Została sama. Niejako cieszył ją
takowy obrót spraw, podobnie jak perfekcyjne wyczucie czasu oraz cudzych
emocji jakie napotkała w postaci niedawno poznanego samca. Bijące od
niego ciepło zdawało się być wręcz namacalne, zaś altruistyczna dusza
przejawiała się w najprostszych czynach. A jednak przez nabytą
podejrzliwość zastanawiała się, czy kryło się za tym drugie dno.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dom pachniał zawilgotniałym
drewnem, kurzem i śniegiem. Nie było w nim mebli. Gdzieś pod cienką
warstewką białego puchu zalegały jedynie nieliczne, zniszczone
przedmioty, niczym pamiątka po obecności dawnych właścicieli. Aura była
względnie harmonijna, jedynie trochę zaniedbana. Opuścili to miejsce w
spokoju i zdawało się, że nie zostało napiętnowane żadnymi negatywnymi
dziejami. Wciąż zamierzała je oczyścić, jednak zanim to zrobi, musiała
posprzątać. I dokonać generalnego remontu, zdobyć nowe wyposażenie...
Zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo utrudniła sobie życie, wybierając
zapyziałą, rozpadającą się chatę gdzieś w środku lasu, zamiast jednego z
w pełni funkcjonalnych, względnie wyposażonych domków rybackich. Mimo
to, nie żałowała tego wyboru, choć mogła przecież zmienić go w każdej
chwili. Wiedziała, że to "jej" miejsce. A im więcej pracy oraz serca w
nie włoży, tym bardziej przypominać będzie jej własne, domowe zacisze.
Być może kiedyś nawet się nim stanie.
Nie była przekonana od czego powinna zacząć. Dopiero powiew mroźnego
wiatru zwrócił jej uwagę na najistotniejszy problem - dziurawy dach.
Jednocześnie też zaczęła powątpiewać w swoje siły. By chwilowo odwrócić
swoją uwagę od owego zagadnienia, zabrała się za pobieżne sprzątanie
głównej izby. Gdy wytrząsnęła z niej znaczną część kurzu oraz śniegu,
przeniosła się do drugiego pomieszczenia, które z pewnością posłuży jej
za sypialnię. Tu warunki prezentowały się nieco lepiej - zarówno szklane
okno, jak i dach były całe, na ziemi leżało nawet kilka starych,
zawilgotniałych koców. Pachniały pleśnią i zdecydowanie nie nadawały się
do użytku, jednak część tkaniny zapewne dało się odratować. Amaris
poczuła ulgę, wiedząc, że ma gdzie spędzić noc. Nie mogła jeszcze
rozpalić w kominku dopóki nie upewniła się, czy był sprawny, jednak
niewielki, szczelnie zamknięty pokój dawał jej ochronę przed mrozem.
Wiedziała natomiast, że aby przywrócić to miejsce do życia będzie
musiała prawdopodobnie poprosić o pomoc.
Resztę dnia spędziła na sprzątaniu. Z posiadanym zapleczem nie mogła
zrobić zbyt wiele - pozbywała się jedynie śniegu i kurzu, wynosiła na
zewnątrz znalezione śmieci i układała je w składny stosik, którego
następnie zamierzała pozbyć się w odpowiednim miejscu. Nie było ich
dużo. Z ciekawszych rzeczy znalazła jedynie mały, oprawiony w ramkę
obrazek, przedstawiający bukiet wiosennych kwiatów. Wyglądał na
namalowany sprawną ręką, lecz należącą do człowieka z pasją, nie
wyuczonym zawodem. Posiadał wiele niedoskonałości, był lekko zniszczony,
jednak kiedy zawisł na ścianie, Amaris poczuła łagodny napływ ciepła.
Kiedy zasypiała otulona starym, zniszczonym kocem, do jej myśli po raz
pierwszy od dawna zawitała drobna iskierka spokoju.
[ Cheops? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz