Od Concorde'a — Zadanie 2

Odkąd jego móżdżek rozumiał co wokół niego się dzieje oraz kto i o czym ów postać przemawia, Concorde miał już wyznaczony, początkowo niezbyt poważny, cel w swym życiu. Wystarczyło mu tylko usłyszeć, że jego mama zajmuje posadę generała, że dowodzi wojskiem, a już był gotów do nauki, do zajmowania jednej z wojskowych funkcji.
Marzenia natychmiast przemieniły się w życiowy cel. Wilczy samiec żył tylko tą myślą. Zrezygnował niemalże ze wszystkiego, pierw spotkań z rówieśnikami (powiedzmy szczerze, nie byłby w stanie wytrzymać z kimś innym pięciu minut) i po prostu nie przebywał nigdzie indziej, tylko w koszarach. Zawsze w towarzystwie swej rodzicielki zjawiał się w koszarach, najpierw jedynie obserwując poczynania wojskowych, a następnie samemu biorąc udział w ćwiczeniach.
  Mimo iż swą technikę uważał za jedną z najlepszych, w rzeczywistości jeszcze wiele mu brakowało do osiągnięcia perfekcji. Chociaż siły nie można było mu odmówić, w walce i podczas treningu bardzo odczuwalne było jego "wyłączenie" rozumu. Wiele razy bywały sytuację, w których to próbowano mu wyjaśnić błędy popełniane przez Concorde'a, ale on najzwyczajniej w świecie to ignorował, a co gorsza, wściekał. Skoro miał siłę, co potrzebne było mu więcej?
Brak dystansu do własnej osoby i przyjmowania uwag ze strony innych były bardzo uciążliwymi wadami psa. Eryda zawsze starała się trenować z synem sam na sam i tłumaczyć mu wszystko, aby się poprawił. Jedynie na nią Concorde nie był w stanie podnieść głosu.
  Były wzloty i upadki, nieraz bolesne, że młody samiec odkrywał inną część siebie. A pewien incydent odmienił jego rozumowania, jeśli chodzi o technikę walki, pojął, że działa zbyt chaotycznie, a nie kontrolując tego co robi może zrobić komuś naprawdę wielką krzywdę.
  Dlatego zaczął trenować niemalże od początku, prawie że u progu dorosłości. Ale udało się. Samiec się poprawił, jego technika dzięki myśleniu stała się lepsza, dokładniejsza, płynniejsza.
  Aż wreszcie nadeszła dorosłość, a wraz, nią egzamin. Egzamin, który mógł albo spełnić albo zniszczyć jego marzenia o zajęciu miejsca w wojskowych szeregach. Kilka dni przed nim, Concorde trenował ostrzej niż dotychczas. Bardzo zależało mu na tym, aby wszystko poszło dobrze, żeby jego matka nie musiała się za niego wstydzić.
   Tego dnia obudził się bardzo wcześnie, przed świtem. Ziewnął potężnie i obrócił na drugi bok, wlepiając swój wzrok na pobliskie okno, za którym panowała ponura pogoda. Mrugnął kilka razy, chcąc wyostrzyć swój wzrok. Przypomniwszy sobie, że za parę godzin wyrusza na egzamin, w jego wnętrzu zaczęły pałętać się niezbyt przyjemne odczucia. Nieco go skręcało w żołądku, co jednak próbował ignorować. Wszystko umiesz, dasz rade. Powtarzał, mając nadzieję, że to pomoże mu przegnać zmartwienia. Chciał również uwierzyć, iż jest on przygotowany i zda bez problemu.
  Kiedy słońce zaczynało posyłać swój blask na okno, na które Concorde właśnie spoglądał, samiec podniósł się z wygodnego łoża. Jednym susem zeskoczył na podłogę i porozciągał zastałe mięśnie. Porozglądał się po pokoju, który za jakiś czas miał już nie należeć do niego. Młody pies miał w planach przeprowadzkę, tuż po egzaminie. Eryda namawiała syna, aby ten mieszkał dalej z nią, ale uparł się. Miał już wypatrzony dla siebie dom i nie zamierzał już dłużej być karmiony przez matkę. Kochał ją, to oczywiste, jednak chciał większej swobody. W końcu był dorosły, więc jakby to wyglądało w oczach innych?
  Powoli ruszył w stronę drzwi, które otworzył, delikatnie popychając je łapą. Łapy poprowadziły go do kuchni, w której znajdowała się matka Concorde'a. Nie było to dla niego zaskoczeniem, gdyż Eryda miała w zwyczaju wstawać jeszcze wcześniej od niego.
  Starsza, wilczasta suka spożywała najpewniej mięso jelenia. Usłyszawszy kroki, odwróciła delikatnie zakrwawiony pysk w stronę jedynego dziecka.
— Już nie śpisz? — zapytała zdziwiona, oblizując po tym pysk.
— Jak widzisz — odparł obojętnie i spoczął obok matki. Ta przesunęła w jego stronę dość duży kawałek surowego mięsa.
— Stresujesz się przed egzaminem? — kolejne pytanie padło z jej ust, lecz tym razem Concorde tylko mruknął coś i wbił zęby w swój posiłek. — Na pewno sobie poradzisz. Bardzo się przykładasz do tego, co robisz — kontynuowała, posyłając mu uśmiech. Nim samiec odpowiedział, przełknął kawałek mięsa i spojrzał na matkę.
— Nie pociesza mnie fakt, że ty również będziesz mnie oceniać — rzekł, przewracając przy tym ślepiami.
— Nie przesadzaj. Nie raz przy mnie trenowałeś i tak samo podlegałeś ocenie. Co więc tym razem się zmieni? — odrzekła, będąc trochę poirytowana odpowiedzią samca.
  Nie czekała już, aż przypominający wilka samiec jej odpowie, po prostu podniosła się i minęła Concorde'a. Zanim opuściła pomieszczenie, stanęła u progu drzwi i popatrzyła się na niego.
— Dołączysz do koszar później, czy idziesz ze mną? — zapytała jeszcze.
— Idź, ja przyjdę później — westchnął, ponownie zatapiając kły w soczystym mięsie.
— Tylko się nie spóźnij — rzuciła jeszcze na pożegnanie Eryda i wyszła z kuchni, zostawiając syna z własnymi myślami.
  W końcu nadeszła ta chwila. Concorde wkroczył do koszar, o dziwo pewnie. Na korytarzu minęło go kilka psów, ale jego umysł był zbyt przejęty, aby zastanawiał się nad ich tożsamością.
  W końcu wszedł do dużej hali, w której zazwyczaj odbywały się ćwiczenia dla wojskowych. Znajdowali się w niej Eryda i Enyalios - (jeszcze)Samiec Beta i generał.
— Witaj Concorde — przywitał samca Enyalios, a Concorde mruknął coś w odpowiedzi, najpewniej również słowa powitalne. — Jesteś gotowy, aby nam pokazać na co cię stać? — zapytał i uśmiechnął się delikatnie.
— Gdybym nie był gotowy, raczej byście mnie tutaj nie widzieli — odparł, odrobinę zirytowany.
  Przyglądnął się dwójce współpracujących psów. Enyalios na pewno będzie uważnie się przyglądał jego poczynaniom, a może nawet drobne błędy zaważą na całej jego karierze. Concorde nie wiedział jak surowo ocenia takie egzaminy, mógł tylko tworzyć teorię na ten temat, biorąc pod uwagę także jak go oceniał podczas zwykłych treningów. Zaś Eryda zdecydowanie nie była pobłażliwa w czasie ćwiczeń. Bardzo dużo wymagała.
Była jego matką, owszem, jednak wiedział, że mimo łączącej ich krwi nie otrzyma z jej strony żadnej ulgi i faworyzacji. Wewnątrz toczył walkę z emocjami, jednak po jego pysku nie można było tego dostrzec. Każdy był w stanie tylko ujrzeć jego pewność, dumę, jakby miał jedynie wykonać najprostszą czynność na świecie, nawet się do tego mało przykładając.
  Wreszcie, po wymianie jeszcze kilku słów z Betą i matką, rozpoczął się egzamin. Pierw zaczęto od odrobiny teorii. Chociaż tego typu funkcję były bardziej nastawione na umiejętności fizyczne, trzeba było też posiadać mądry, sprytny i jakkolwiek dobrze rozwinięty umysł. Concorde otrzymał kilka pytań, a to dotyczące obrony, czy nazawanie jakichś pozycji i ruchów bojowych, albo zadawawano mu jakieś podchwytliwe pytania z serii " Co byś zrobił, co należy wykonać? " itp, itd.
Concorde był tym trochę zestresowany, ale patrząc na wyrazy i ogólne słowa swych egzaminatorów, odpowiedział na każde poprawnie.
  Następnie nadeszła praktyka. Samiec wykonywał ćwiczenia siłowe, zwinnościowe, szybkościowe i stosował techniki, jakich się uczył przez cały okres szczenięcy. Na sam koniec musiał pokonać w walce i Enyaliosa i Erydę.  Zadanie to dla Concorde'a okazało się niewątpliwie ciężkie. Oba psy posiadały dużą wiedzę i umiejętności. Nie dawali mu forów, czasu na przerwę i ogólnych ułatwień. Obawiał się, że mógbłby temu nie podołać, a całe jego marzenia i nadzieję przepaść.
  Jednak pomimo trudności, dzięki swej sile i sprytowi, ostatecznie pokonał każdego z udawanych przeciwników. Kiedy wszystko się zakończyło, Concorde musiał na kilka minut opuścić halę, aby jego egzaminatorzy mogli się naradzić i podjąć decyzję, czy może wypełniać swoją wybraną funkcję.
  Ponownie wszedł do środka z mocno bijącym sercem. Znowu stanął przed Erydą i Enyaliosem, którzy mieli pyski niemal jak z kamienia, przez co samiec nie mógł wcześniej dowiedzieć się, czy zdał.
— Przedyskutowaliśmy wszystko — zaczęła Eryda bardzo poważnym głosem. — Przyglądaliśmy się dokładnie twym ruchom i wsłuchiwaliśmy się w każdą odpowiedź — w tym momencie spojrzała na Betę, dając mu znak, aby kontynuował.
— I musimy ci powiedzieć, że zdałeś — rzekł Enyalios, ustępując z kamiennej miny na delikatny uśmiech. — Zadania wykonałeś bardzo dobrze, teoria również nie poszła ci najgorzej. Gratulacje. Od dziś możesz zwać się żołnierzem naszego stada — dodał dumnie, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
Concorde przez chwilę stał osłupiony, nie mogąc uwierzyć, że jego marzenia się spełniły i będzie mógł pełnić funkcję żołnierza. Ku własnemu zdziwieniu, po słowach Enyaliosa, uśmiechnął się najszerzej jak mógł i zaczął nawet machać ogonem.
— Tak bardzo się ciesze. Dziękuje! — powiedział entuzjastycznie. Zaraz jednak uspokoił się, patrząc wesoło na dwójkę psów.
— Jestem z ciebie dumna — Eryda podeszła do syna i przytuliła go, wydając ciche westchnienie, zapewne ulgi.
  Ten dzień zdecydowanie był jednym z najszczęśliwszych dla Concorde'a. Od teraz nie przebywał w stadzie jako zwykły członek lub szczeniak, o nie. Mógł z dumną teraz zwać się żołnierzem tej psiej społeczności, stróżem i obrońcą tych pięknych terenów. Wojownikiem, który w razie niebezpieczeństwa odda życie za swoje stado.

Kuniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette