Vesper siedziała w przytulnym
domostwie, pochłonięta życiem sfory, do której należała ledwie przez
parę miesięcy. Mimo to, nie mogła oprzeć się pokusie poznania wszystkich
plotek, w których występowały jakkolwiek znajome imiona - żyła dzięki
ciekawym opowieściom, nawet jeśli dotyczyły miłosnych zagwozdek zupełnie
obcych osób. Wsłuchiwała się z uwagą, co jakiś czas potakując i
wtrącając krótkie pytania, by uporządkować konkretne wydarzenia w
umyśle. Skoro dała sobie spokój z przygodami i awanturniczym życiem,
historie stały się wszystkim, co jej pozostało. Na całe szczęście,
zdążyła stworzyć wiele własnych.
Kiedy zatem została poproszona o ich opowiedzenie, uśmiechnęła się
szeroko, czując, jak jej umysł wypełnia się ową zawadiacką nutą dumy.
Gdy była młodsza, uwielbiała znajdować się w centrum zainteresowania.
Wraz z wiekiem, nabyciem doświadczenia oraz odrobiny pokory,
przystopowała nieco z arogancją. Skoro jednak posiadała całkiem pokaźny
zasób opowieści z własnym udziałem, nie zamierzała pozostawiać ich we
własnej głowie. Zaczęła mówić - dość chaotycznie i bez większego ładu - o
latach swojego życia. Przeskakiwała do najciekawszych wydarzeń, tu i
ówdzie dodała nieco kolorów, pomijała nieliczne szczegóły stawiające ją w
złym świetle czy zbyt żenujące, by zostały wypowiedziane na głos.
Dużo podróżowała. Rzadko kiedy zostawała na dłużej w jednym miejscu,
pomijając nieliczne epizody, gdy została przygarnięta przez ludzką
rodzinę czy kiedy związała się z pewną szwedzką sunią na nieco ponad
rok. Głównie jednak tułała się po świecie, jako bezdomny wędrowiec,
stale targany przez wiatry losu. Jedyną niezmienną rzeczą w jej życiu
była zmiana. Paradoksalnie. I fakt, że na "starość" obudziła się w niej
dusza poetki, co zauważała z coraz większym zaskoczeniem.
— I wtedy właśnie wpadłam na Gary'ego, tego samego, który lata
wcześniej obiecał że mnie "zajebie jak psa" i przed którym musiałam
uciekać do Norwegii — ciągnęła, ignorując zupełnie pełny kubek zimnej
herbaty, o której zapomniała gdzieś w trakcie długiego monologu. — To
doprawdy dziwny zbieg okoliczności... Jak widać, historia lubi zataczać
koło. Wywiązała się walka, w której najpewniej bym zginęła, gdyby śnieg
nie załamał się pod naszym ciężarem. Chwyciłam się gałęzi, a Gary
stoczył ze zbocza i spadł z klifu, gdzieś do oceanu. Całkiem
emocjonujące zamknięcie pewnego rozdziału w moim życiu... Kiedy to sobie
uświadomiłam, postanowiłam podążać za losem, który wyrzucił mnie po raz
kolejny właśnie tu, gdzieś na mroźne pustkowie, wkrótce po potyczce ze
starym znajomym. Oh, to doprawdy albo znak od niebios, albo się
starzeję... Zapewne jedno i drugie. W każdym razie... Chyba potrzebuję
odpocząć — zakończyła, zanurzając wreszcie pysk w aromatycznym, chłodnym
napoju. — Ale jednak... Miło tu wrócić.
— Więc zamierzasz zostać na stałe? — zagadnęła sanitariuszka.
— Tak — odparła Vesper bez zawahania, tknięta nagłą nostalgią. — Chyba
wreszcie nadszedł czas, żeby znaleźć swoje miejsce na ziemi. No wiesz.
Dom.
Beatrice skinęła jedynie
pyskiem, racząc swego gościa łagodnym uśmiechem. Przez chwilę dopijały w
ciszy zimną herbatę, wsłuchując się w kojący trzask drewna w kominku.
— Coś mi się zdaje, że twoje opowieści przebijają tutejsze plotki — rzuciła starsza samica.
— Absolutnie! Chętnie posłuchałabym więcej nowinek. Nie ma nic
ciekawszego niż odgadywanie innych za ich plecami. Właściwie powinnyśmy
robić to częściej — zaproponowała. — Ty opowiadałabyś mi o lokalnych
zawiłościach, a ja wygrzebałabym więcej historii, nawet, jeśli nie
moich. I mogłabyś też stać się pierwszym odbiorcą mojej poezji, bo chyba
poddam się temu dziwnemu natchnieniu... Czy to jest to co robią
podróżnicy na emeryturze? Nieważne. Następnym razem przyniosę wino. Co
ty na to?
Beatrice?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz