Krzyk ptaków przedarł powietrze, gdy równie głośno dwójka psów wymieniała między sobą niezbyt przychylne słowa. Stali przed sobą, a z ich pysków, jak z jakiejś maszyny, na bieżąco wypływały coraz to bardziej cięte słowa. Niegdyś będąca u swego boku i traktująca się jak największy cud na ziemi para wyglądała w tamtej chwili jak odwiecznie skłóceni wrogowie, kompletnie nie pojmujący, co znaczy pojęcie miłości. Gest za gestem, słowo za słowem.... wszystko przebiegało w szaleńczym tempie. Później przybył trzask, upadek, cisza, skowyt, ból...
Cheops nienawidził tych wspomnień. Za każdym razem, gdy skrzesały się po raz kolejny, czuł się jak wór bokserski, który był okładany właśnie przez owe komemoracje. Momentami pragnął zapaść na amnezję, nie chciał pamiętać swojego dawnego życia. Wiedział, że tamte wydarzenia będą jego nieodłączną częścią życia, ale za cholerę nie potrafił się z tym pogodzić, chociaż teoretycznie tylko taka opcja mu pozostała.
Podniósł się, potrząsnąwszy łbem. Nie mógł dać się przez nie zdominować. Jedynym ratunkiem na uwolnienie się od nich było opuszczenie chatki i rozpoczęcie naprawdę długiego spaceru.
Nie miał celu swojej wędrówki, szedł tam, gdzie łapy go nosiły. Natura wokoło sprawiała, że we wnętrzu Cheopsa zasiadał spokój, ale również i odrobina zachwytu. Mieszkał tutaj już dość długo, jednak wciąż nie mógł wyjść z podziwu piękna norweskiej natury. Czuł, że nieważne, jaki staż osiągnąłby w stadzie, to i tak będą towarzyszyły mu te same odczucia, jakby przebywał tutaj po raz pierwszy.
Los kazał mu zawędrować nad wodę, gdyż chciał zgasić narastające pragnienie, a następnie kontynuować swoją podróż. Gdy jego łapy spotkały się z piaskiem, wzrok umieszczony na ziemię, uniósł w górę, by móc zobaczyć krystalicznie czystą wodę. Spoczął on tam tylko na chwilę, ponieważ coś, a raczej ktoś inny przykuł jego uwagę.
Nad brzegiem znajdowała się suczka, która Cheopsowi mocno przypominała psa rasy border collie. Początkowo zamierzał się wycofać i znaleźć inny zbiornik wodny, lecz powstrzymał się przed tym czynem. Kojarzył ją. Widywał ją czasami w szpitalu, ale nigdy nie zjawiła się okazja, by mógł stworzyć z nią jakąkolwiek relacje.
Dlatego też powolnym krokiem podszedł do zbiornika, bez żadnego słowa. Zachował stosowaną odległość i na razie na nią nie patrząc, wziął kilka łyków orzeźwiającej cieczy.
Gdy poczuł na sobie spojrzenie znajomej mu suczki, wyprostował się i popatrzył się na nią z łagodnym wyrazem pyska. Uznał, że musi teraz rozpocząć jakąś, nawet krótką rozmowę.
— Cześć — uśmiechnął się delikatnie. Jego ton był odrobinę niepewny, w końcu nie wiedział, czy samica miała ochotę na nowe znajomości. — Jestem Cheops.
Koemedagg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz