Od Koemedagg CD. Cheopsa

         Gdy Cheops zgodził się jej pomóc w rozkopywaniu ziemi, aby pozyskać upragnioną przez nią roślinę, wspólna praca przyniosła oczekiwane przez sunię efekty. Poszło sprawnie a przede wszystkim - miała to co chciała; potrzebną roślinę. Następnie po tym jak ładnie ułożyła zioło w swoim zawiniątku, ruszyli dalej jeszcze dłuższą chwilę oddając się zbiorą, a kiedy sunia uznała, że uzbierali wystarczającą ich ilość; przystanęła. Odłożyła na ziemię najdelikatniej jak mogła swój tobołek i z dumą na niego spojrzała. Wspólnie nazbierali tyle odpowiednich roślin, że jeszcze długie miesiące przy dobrych wiatrach nie będzie musiała wysuwać nosa ze szpitala by ponownie robić parę rundek wokół wioski w calu zebraniu lekarstw. Była to dla niej naprawdę wspaniała wiadomość. Zresztą, fakt zebrania odpowiedniej ilości ziół oznaczał również to, że nadszedł czas powrotu i ułożenia ich w odpowiednim miejscu w szpitalu. Już miała otwierać mordę by powiadomić o tym Cheopsa kiedy dojrzała jego sylwetkę kawałek przed sobą. Zaskoczona zamrugała po chwili jednak śmiejąc się pod nosem gdy dojrzała jak sam pies zdążył przyuważyć jak daleko w tyle ją zostawił. Uśmiechnęła się w rozbawieniu i gdy ten podszedł, posłała mu lekki, pogodny uśmiech. 
        — Myślę, że tyle już wystarczy — z zadowoleniem spojrzała i przy okazji nosem wskazała na zawiniątka. Zarówno swoje, jak i to niesione przez podpalanego dobermana, bo i on niósł naprawdę ważne medykamenty.
        — Czyli kolejnym naszym celem będzie udanie się do szpitala? — padło z jego strony pytanie, na które sunia szybko odpowiedziała twierdzącym skinieniem głosy, jak i po chwili również słowami:
        — Dokładnie — pokiwała głową z uśmiechem, zawieszając swoje dwubarwne spojrzenie na mordce swojego chwilowego pomocnika, po czym gdy ten wyraził własną chęć do powrotu i udania się we wskazane miejsce, chwyciła swój tobołek i lekkim, eleganckim truchtem ruszyła u jego boku kierując kroki u szpitalowi.
        Gdy dotarli, w skrzydle szpitalnym przywitał ich spokój i cisza. Uszy Koemedagg czujnie się podniosły jakby nasłuchiwała czy ktoś przypadkiem się nie obudził i nie potrzebował jej pomocy. Na całe szczęście, nic tak alarmującego nie usłyszała, dlatego też bez większego skrępowania wskazała drogę którą mieli się udać i wprowadziła Cheopsa do własnego składziku. Następne pare chwil minęło naszej dwójce na układaniu zebranych lekarstw, o co również poprosiła młoda pielęgniarka a Cheops się zgodził. Gdy byli już przy końcu, przeprosiła go na chwile, chwyciła przyniesiony mech i szybkim, lekkim krokiem zniknęła z pokoju by zanieść oczekującym pacjentom wodę, po którą poniekąd również poszła. Gdy wróciła, na jej mordce malował się łagodny, spokojny uśmiech, a sama lekko się oblizała mając nieco wilgotne futerko na wargach. 
        — Jeszcze raz dziękuje za pomocy, Cheops. — mruknęła, a w jej głosie szło wyczuć szczerą wdzięczność. Siadając obok niego przejechała szybkim, kontrolnym spojrzeniem po ułożonych ziołach, łapą przekładając jedno z nich na poprawną kupkę, po czym delikatnie zamerdała ogonem, a w jej oczach coś błysnęło nim zwróciła je na siedzącego obok niej psa ponownie: — Nie bardzo wiem jak mogę ci się za to odwdzięczyć. Dzięki twojej pomocy nie będę musiała jeszcze przez długi czas szukać potrzebnych roślin! — mruknęła wesoło i poruszyła nieznacznie uszami, uśmiechając się spokojnie. Skoro Cheops pomógł jej, to...Chyba trzeba jakoś spłacić dług, prawda?
        —  Może jest jakaś rzecz w której mogłabym ci pomóc? 

[ Cheops? ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette