Od Erato CD. Concorde'a

— Słucham więc, księżniczko — prychnął Concorde, a ona nabrała ochoty na to, by rzucić mu się do gardła. — Och, wybacz, pani Beto — dodał szybko z jeszcze większą dozą drwiny, przez co jedynie za sprawą cudu rzeczywiście nie spróbowała przegryźć mu krtani.
— Wystarczy "Erato" — odparła, gdy już udało jej się choć trochę uspokoić. — Concorde, poprosiłam cię o rozmowę, ponieważ wojsko, podobnie zresztą do całej naszej sfory, opiera się na odpowiedniej hierarchii. Hierarchii, która powinna coś wnosić w funkcjonowanie wszystkich wojskowych. Hierarchii, według której, bez względu na to czy ci się to podoba czy nie, jestem twoją przełożoną. Wydawało mi się, że matka nauczyła cię lepiej traktować przełożonych. Nie warczy się na nich jak na głupich uczniaków tylko i wyłącznie dlatego, że oddychają za blisko ciebie. Ba, na nikogo nie warczy się dlatego, że ktoś śmiał obok ciebie stanąć. Jeśli masz problemy z agresją, to może pora wybrać się do Lysandera, nie sądzisz?
— To, że urodziłaś się następczynią, nie czyni z ciebie mojej przełożonej, księżniczko — zaznaczył nagle, choć do tej pory milczał.
— Owszem, czyni. Takie mamy prawo i fakt, że jaśnie pan Concorde jest z tego powodu niezadowolony, nic tu nie zmieni.
— Popatrz tylko na siebie. Jeśli któreś z nas jest jakimś jaśniepaństwem, to jesteś to ty. Uważasz się za lepszą za wszystkich wokoło. I to dlaczego? Dlatego, że jesteś tą córką Enyaliosa i Laverne, która urodziła się jakąś chwilkę wcześniej. To żałosne.
— Jak ty nic nie rozumiesz — warczała coraz głośniej. — Owszem, następczynią uczynił mnie przypadek, ale Betą uczyniło mnie szkolenie. To samo szkolenie, które przeszedłeś ty sam, tylko że z dodatkiem całej innej kupy wiedzy, która już nie powinna obchodzić takiego żołnierzyka jak ty. 
Samiec prychnął, patrząc na nią z mieszaniną niedowierzania i pogardy.
— Naprawdę wierzysz w te głupoty, których naopowiadał ci ojciec? Myślisz, że jesteś lepsza bo... — kontynuował, ale uciął, gdy mu przerwała.
— Ojciec, tak? A więc o to chodzi? To moja pełna rodzina tak bardzo cię uwiera? Wiesz, że to nie moja wina, że twoja matka przespała się z jakimś pierwszym lepszym podrywaczem z miasta? — mruczała z pełnym samozadowolenia uśmieszkiem. Och, jak piękna była ta furia, która coraz wyraźniej malowała się na jego pysku!
Chciała jeszcze coś dodać, wbić kolejną szpileczkę, lecz nie zdążyła. Zamiast tego z jej pyska wydobył się okrzyk zaskoczenia. Rozsierdzony Concorde pchnął ją prosto na ścianę budynku, obok którego stali. Od razu nachylił się ku jej uchu i wycharczał prosto do niego:
— Nigdy więcej nie obrażaj przy mnie mojej matki, zrozumiano? 
— Tak — mruknęła słabo, gdy spojrzał jej prosto w oczy.
— To dobrze — prychnął, odsuwając się od niej. — To wszystko, pani Beto?
— Tak, to wszystko — odpowiedziała, odchrząknąwszy i wyprostowawszy się. — Możesz powrócić do treningu, Concorde.
Wrócił do budynku, lecz ona usiadła na trawie. Musiała dojść do siebie. Ten pies stanowił cholerne zagrożenie dla wszystkich wokoło!
Tylko dlaczego tak bardzo podobało jej się, gdy przygwoździł ją do tej ściany i wycharczał swoje ostrzeżenie prosto do jej ucha?
Nie miała teraz czasu na takie głupoty. Wstała i wróciła do koszar, próbując nie dać po sobie poznać, jakie myśli chodziły jej po głowie jeszcze przed chwilą.
 
Concorde?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette