Od Cheopsa CD. Amaris

  Minęło kilka dni, odkąd Cheops odnalazł Amaris w czasie śnieżycy. Od momentu, w którym pomógł jej w wyborze nowego miejsca zamieszkania, nie miał z nią żadnej styczności. Mimo iż chciał odwiedzić samicę i pomóc w remoncie chatki oraz zaznajomić ją bardziej z mroźnymi okolicami, obowiązki przekreśliły wszystko. Był jedynym obrońcą, dodatkowo w wojskowych szeregach stanowisko strażnika wciąż pozostawało puste. Z tego też powodu Cheo był zmuszony, by patrolować strefę stada w samotności.
Owe patrole nie trwały w nieskończoność, wiadomo, ale część wolnego miejsca w grafiku samca zajmowały również wszelakie treningi w koszarach, na których to miał obowiązek się stawiać. Nawet jeśli te zadania wciąż robiły miejsce dla wolnego czasu, który obrońca mógł przeznaczyć, na co tylko chciał, często bywało tak, że Cheops po całym dniu patroli i treningów nie miał na nic ochoty. A jeśli owe chęci gdzieś się zagęściły w jego wolnej woli, plany rujnowała późna pora. Cheops nie chciał nawiedzać zielarki w czasie, podczas której większość istot szykowała się do snu. Mimo dręczącego go zamysłu nie chciał być w oczach nowej członkini kimś natarczywym.
  Ale tego dnia los wreszcie się do niego uśmiechnął. Do patrolu został wyjątkowo przydzielony inny pies, dzięki czemu Cheops mógł, zaraz po ćwiczeniach, udać się do nowej członkini stada.   Niezwłocznie wymienił pożegnalne słowa z wojskowymi, ruszając tam, gdzie była położona osamotniona chatka. Mógł przed tym czynem udać się jeszcze do siebie, ale nie chciał tracić czasu i nie widział w tej myśli najmniejszego sensu. Miał tylko nadzieję, że zastanie Amaris w domu. Ogarnąłby go wtedy ogromny ferment, gdyby spotkałby się z zamkniętymi drzwiami.
  Dzisiejsza pogoda była znacznie bardziej sprzyjająca niż przed kilkoma dniami. Śnieg oczywiście wciąż zakrywał to, co mógł, a przedzieranie się przez niego nadal było czymś ciężkim do wykonania. Niebo, nieskalane żadną chmurą, dające miejsce dla przyjemnie ciepłego słońca, napawało nadzieją, że ostry mróz wreszcie się podda.
  O dziwo prędko przebrnął przez zimną barierę. Przed jego ślepiami już malowała się chatka zamieszkiwana przez zielarkę. Wystarczyło tylko znaleźć się dostatecznie blisko, by móc kilkoma ruchami łapy zapukać do drzwi. Tak też samiec postąpił. Po wykonaniu tejże czynności odsunął się od wrót, aby, w razie ich otwarcia, nie zostać potrąconym. Czekał, w nadziei, że Amaris przebywała w środku.

Amaris?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette