Rozejrzała się po raz ostatni po salonie, gdzie stała w towarzystwie
pudeł, w których znajdowała się spora część ich, to znaczy jej i
Enyaliosa, dobytku. Pamiętała dzień, w którym wprowadziła się do tego
domu, jakby był on zaledwie tym wczorajszym. To w ścianach tego budynku
miało miejsce tak wiele ważnych dla niej wydarzeń i kiedy myślała o
domu, to zdecydowanie on przychodził jej jako pierwszy na myśl. Dopiero
po nim wyobrażała sobie miejsce zamieszkania Tamarashi'ego i jej
własnych rodziców.
- Gotowa? - zapytał troskliwie emerytowany już samiec Beta, wychodząc zza rogu w towarzystwie ich starszej córki.
- Gotowa - odparła zdecydowanie. - Zmiana miejsca zamieszkania to dla mnie nic nowego - dodała po chwili nieco ciszej.
Miała
na myśli fakt, że była sierotą, a to sprawiło, że w czasie swojego
życia zdążyła już kilkakrotnie zmieniać adres. I choć mawiała, że to dla
niej żadna nowość, nie oznaczało to, że lubiła częste przeprowadzki - w
dzieciństwie wywoływały one u niej pewien brak poczucia stabilności. I
tym razem był to ciężki etap w jej życiu, ale czuła się, ku jej własnemu
zdziwieniu, wyjątkowo gotowa na ten krok. Być może dlatego, że jej
największym oparciem w życiu stał się Enyalios i to on gwarantował jej
harmonię w życiu? U jego boku była gotowa, jak sądziła, na wszystko.
- Idziemy? - zagaiła po chwili i utkwiła spojrzenie w swoim ukochanym.
Skinął ochoczo głową, więc skierowała swój wzrok na córkę.
- Pomóc wam w czymś? - spytała Erato, zerknąwszy na rzeczy swoich rodziców.
- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział bez zastanowienia ojciec młodej Bety, więc ta w odpowiedzi tylko przytaknęła.
-
Gdybyś nas potrzebowała, wiesz, gdzie szukać - Laverne posłała
potomkini ciepły uśmiech. - Ale dobrze wiem, że świetnie sobie
poradzisz.
Suczki uścisnęły się na pożegnanie, po czym starsza z
nich odsunęła się na bok, aby tym razem jej partner mógł pożegnać się z
Erato. Kiedy to nastąpiło, emerytowana para Beta zebrała swoje rzeczy i
opuściła dom, aby ruszyć w kierunku tego nowego, ale jednocześnie
starego - mieli bowiem zamieszkać w chatce Laverne, w której mieszkała
po przybyciu na Północne Krańce, zanim jeszcze oficjalnie związała się z
Enyaliosem.
- Pożyczenie sanek od Xaviera było dobrym pomysłem -
stwierdził nagle samiec, oglądając się na sanki za sobą, na których
ustawione były pudła z ich rzeczami.
- Zdecydowanie - suczka zgodziła
się z partnerem. - Jedynym minusem jest fakt, że trzeba będzie wędrować
aż do miasta, żeby je zwrócić - przekrzywiła głowę delikatnie na bok,
wpatrując się w niego.
- Drobny spacer nikomu jeszcze nie zaszkodził
- Enyalios posłał samicy szeroki uśmiech, a ona zaśmiała się wesoło i
skinęła głową na znak zgody z nim.
Śnieg cicho skrzypiał pod ich
łapami, czego Laverne słuchała ze sporą przyjemnością - ten dźwięk
satysfakcjonował ją od dziecka. Utkwiła wzrok w obrączce spoczywającej
na łańcuszku na jej szyi, rozpamiętując zimy spędzone wraz z Hansem w
Londynie. Zastanawiała się, czy jej brat jeszcze żyje, a jeśli tak, to
jak sobie radzi i gdzie mieszka. Tak bardzo żałowała, że nie mógł poznać
jej córek i dostrzec piękna Norwegii. Lubił zimę, spodobałoby mu się
tutaj, jak zauważyła. Może sam założyłby rodzinę? A może już to zrobił, w
Londynie?
- Gdybyśmy mieli syna, mógłby oświadczyć się obrączką,
którą ci podarowałem - oznajmił nagle Enyalios, zapewne zauważając, że
jego ukochana wpatruje się w pierścionek. Swoim głosem wyrwał ją z
zamyślenia, uniosła więc wzrok i spojrzała na niego z nowym uśmiechem na
pysku.
- Kto wie, może któraś z naszych córek postanowi przełamać
stereotypy i się oświadczyć? - rzuciła. Mogła się tego po nich
spodziewać, chociaż nie była pewna, czy kiedykolwiek będą chciały się z
kimś związać, obie w końcu wykazywały się sporą niezależnością.
-
Ale - dodała po chwili. - Chyba chciałabym zabrać obrączkę do grobu.
Jest jedna, a córki mamy dwie, ponadto ma dla mnie ogromne znaczenie.
Enyalios?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz