Davonna opowiadała Mishce o szpitalu oraz psach w nim pracujących z ogromną pasją i zachwytem. Dokładnie opisywała towarzyszącej jej suce pomieszczenia, do których nie mogły zajrzeć, z powodu chęci niezakłócania pracy medyków.
Oprowadzanie to przebiegło szybko i bez żadnych komplikacji. Lekarka i wychowawczyni przemierzały przez jeden z korytarzy, z zamiarem dojścia do wyjścia. Następnym z "przystanków" miały być koszary.
— Jeżeli dorobisz się jakiegokolwiek urazu, zawsze możesz liczyć na ich pomoc — zapewniła Mishkę, chcąc przegnać między nimi ciszę. Husky przeniosła na czarną spojrzenie, kiwając przy tym głową, co dało jej pewność, że Mishka przyswoiła tę informację. — Zwłaszcza na moją pomoc — dodała ciszej, uśmiechając się nieśmiało.
Ten dzień okazał się jednym z lepszych dla czarnej suki. Czas spędzony z Mishką należał do tych przyjemnych. Obdarzyła husky ogromną sympatią i nie pozostawiała żadnych złudzeń, że jeszcze nie raz się zobaczą.
Ale życie jest jak domek z kart, prawda? W pewnym momencie wreszcie się rozpadnie i to od nas będzie zależeć, czy i jak długo zabierzemy się do jego poskładania.
Śmierć Aidana, emerytowanego Gammy uderzyła w Davonnę niczym pięść prosto w pysk. Wszystkiego dowiedziała się od rodzicielki, do której domostwa akurat lekarka przyszła. Długo nie mogła opanować szoku i rozpaczy. Doskonale pamiętała, jak wtuliła się w sierść Estlay, uwalniając przy tym niepohamowany szloch.
Wizja tego, że już nigdy nie ujrzy swojego taty, że nigdy nie usłyszy jego głosu, była czymś rozdzierającym i wyniszczającym psychicznie. Równie ciężki, może nawet jeszcze cięższy, okazał się fakt, iż samica musiała poinformować Cyklamena o odejściu dziadka. Jak miała wytłumaczyć dziecku pojęcie śmierci? Jakie słowa miała dobrać, by nie zranić szczenięcia? To wszystko było tak cholernie trudne.
Przed pogrzebem rodziciela, Davonna zaszyła się na ten czas w swoim domu. Nie przychodziła do pracy, z nikim się nie widywała. Nawet swojego syna powierzyła Mojito, by młody miał jak najmniej bodźców do rozpaczy. Powodem rozstania z potomkiem była też niechęć do tego, by Cyk oglądał matkę w takim stanie.
Po kilku dniach ukrywania się przed całym światem, nadszedł pogrzeb Aidana. Davonna pragnęła z całych sił uniknąć tego dnia, lecz on nadszedł prędko, nie dając suce jeszcze chwili na intensywną żałobę.
W czasie tej jakże smutnej uroczystości trzymała się matki, lgnąc do jej futra, jak do ostatniej deski ratunku. Bała się, że ona również opuści ten świat, uniemożliwiając lekarce szanse na pożegnanie.
Przestała zważać na wszystkich zebranych, zaczynając głośno łkać, gdy jej brat wymawiał pożegnalne słowa:
Aidanie, niech ziemia będzie Ci lekką, a pamięć po Tobie jako pierwszym samcu Gamma Północnych Krańców nigdy nie zaginie. Na zawsze pozostaniesz w sercach swych bliskich.
A później nastał koniec pogrzebu. Wszyscy zaczęli się rozchodzić w swoje strony, w tym czarna suka. Mimo iż chciała jeszcze zostać na wzgórzu, to kompletnie nie potrafiła tego uczynić. Zostanie tam, w ciszy i spokoju, wiązało się z uświadomieniem, że rzeczywiście ukochana osoba odeszła. Davonna pragnęła mieć w tym dniu jak najmniej wspomnień z rodzicielem.
Po kolejnych dniach Davonna wróciła do pracy i ponownie przejęła opiekę nad synkiem. Pracowała intensywniej, niż ktokolwiek tego wymagał. Czarna samica zajmowała swój umysł szpitalem i potrzebującymi psami, by nie musieć myśleć o minionych dniach.
Dlatego też z budynku wyszła dopiero wieczorem. Od razu pokierowała się w stronę przedszkola, gdzie przebywał Cyklamen.
Weszła do budynku, po chwili na korytarzu dostrzegając suczkę rasy husky. Davonna w mig rozpoznała w niej wychowawczynię. Z nieco wymuszonym uśmiechem podeszła do Mishki.
— Cześć — przywitała się. Widząc z bliska postać husky, w duchu skarciła się, że przez swą żałobę zaniedbała relacje z suczką. Ale jeszcze nic nie było stracone, czyż nie?
— Witaj.
— Trochę się nie widziałyśmy, co? — jej uśmiech nabrał szczerego wyrazu. — Może dałabyś się namówić na jakiś wypad, teraz lub kiedykolwiek indziej? — zaproponowała. Choć kondycja psychiczna lekarki niezbyt nadawała się na jakiekolwiek obcowanie z innymi psami, to mimo wszystko wierzyła, że czas spędzony z Mishką pomoże jej choć na moment zapomnieć o problemach.
Mishka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz