Wsłuchiwała się w słowa samca Alfa z zaciekawieniem. Interesowało ją to, co jej towarzysz mówił i nie kryła zdziwienia, gdy zdradził jej liczbę członków istniejącego dawniej stada w Londynie. Davonna co prawda słyszała parę razy, jak to psy obecnie żyjące na tych terenach musiały odbyć wielką przeprawę, w ucieczce przed istotą ludzką. Czarna jednak nie zagłębiała się w ten temat bardziej. Twierdziła, że tyle informacji jej wystarczy. Jak się okazało, popełniła błąd, gdyż wiązała się z tym ciekawa historia.
— Cóż...— pogrążyła się w zadumie, kiedy biały samiec skończył wywód. — Nasze stado teoretycznie jest jeszcze "w budowie". W końcu biorąc pod uwagę to, ile lat trwało ono w Londynie, niesie wysokie prawdopodobieństwo, że mogło nieźle się rozrosnąć — rzekła z przekonaniem.
— Fakt — Mojito pokiwał łbem z aprobatą. — W tym czasie musiało pewnie dołączyć wiele nowych psów, plus szczenięta — tutaj zrobił krótką przerwę. — Może Północne Krańce również się powiększą i będą równe stadu z Anglii? — uśmiechnął się zadziornie.
— Na to potrzebne są lata. Ale może moje i twoje szczenięta się tego doczekają, bo my raczej do takiego momentu nie dożyjemy — zachichotała, biorąc kilka, ostatnich łyków ciepłej cieczy. Od towarzysza usłyszała tylko krótkie parsknięcie.
Davonna ziewnęła przeciągle, czując narastające zmęczenie. Nie wiedziała, czy to tak wypity napój na nią zadziałał, czy po prostu było to spowodowane późną porą. Przeniosła zmęczone oczy na Mojito, a następnie na jego kubek, upewniając się, czy jest on pusty.
— Posprzątam — zakomunikowała, podnosząc obydwa naczynia. — Przynieść ci koc jak będę wracać? Robi się już późno — zauważyła, zmierzając do kuchni i rzucając przelotne spojrzenie na okno.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz