Przesadziła. Erato uderzyła tymi słowami w Concorde'a znacznie mocniej niż podczas ich walki za szczenięcych dni. Fizyczny ból nie był tak bardzo przez niego odczuwalny, jak ten emocjonalny.
Miał tylko matkę. To ona wypełniała dla niego również rolę ojca, którego nigdy nie miał szansy posiadać. Gdy był dzieckiem, męczył go fakt, że każdy szczeniak ze stada miał pełną rodzinę. Concorde nie znał uczucia, zwanego ojcowską miłością, było to zupełnie dla niego obce i nieosiągalne.
Podminowanie obudziło w nim jednak nie stwierdzenie o jego niepełnej rodzinie, lecz wyrażenie się Erato o jego matce. Nie znała sytuacji, nie wiedziała, co wtedy jego rodzicielka czuła, nie miała więc prawa wysławiać się o niej w taki sposób. Nie mógł sobie na to pozwolić, dlatego też w jasny i jak najbardziej skuteczny sposób musiał pokazać jej, żeby zważała w przyszłości na swe słowa, jeśli zamierzała uniknąć srogiej kary.
Wystarczyło mu wyszemrać do jej ucha ostrzegające słowa, by zakończyć tę dyskusję. Zostawił samicę Beta z własnymi myślami. Uśmiechał się sam do siebie, że pomyślnie wzbudził w niej strach i niepokój, co przynajmniej mu się zdawało. Liczył, że już nigdy więcej do niego nie podskoczy. Jednak za nic nie był w stanie zrozumieć, jaka przyjemność go okalała, gdy Erato okazywała wobec niego złość i zaciętość w ich dyskusjach. Po chwili jednak parsknął. Tę myśl zostawił za drzwiami budynku.
Warknął pod nosem, gdy do sali powróciła samica Beta. Przez chwilę spoglądał morderczym wzrokiem w jej stronę, przypomniawszy sobie szczegóły ich minionej konfrontacji. Napinał i rozluźniał mięśnie na przemian, powstrzymując się od rzucenia w jej stronę kilka obraźliwych słów. Wypuściwszy w głośny sposób powietrze, wrócił do swojego ćwiczebnego kompana.
Resztę myśli Concorde'a zajęło skupienie się na treningu, który w jego odczuciu minął stosunkowo szybko.
Wojskowi zaczęli się powolutku zbierać, widocznie zmęczeni wcześniejszą aktywnością. Wilczak wlókł się za nimi do wyjścia, dopóki jego nos nie wyczuł znajomej mu woni. Zmarszczył brwi, przyspieszając kroku. Chciał prędko opuścić to miejsce, bez kolejnego spotkania z najbardziej denerwującą go istotą.
Nie skończyło się to w sposób, jaki sobie żołnierz zaplanował. Rywalka z jego dzieciństwa wyraźnie sobie upatrzyła ten sam moment do wyjścia z koszar, wskutek czego zderzyli się swymi barkami. Concorde cofnął się odrobinę, podobnie jak Erato. Spojrzeli na siebie w tym samym czasie, ale ich ślepia na pewno nie ukazywały sympatii. Wzrok Concorde'a był taki niepokojący, nie wiadomo, czy wykonał go specjalnie, czy też było to szczerym odruchem. Gdyby nie żył w zwyczajnym świecie, zdecydowanie mógłby wniknąć do każdego zakamarka jej duszy.
— Przepraszam, pani Beto — jego głos był nazbyt spokojny. Po chwili przybrał drwiący uśmieszek, przechodząc przez próg wyjścia. — Dla mnie i tak będziesz księżniczką — rzucił na odchodne.
Erato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz