Davonna postąpiła tak, jak jej polecił biały samiec. Zasiadła na miękkiej kanapie, wlepiając w niego swoje czekoladowe ślepia, nastąpił odpowiedni moment, aby mu się przyjrzeć. Przywódca stada zmienił się, odkąd Davonna widziała go jako szczenię. I chodziło jej tutaj bardziej o zmianę fizyczną, gdyż, według jej zdania, charakter samca chyba nie uległ jakiejś ogromnej przemianie. Mojito wyglądał dumniej i po prostu tak dojrzalej. Jak godny swych rodziców przywódca.
Mojito popijał podany wcześniej przez nią napój, co było chyba oznaką, aby to czarna teraz zabrała głos.
— Od czego tu zacząć... — zamyśliła się i pozwoliła sobie unieść nieco głowę, patrząc się w bok. Często tak robiła, kiedy w szczególny sposób wytężała swój umysł. — Tyle czasu minęło, że ciężko jest wybrać odpowiedni temat rozmowy — zaśmiała się, sięgając po przygotowany specjalnie dla siebie kubek z tą samą zawartością, co naczynie jej gościa.
— Tak, to prawda — Mojito uśmiechnął się tylko. — Powiedz mi po prostu, jak sobie radzisz. Na nowym stanowisku, w życiu — dodał beztrosko, wzruszając przy tym ramionami.
— Jako lekarz radzę sobie świetnie — zaczęła, biorąc łyk ciepłego napoju. — To stanowisko stworzone idealnie dla mnie. Leczenie i pomaganie innym sprawia mi wiele frajdy, jeżeli tak to mogę ująć — uśmiechnęła się szeroko. — Odkąd mieszkam sama, brakuje mi trochę kogoś bliskiego. Kto byłby u mojego boku i zapełnił pustkę w domu. Wiesz, oprócz rodziców, brata, personelu i pacjentów, ale odstawmy ten temat na bok. Nie chce cię zanudzić swoimi żalami — roześmiała się, na co przywódca tylko lekko się uśmiechnął.
— Dobra, powiedziałam co nieco, więc teraz twoja kolej — postanowiła odbić piłeczkę.
Biały samiec zanim odpowiedział, odłożył kubek na stolik obok, po czym przez chwilę się zamyślił.
— Tak jak mówiłem wcześniej, mam wiele obowiązków — rzekł i chyba miał zamiar kontynuować, lecz zamilkł, kiedy w pomieszczeniu niespodziewanie zrobiło się nieco ciemniej. Suka od razu spojrzała w stronę stolika, na którym znajdowała się zgaszona świeczka. Nie miała pewności, co ją mogło zgasić, ale najpewniej mógł to być po prostu mocniejszy podmuch wiatru, który zapewne dostał się przez jakąś szczelinę chatki.
— No masz — westchnęła Davonna. — Pójdę poszukać jakichś zapałek — oznajmiła, wstając z kanapy.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz