Obudziły go docierające do niego promienie słońca. Mojito z zamkniętymi oczyma najpierw się przeciągnął, a następnie ziewnął.
— Dzień dobry. — dotarło do jego uszu. Spało mu się tak dobrze, że zapomniał iż nie jest we własnym domu. Podniósł szybko głowę, którą wcześniej ponownie ułożył na jednej z poduszek, otwierając przy tym szeroko swoje błękitne ślepia. Ujrzał stojącą przy oknie Davonnę.
— Hej. — uśmiechnął się, po czym zeskoczył z łóżka i podszedł do niej. — Długo już nie śpisz? — spytał, siadając na podłodze.
— Nie. — odparła krótko. Mojito pokiwał tylko pyskiem ze zrozumieniem. Pomiędzy psami zapanowała cisza.
— Zabawnie wyglądaliśmy w nocy. — przerwał w końcu ciszę. Davonna spojrzała na niego pytająco.
— W jakim sensie? — spytała po chwili. Mojito spojrzał przez okno, widząc tym samym ogromne ilości śniegu, który pojawił się tej nocy.
— Jak yin i yang. — uśmiechnął się, przenosząc swoje błękitne ślepia na lekarkę. — Moja sierść nieskazitelnie biała i twoja czarna jak smoła. — wyjaśnił. Suczka pokiwała tylko pyskiem z uśmiechem. Ponownie zapadła niezręczna cisza.
— Zjesz śniadanie? — zapytała w końcu Davonna, a na jej pyszczku pojawił się szeroki uśmiech. Nie musiała długo oczekiwać na odpowiedź ze strony przywódcy stada, który szybko pokiwał twierdząco pyskiem. — W takim razie idź do salonu, a ja przygotuję nam coś do zjedzenia. — oznajmiła. Mojito zdecydował się posłusznie spełnić polecenie swojej kruczoczarnej towarzyszki i udał się do salonu, gdzie zasiadł w fotelu, w którym spędził prawie cały wczorajszy wieczór w mieszkaniu suczki.
— Na co masz ochotę? — usłyszał z kuchni.
— Nic konkretnego. — odparł. — Zjem wszystko co mi przygotujesz. Na pewno będzie smaczne! — dodał po chwili, a z pomieszczenia, w którym znajdowała się obecnie lekarka usłyszał cichy chichot, który spowodował, że na pysk białego samca wtargnął delikatny uśmiech. Znikł on jednak, gdy Mojito przypomniał sobie dzisiejszą noc. Nie miał bowiem na celu zrobienia nic złego, chciał dodać tylko otuchy swojej towarzyszce. Alfie nie przystoi, ale nikt nie musi wiedzieć poza mną i nią. — powiedział sam do siebie, a do jego uszu dotarł dźwięk stawianych kroków. Po chwili Davonna weszła do salonu z przygotowanym śniadaniem.
— Dzień dobry. — dotarło do jego uszu. Spało mu się tak dobrze, że zapomniał iż nie jest we własnym domu. Podniósł szybko głowę, którą wcześniej ponownie ułożył na jednej z poduszek, otwierając przy tym szeroko swoje błękitne ślepia. Ujrzał stojącą przy oknie Davonnę.
— Hej. — uśmiechnął się, po czym zeskoczył z łóżka i podszedł do niej. — Długo już nie śpisz? — spytał, siadając na podłodze.
— Nie. — odparła krótko. Mojito pokiwał tylko pyskiem ze zrozumieniem. Pomiędzy psami zapanowała cisza.
— Zabawnie wyglądaliśmy w nocy. — przerwał w końcu ciszę. Davonna spojrzała na niego pytająco.
— W jakim sensie? — spytała po chwili. Mojito spojrzał przez okno, widząc tym samym ogromne ilości śniegu, który pojawił się tej nocy.
— Jak yin i yang. — uśmiechnął się, przenosząc swoje błękitne ślepia na lekarkę. — Moja sierść nieskazitelnie biała i twoja czarna jak smoła. — wyjaśnił. Suczka pokiwała tylko pyskiem z uśmiechem. Ponownie zapadła niezręczna cisza.
— Zjesz śniadanie? — zapytała w końcu Davonna, a na jej pyszczku pojawił się szeroki uśmiech. Nie musiała długo oczekiwać na odpowiedź ze strony przywódcy stada, który szybko pokiwał twierdząco pyskiem. — W takim razie idź do salonu, a ja przygotuję nam coś do zjedzenia. — oznajmiła. Mojito zdecydował się posłusznie spełnić polecenie swojej kruczoczarnej towarzyszki i udał się do salonu, gdzie zasiadł w fotelu, w którym spędził prawie cały wczorajszy wieczór w mieszkaniu suczki.
— Na co masz ochotę? — usłyszał z kuchni.
— Nic konkretnego. — odparł. — Zjem wszystko co mi przygotujesz. Na pewno będzie smaczne! — dodał po chwili, a z pomieszczenia, w którym znajdowała się obecnie lekarka usłyszał cichy chichot, który spowodował, że na pysk białego samca wtargnął delikatny uśmiech. Znikł on jednak, gdy Mojito przypomniał sobie dzisiejszą noc. Nie miał bowiem na celu zrobienia nic złego, chciał dodać tylko otuchy swojej towarzyszce. Alfie nie przystoi, ale nikt nie musi wiedzieć poza mną i nią. — powiedział sam do siebie, a do jego uszu dotarł dźwięk stawianych kroków. Po chwili Davonna weszła do salonu z przygotowanym śniadaniem.
< Davonna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz