Kilka dni temu odbyły się koronacje dzieci psów najważniejszych stanowisk. Rowan podczas nich zdał sobie sprawę, jak bardzo się postarzał i ile mniej więcej pozostało mu czasu do końca męczenia się z tym światem. Wizja zbliżającego się powitania ze śmiercią może i była z lekka ponura, ale samiec po cichu liczył na ulgę i tak bardzo przez niego wymarzony spokój. Twierdził, że już wszystko zdołał zrobić na tym świecie. Co prawda w dość krótkiej liście celów psa wciąż pozostawał nie wykonany, jeden punkt, ale on nie chciał sobie zaprzątać tym głowy. I tak już było za późno. Pozostało mu tylko wypełniać obowiązki żołnierza, niczego innego nie potrzebował. Wszystko poszłoby jak z płatka, gdyby nie pewna postać, która sprawiała, że samiec nie mógł już czuć ukojenia i spokoju w koszarach.
— Naprawdę nie wiesz? — burknął tylko, odwracając wzrok od dręczącej go suczki. Rowan w ogóle nie rozumiał, czemu czekoladowa przyczepiła się do niego niczym rzep do ogona, którego samiec nie był w stanie się pozbyć.
Przez dwa tygodnie miał spokój, nikt się nim nie interesował, wypełniał swoje obowiązki, przebywał w samotności. A dzisiaj widząc Saharę, uświadomił sobie, że spokojne dni się zakończyły i teraz będzie skazany na jej towarzystwo. Ów fakt wcale nie napawał psa entuzjazmem, a jedynie niechęcią, czy czymkolwiek negatywnym.
Działo się tak, jak pies podejrzewał. Codziennie widywał Saharę, która najwidoczniej nie zamierzała dać mu świętego spokoju. Ich rozmowy praktycznie wyglądały tak samo. Ona miała najwięcej do powiedzenia, on jedynie coś burczał poirytowany, czasem tylko i rzecz jasna w dobrym humorze potrafił powiedzieć jej coś normalnym tonem.
Z czasem "jakoś" przyzwyczaił się do jej upierdliwego towarzystwa. Wciąż go irytowała, to fakt i nie potrafił spędzić przy niej kilkunastu (wcześniej pięciu) minut, ale jakieś malutkie postępy, powiedzmy, były.
Dzisiejszy trening wojskowych należał do tych krótszych i mniej wyczerpujących. Nie było więc zdziwieniem, kiedy nowa samica Beta i generał postanowiły, zaraz po wykonaniu wszystkich ćwiczeń, odesłać podwładnych na zasłużony odpoczynek, do domu. Rowan myślał, że jemu również ów odpoczynek się należy, dlatego zdziwił się ogromnie, gdy został zatrzymany przez generał.
Starsza suka raczej nigdy nie miała do niego żadnych zastrzeżeń, więc Rowan był trochę zbity z tropu. Jak się zaraz okazało, chodziło o coś zupełnie innego. Owczarek na pożegnanie skinął w jej stronę głową i czym prędzej pognał szukać jednego z wojskowych.
Truchtając tak energicznie, zastanawiał się, czemu do takiego zadania nie zostali wysłani szpiedzy, tylko akurat on. Eryda wspominała mu coś, że wysłała ich tam wcześniej, ale samiec i tak nie do końca rozumiał postępowania dowódczyni.
Ową istotą, którą tak zajadle doświadczony żołnierz pragnął znaleźć, okazała się właśnie pełniąca funkcję gońca samica. Sahara była już prawie przy moście, który prowadził psy do ich chatek. Rowan więc przyspieszył, a kiedy był już blisko, zdołał ją wyprzedzić i gwałtownie zagrodzić jej drogę. Suka przez moment wydała się zaskoczona postępowaniem owczarka, ale po chwili na jej pyszczek wpełzł zadziorny uśmieszek.
— O, Rowan, już się stęskniłeś? — zapytała zaczepnym tonem, do którego samiec zdążył się już dawno przyzwyczaić.
Pies najchętniej, mając w swoim zwyczaju, zamierzał jej coś odwarknąć lub odburknąć, jednak pohamował ten odruch, który zastąpił jedynie wywróceniem oczu.
— Dostaliśmy polecenie od Erydy. Podobno kręciły się jakieś podejrzane psy na granicy naszych terenów, dlatego w ramach bezpieczeństwa mamy się tam wybrać i je spatrolować — oznajmił. — Nie traćmy więc czasu i ruszajmy — rzekł bardzo poważnym głosem.
Sahara?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz