Noc była zaskakująco spokojna. Sen, jaki zmorzył młodą samicę, wyczerpaną po długiej podróży i wydarzeniach poprzedniego dnia, okazał się głęboki oraz przepełniony harmonią. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni spała tak dobrze. Tułaczka nigdy nie dawała jej dogodnych warunków, lecz prócz tego, gdy nie zażywała odpowiednich, samodzielnie wytwarzanych ziołowych naparów, miewała chroniczne problemy ze snem. Bywało, że wiele godzin wpatrywała się w pustą przestrzeń czy przewracała z boku na bok. Kiedy natomiast wreszcie odpływała, dręczyły ją koszmary. Teraz jednak, mimo obcości tego miejsca, nic takiego nie nastąpiło. Pamiętała za to jeden, jedyny sen, przedstawiający pewien szczególny dla niej kwiat - bławatek. Postanowiła uznać to za znak.
Jej umysł długo nie pozwalał wyrwać się ciału z objęć snu. Dopiero subtelna pobudka zaserwowana przez gospodarza zdołała przełamać tę nietypową barierę. Amaris szybko pozbierała się, otrząsnęła i wybudziła resztki świadomości. Spojrzała na psa, po raz kolejny zauważając w duchu, jak irytował ją ten nieomal protekcjonalny, łagodny ton. Wiedziała jednak, że nie ma prawa narzekać, zaś owe podejście wynika zapewne z czystej życzliwości. Warto zauważyć również, iż trafił w czuły punkt - jedzenie. Była głodna, zdecydowanie, choć pośród tych wszystkich emocji zauważyła to dopiero teraz. Nagle, jak na zawołanie, poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka i aż skrzywiła się z niezadowolenia.
- Chętnie coś zjem - przyznała, opuszczając wygodne legowisko.
Zawędrowała za czarno-brązowym psem do kuchni, gdzie unosił się aromatyczny zapach ziół. W reakcji na tak kuszący impuls, głód zaostrzył się dwukrotnie, jednak Amaris uparcie nie dawała tego po sobie poznać. Zasiadła kulturalnie do stołu, po czym otrzymawszy swoją porcję, zabrała się do jedzenia. Roślinne danie okazało się wprost wyśmienite - nie była pewna, czy to za sprawą głodu, czy faktycznych umiejętności kucharza. Nieszczególnie ją to obchodziło. Podobnie zresztą jak brak mięsa. Sama nieszczególnie potrafiła polować, za to świetnie znała się na roślinach, toteż to właśnie one stanowiły podstawę jej diety.
Po raz kolejny, tym razem ze świeżym, wypoczętym umysłem, zastanowiła się nad swoją sytuacją. Okolica zdawała się być naprawdę klimatyczna, kompletnie odcięta od świata - tego właśnie potrzebowała. Społeczność była niewielka, co zmniejszało ryzyko i obawy, jakie żywiła odnośnie wszelkiego rodzaju formalnych zbiorowości. Nigdy do nich nie pasowała, zaś swoją "inność" nieomal przypłaciła życiem. Tu jednak mogło być inaczej... Chciała zwrócić się do Duchów, poszukać odpowiedzi w gwiazdach, przemyśleć to wszystko. Ale nie miała czasu. A może po prostu nie chciała zwlekać? I tak podświadomie podjęła już decyzję. Czuła to.
- Sądzę, że możemy ruszać - odezwała się, gdy Cheops również skończył posiłek i posłał jej niejako pytające spojrzenie.
[ Cheops? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz