, potem lewą, a kiedy skończyła zrobiła to samo z przednimi. Tym razem w odwrotnej kolejności: lewa, prawa. I kiedy już wszystko czego od samej siebie wymagała było spełnione – usiadła – a z resztek lasu, które przez przypadek zabrała ze sobą na grzbiecie ułożyła swoje imię. To chyba odpowiedni moment aby się przedstawić.
S I L E N T.

Amaris?
1154 słów, + 15 j

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette