Aega nie będzie zadowolony. — powiedział sobie w duchu biały samiec. Co prawda nie umawiali się na konkretną godzinę o której Mojito ma wrócić do swojego domu, aczkolwiek przywódca stada wiedział z jakim rygorem podchodzi do zasad czarny ptak. Miał przy tym wrażenie, że egzekwuje je bardziej niż była przywódczyni, stąd obawa przed spotkaniem ptaka następnego dnia. Po chwili jednak do głowy Mojito dotarło przeświadczenie, że przecież powrót do domu w taką pogodę może się dla niego skończyć nawet śmiercią. Być może trochę koloryzował, ale chciał mieć czyste sumienie.
— Że też zamieć musiała przyjść akurat tej nocy. — wymamrotał Mojito. Davonna spojrzała na niego, cicho wzdychając.
— Mamy przecież zimę. To normalne. — odparła czarna samica.
— Normalne dla naszych terenów. — przeniósł swój wzrok na okno. — Na kilka dni przed objęciem przeze mnie stanowiska dużo rozmawiałem z mamą o historii stada, która nigdy wcześniej mnie nie interesowała. — spuścił pysk, by po chwili kontynuować, wpatrując się już w pysk Davonny. — Zastanawiało mnie wtedy skąd w zasadzie się wzięliśmy, bo wyglądamy przecież zupełnie inaczej niż miejscowe psy. No dobra, większość z nas nie wygląda. — dodał przypominając sobie sylwetkę emerytowanego bety stojącego w drzwiach jego domu. — No i opowiedziała mi. Powiedziała, że urodziła się w Londynie. Wszystkie psy, z którymi dotarła tutaj, do Norwegii oprócz mojego ojca pochodzą z Anglii.
— A twój ojciec? — przerwała mu czarna samica.
— On jest ze Szkocji. — odparł. — Dość nieznacząca różnica, ale jednak. — uśmiechnął się do niej, puszczając przy tym oczko. — Tamtejsze zimy według opowieści mamy były zdecydowanie inne niż te. Zdarzało się, że śniegu nie uraczyli. — wyjaśnił.
— Jesteś ciekawy jak wygląda ten Londyn, o którym oni tak uparcie opowiadali? — spytała, wnioskując, że samiec zakończył swój wywód gdy zamilkł na dłuższą chwilę.
— Sam nie wiem. — wzruszył ramionami, biorąc przy tym łyk napoju. — Jest mi tutaj dobrze. Ale chciałbym aby stado było takie jak za tamtych czasów.
— To znaczy?
— Przeczytałem w Wielkiej Księdze, że tamtejsze stado liczyło sobie około dwustu członków. — powiedział, a na tę informację w jego oczach pojawiły się iskierki radości. — Wyobrażasz to sobie? Nas jest tylko dwudziestu siedmiu. Ich było w dobrych przypadkach nawet dziesięć razy więcej.
< Davonna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz