Od Altaira CD. Ziny

Ruszył biegiem z miejsca, zrównując się z suczką. Podziwiał jej szybkość, jednak teraz sprawiała mu niemały problem. Mimo, iż sam był całkiem chyży, dotrzymywanie tempa towarzyszce i obserwowanie otoczenia było dla niego bardzo trudne. Kiedy jako tako rozglądnął się w biegu, nie zauważył nic podejrzanego — możliwie dlatego, że ruszając się  trudno było coś wyraźnie dostrzec. Kiedy natomiast wyhamował ostro przed skrzynką, wywieszając jęzor, spostrzegł zainteresowanie, jakie wywołali. W ich stronę zmierzała dwójka rybaków. Mimo to Zina nie zwróciła na nich większej uwagi, zadowolona konsumując ryby. 
— Chodź! Weźmiemy tyle, ile damy unieść i się zmywamy — ochoczo oznajmiła, biorąc do pyska dwie porcję posiłku. — Ybko, simy ię piesyzć. 
Jej kamrat ledwo zrozumiał, co miała na myśli. Niechętnie pochylił się nad skrzynką, próbując wybrać najsmaczniejsze kąski. Zanim jednak zdążył chwycić swój deser, poczuł silne uderzenie w okolicy zadu. Zaraz też takowe zostało wycelowane w suczkę. Zina  jednak z godnym podziwu refleksem odskoczyła od wymierzonego jej ciosu. Altair natomiast przez kopniaka prawie wpadł do wody, od czego uchronił go tylko szczęśliwy przypadek: poleciał na skrzynkę, która z kolei zatrzymała lecące ciało psa, i poświęcając się dla niego, spadła do otchłani wód. Gdyby żyła, w tamtym momencie umarłaby niechybnie, bo wątpliwe, że umiała dobrze pływać. Zanim czworonóg zdążył podziękować przedmiotowi, doszedł do niego ponaglający głos suczki. Całe szczęście, bo jego towarzyszka pewnie uznałaby go za niespełna rozumu.
— Odź! Choź! — zawołała, sepleniąc przez ryby wypełniające jej pysk, po czym przebiegła pod nogami jednego z ludzi. Jeżeli myślała, że będą próbowali ją gonić, to  wprawić ją  mogło w osłupienie, iż nawet o tym nie myśleli. ,,Nie ucieknie daleko", pomyślał Altair, widząc nadbiegających w jej stronę trójkę, nowych dwunogów Zina nie była głupia, co za tym idzie — zaprzestała biegu. 
Jej wspólnik miał natomiast duży problem. Oburzona hałastra skupiła na nim całą swoją uwagę i nie zmierzała go wypuścić, prędzej zagryźć (co, jak wiemy, jest dość mało prawdopodobne w przypadku ludzi). Jeden z obecnych przedstawicieli dwunożnego gatunku wyjął prostokątny przedmiot oraz zaczął do niego mówić, piskliwym i podniesionym głosem. Pies rozglądnął się spokojnie, ignorując narastającą z każdą sekundą grozę sytuacji. Zina szczeknęła na podchodzących do niej ludzi, oznajmiając, że każdego oprawcę zagryzie. Zignorowali ją i przybliżali się do suni coraz bliżej. 
Altair nie czekał dłużej, i zrobił coś, co wydawać się mogło szaleństwem, o ile nim faktycznie nie było — skupiony skoczył jednemu z pochylonych w jego kierunku ludzi na twarz. Ten, jak prawdopodobnie każdy, któremu grozi strata oka, odsunął się, krzycząc i wymachując rękoma. Zina wykorzystała zamieszanie i w pełnym pędzie umknęła rybakom. Jej towarzysz biegł tuż za nią. Z całych pięciu ryb zostały im zaledwie dwie. Kiedy wbiegli w jedną z uliczek, Zina, uznając iż jest bezpiecznie, wypluła ryby na ziemie i zamachnęła z nieskrywaną radością ogonem.
— Było całkiem fajnie, zawsze coś nowego. No, ale następnym razem spróbujmy nie robić żadnego zamieszania.
— Następnego razu nie będzie — odparł Altair, spokojnie czyszcząc łapę.
— Nie wiadomo, co się jeszcze wydarzy — oznajmiła, a jej rozmówca pokiwał zwolna głową, przytakując jej tym samym. Już mieli zjeść swój posiłek, kiedy do ich nosów dobiegł ich ludzki zapach. Jak na komendę obrócili się w jego kierunku.
Ujrzeli starego, schorowanego człowieka, który podczołgał się do nich. Odskoczyli, przestraszeni, a ten szybko pochwycił ich ryby. Altair szczeknął z oburzenia a Zina zakręciła się nerwowo. Człowiek z zadziwiającą prędkością umknął w głąb uliczki.
— Widzisz? Nie wiadomo, co się wydarzy — rzuciła suczka, znikając w ciemnościach drogi. Altair również, lekko niezadowolony ruszył ścieżką. Obejrzał się niespokojnie po otoczeniu.
— Mieliśmy nie robić zamieszania — mruknął pies, ale odpowiedziała mu cisza. Ruszył po chwili wahania za Ziną, przyśpieszając kroku. "Nie mogę jej zgubić" — pomyślał, jednak powietrze było ciężkie i jakby celowo utrudniało odnalezienie towarzyszki. Prawdziwe kłopoty jednak miały miejsce, kiedy droga się rozgałęziła. 

Zina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette