Hiekka musiała zrobić niemałe zamieszanie swoją osobą. Bardzo różniła się od większości psów przebywających w sforze. Nie miała długich łap, nie była gigantem i zdecydowanie daleko jej było do kuzynów psów; wilków. Nie zaliczała się ani do silnych, ani tym bardziej niesamowicie szybkich, chociaż sama przed sobą twierdziła, że nie było z nią aż tak źle. Była najzwyklejszym, przeciętnym przedstawicielem swojej rasy z lekką...Nadwagą? Mogło an to wyglądać, aczkolwiek sama Hiekka stwierdziła, że to jedynie walor jej puchatego, krótkiego futerka, który dodawał jej nieco szerokości czy to na bokach czy zadzie. Mimo naturalnych sobie niedogodnień, suczka nie zamierzała być traktowana lżej czy gorzej. Incydent podczas jej treningów na obrońce był wystarczającym dowodem, że Hiekka nie miała zamiaru dawać się poniżać. Co prawda okazało się to jednym, wielkim nieporozumieniem, aczkolwiek jakaś część suni nawet była zadowolona, że dużo większy od niej pies wylądował w skrzydle szpitalnym. Nie wiedziała co prawda o jego osłabieniu, ale przynajmniej pokazała po kim nie należy deptać, nawet podczas złego samopoczucia.
Od tamtego incydentu jednak minęło już trochę czasu, a zmuszona do zmiany decyzji po niezbyt owocnych treningach walki suka, ukończyła szkolenie na tropiciela co okazało się strzałem w dziesiątkę. W końcu jej czuły węch się na coś przydał. Nadal była pewnie na językach nie jednego psa w sforze, jednak ten fakt wręcz nie obchodził Hiekki. Póki miała co jeść i co robić oraz gdzie mieszkać: nie było na co narzekać. Zamieszkiwane przez sforę tereny były o niebo ciekawsze od miasta w którym się urodziła, i w którym spędziła trochę czasu już na ulicy u boku z Jekke, który tchórzliwie został w mieście pewnie teraz jedząc marne resztki ze śmietników. Nie łatwo było się dostosować, jednak natura corgi poza tą wybuchową stroną pozwalała jej na to, aby miała do kogo pysk otworzyć. Nie zawsze była to odwzajemniona rozmowa, aczkolwiek jakaś była.
Dzisiaj jednak nie miała szczęścia w znalezieniu czegokolwiek: od rozmówcy po zajęcie. Zwierzyna była więc nie trzeba było tropić nowej, a jak na złość większość psów z którymi zamieniła więcej niż trzy słowa wyparowała z domków. Była więc zdana sama na siebie i musiała wykombinować zajęcie nieuzależnione od innych osobników. Chadzała więc spokojnie pomiędzy domkami rozglądając się i co jakiś czas cicho mlaszcząc pod nosem z nudów. Wtedy coś wpadło jej w oczy - ptak! I to nie jakiś zwykły, był to kruk, który od razu zwrócił jej uwagę. Nie trzeba było długo czekać gdy z jej mordki wydobyło się wysokie szczekanie, a sama rzuciła się w kierunku ptaka przedzierając się przez śnieżne zaspy dzielnie i...Głośno. Kiedy ptak odleciał z głośnym skrzekiem niezadowolenie, Hiekka i tak szczekała za nim w najlepsze powarkując groźnie.
— Spadaj stąd kupo pierza! Żebym cię więcej tu nie widziała! — gdy czarny kuper jej niedoszłej ofiary zniknął z jej pola widzenia, usłyszała coś innego; skrzypnięcia śniegu. Jej spore uszy zadrżały odwracając się w kierunku dźwięku, a po chwili wyrosła przed nią wysoka samica w której rozpoznała betę - dokładnie Erato. Już miała się przywitać, kiedy to beta zadała jej pytanie na co corgi przekręciła lekko łbem po czym zaśmiała się skrzekliwie i odchrząknęła.
— A tam zaraz alarmuje, nie mów mi, że żaden z was tutaj nie szczeka tak sobie o, dla zabawy. Przeganiałam ptaka, cała filozofia. — wzruszyła barkami i delikatnie uniosła krótką łapkę próbując pozbyć się z niej śniegu dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że tak czy siak jak ponownie odstawi ją na ziemie; śnieg i tak się przyczepi. Oglądająca to Erato westchnęła z politowaniem.
— I tak, Hiekke jestem, a ty eee...Erato? Dobrze kojarzę? Beta, ta jedna z ważniejszych — mruknęła podchodząc bliżej większej od niej suki, zadzierając przy tym łeb i marszcząc ciemno-kasztanowe ślepia. — Jak leci, co? Cieplej tam na górze? Ha! Czaisz, bo ja tu na dole, a ty tam u góry, czaisz nie? Hm, a tak serio, to jak leci? W sumie to to najważniejsze pytanie z całej mojej wypowiedzi
[ Erato? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz