Wieczór
przed koronacją Erato na Betę był wręcz magiczny. Decyzją Enyaliosa,
jej ojca, całą rodziną wyszli przed dom — do niedawna ich wspólny, lecz w
dniu ich drugich urodzin wyprowadziła się z niego Hebe, a tuż po
koronacji ich następczyni to samo mieli uczynić rodzice — by obserwować
gwiazdy. Pogoda była piękna, ani jedna chmurka nie psuła im widoku,
dlatego też widzieli każdą małą gwiazdkę, jaka widoczna była z tego
miejsca świata. Leżeli wszyscy na plecach i ze śmiechem pokazywali sobie
kolejne konstelacje lub samodzielnie łączyli te zupełnie ze sobą
niepowiązane, by nadać im nowy kształt.
Były
tego oczywiście zalety i wady — następnego poranka Laverne nie była w
stanie dobudzić swej starszej córki, która musiała się przecież
przygotować do swojej koronacji. Gdy jej się to w końcu udało, z
niemałym rozbawieniem obserwować mogła jej rozkojarzenie.
—
Spokojnie. Jesteś u siebie w łóżku, nikt cię nie porwał — ze śmiechem
uspokoiła nieco zaniepokojoną młodą suczkę. — Jednak jeśli sama się
zaraz z niego nie zerwiesz, możesz się spóźnić na swoją własną
koronację.
—
Ojejku, koronacja — sapnęła Erato i wyskoczyła z łóżka. — Dziękuję za
pobudkę, mamo. — Uśmiechnęła się i delikatnie przytuliła swoją
rodzicielkę. — Nie dość, że uratowałaś mnie przed spóźnieniem, to
jeszcze wyrwałaś ze złego snu.
— Zły sen? Co ci się śniło? — zagadnął ojciec, który właśnie wszedł przez otwarte drzwi do sypialni.
—
Tato, naprawdę powinieneś pukać. Nie wiesz, że to nieprzyzwoite, tak
bez zapowiedzi wchodzić do pokoju młodej samicy? — roześmiała się
przyszła Beta, jednak szybko do niego podeszła i jego również
przytuliła. — Dzień dobry. A śniło mi się to samo, co ostatnio na
okrągło, że będę straszną Betą. — Skrzywiła się nieco.
—
Wiesz przecież, że najprawdopodobniej zupełnie nie masz się o co bać.
Widziałem, jak się uczysz tego, czego powinnaś się nauczyć, ale też
kształtujesz swoje własne podejście do innych psów. Moim zdaniem
będziesz świetną Betą — zapewniał ją ojciec, a matka z pełnym
przekonaniem mu przytaknęła.
— Nie wydaje ci się, że jesteś trochę nieobiektywny jako mój tata? — odpowiedziała jedynie, kierując się ku kuchni.
—
Erato, przede wszystkim jestem Betą i chcę dla psów mi podlegających
jak najlepiej. Uwierz mi, jeśli zauważyłbym, że jesteś w tym, co masz
robić beznadziejna, już dawno rozmawiałbym z Nalą i Makbethem o
możliwości przekazania mojego stanowiska Hebe.
Suczka
skinęła głową. Wierzyła mu. Kochał ją bezgranicznie, to oczywiste, ale
chyba jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, dbał o dobro innych
psów, wszystkich tych, którzy mu ufali.
—
Dziękuję — wyszeptała i zabrała się do pospiesznego przełykania
śniadania. Szło jej to topornie, zwłaszcza przez wielką gulę
zdenerwowania formującą jej się w okolicach przełyku.
Gdy
skończyła jeść, Enyaliosa nie było już w zasięgu wzroku — zapewne sam
przygotowywał się do koronacji, to w końcu on odgrywał główną rolę w
przekazywaniu władzy. Laverne, choć pełniąca w stadzie nie mniejszą
rolę, miała głównie stać u jego boku — technicznie rzecz biorąc, była
„jedynie” partnerką tego psa, który jeszcze podczas pobytu sfory w
Anglii został mianowany przez Alfę nową Betą stada. Dlatego też matka
wciąż była obecna i uważnie wpatrywała się w swoją starszą córkę.
— Mam coś na pysku? — mruknęła w końcu, uśmiechając się ledwo dostrzegalnie, młodsza z samic.
— Nie — roześmiała się Laverne. — Po prostu nie mogę się nadziwić tym, że moja mała córeczka za chwilę zostanie Betą.
— Już nie taka mała — zauważyła i wyprostowała się. Była odrobinę wyższa od swojej rodzicielki.
—
To prawda — przytaknęła ona sama i znowu przytuliła Erato. Ta wtuliła
się w nią. Zdążyła już prawie zapomnieć ich małą sprzeczkę sprzed kilku
dni.
—
Wiem, że będziesz świetną Betą, ale wiesz, że kiedyś powinnaś znaleźć
sobie partnera, prawda? — ni stąd, ni zowąd zagadnęła samica Beta.
— Wiem — odpowiedziała jej córka, przeciągając trzecią literę tego wyrazu. — Po prostu nie spieszy mi się do tego zbytnio.
—
Moim zdaniem już powinnaś zacząć się rozglądać za odpowiednim psem.
Potrzebujesz kogoś wpływowego i odpowiedniego na takie stanowisko.
—
Mamo, mam jeszcze czas. Poza tym być może mój przyszły partner jeszcze
się nie urodził albo jest zaledwie szczeniakiem? Tata mówił przecież, że
babcia Nike była trochę starsze od dziadka Avalanche. Pomiędzy wami też
jest rok różnicy. Nie wspominam już nawet o Alfach! — wypaliła, chcąc
jak najszybciej zbyć matkę.
—
Erato, ja nie żartuję. Nie chcę też być nadgorliwa. Chodzi mi po
prostu, że pewnego dnia powinnaś się ustatkować i związać z jakimś
wpływowym psem, dobrą Betą.
—
Mamo, ja jestem wpływowym psem. Postaram się też być dobrą Betą. Nie
potrzebuję do tego nikogo u swego boku. Partner mógłby mi tylko zawadzać
— warknęła, rozkręcając się. Szybko jednak zamilkła, zauważywszy wyraz
pyska matki. No tak, równie dobrze mogła uznać, że córka uważała ją za
niepotrzebny balast dla ojca. Nie dane jej było jednak od razu
przeprosić, ponieważ wyszła ona z domu.
— Powinnyśmy już wyjść — zauważyła po chwili starsza z nich. Ta druga szybko jej przytaknęła i osunęły się od siebie.
Bok
przy boku szybko pokonały trasę dzielące je od wzgórza z flagą, przy
którym odbyć się miała koronacja. Na miejscu czekał już cały tłum psów.
Najlepiej widoczni, bo stojąc na wzgórzu byli przedstawiciele najwyżej
postawionych w sforze stanowisk — Nala i Makbeth, Alfy, przy których
stał ich następca, Mojito, którego własna koronacja zbliżała się
wielkimi krokami, Estlay i Aidan, Gammy, przy których również dostrzec
można było ich śnieżnobiałego dziedzica, Earla, którego koronacja miała
nastąpić niedługo po koronacja Mojito, a także Ollie, Delta, który
niestety nie posiadał jeszcze ani partnerki, ani potomstwa. W centrum
nie stały jednak wyjątkowo Alfy, lecz samiec Beta, który uśmiechał się
właśnie promiennie do suczki, której już za chwilę miał przekazać swoje
stanowisko. Stanęła ona przed nim, a jego partnerka zajęła miejsce u
jego boku.
Ze
wzgórza Erato widziała doskonale pozostałe zgromadzone psy. W pierwszym
rzędzie stali Hebe, jej siostra, uśmiechająca się do niej ciepło, a
także ci potomkowie Alf i Gamm, którzy nie mieli przejąć po nich
stanowisk — Maerose i Davonna. Z prawej strony tłumu stali wojskowi,
mając lepszy od innych widok na to, jak zyskują nowego zwierzchnika. Na
ich czele stała generał, Eryda, ale równie łatwo w tłumie było zauważyć
jej syna, który kilka dni wcześniej stał się żołnierzem. Wywróciła
oczami, gdy złapała z nim kontakt wzrokowy. Samiec uparcie zatruwał jej
dzieciństwo rywalizacją, lecz mimo wszystko myślała ona o nim dziwnie
ciepło.
— Księżniczka nie uczestniczy w treningu? — ton Concorde'a jak zwykle pełen był jadu i niepotrzebnego poczucia wyższości.
Wywróciła
oczami. „Księżniczka” rzeczywiście nie zamierzała tego dnia
uczestniczyć w treningu, skupiając się na obserwowaniu ćwiczących.
Szybko więc zbiła swojego rówieśnika i wróciła do obserwowania Rowana.
Jej wzrok jednak sam zgrabnie przesunął się w kierunku syna generała.
Zacisnęła zęby, widząc, jak znęca się nad kukłą.
— Co jest nie tak w technice Concorde'a? — zagadnął ojciec, najwyraźniej czytając jej w myślach.
Szybko
wyliczyła swoje spostrzeżenia, z którymi sam Enyalios zresztą się
zgodził. Po chwili euforii i triumfu szybko przyszła jednak trudna
chwila — samiec Beta zauważył, że powinna teraz podejść do ucznia i
„pokazać mu, co jeszcze musi poprawić, żeby być jak najlepszym w tym, co
robi”. To mogło być trudne, a nawet bardzo trudne, biorąc pod uwagę ich
stosunki.
Tak
jak myślała, nie było to łatwe. Samiec szybko zlekceważył jej uwagi i
zaproponował prawdziwą walkę między nimi. Twierdził, że to właśnie tak
powinna mu pokazać, jak powinno się walczyć, lecz ona nie miała żadnych
wątpliwości co do tego, że chciał on po prostu z nią zawalczyć, bez
żadnych zbędnych wyższych celów. Oczywiście się zgodziła.
Wygrywała
już w zasadzie od samego początku. Niedługo później przygniotła go do
ziemi. Była przekonana, że to koniec, że pokazała mu, kto tu rządzi i
już da jej spokój. Jakże głupia była i jak nie doceniła samczej dumy! W
kolejnym natarciu Concorde szybko dał się ponieść ferworowi walki i
zaczął atakować coraz śmielej i niezgodnie z zasadami walk treningowych.
Jak jej się zdawało, był blisko wbicia kłów w jej krtań, jakby naprawdę
chciał ją zabić. Bezskutecznie próbowała wyrwać się z jego uścisku.
Wtedy
właśnie zareagowali Eryda i Enyalios — w samą porę. Z niemałym trudem
udało im się odciągnąć od Erato wściekłego Concorde'a. Z tego co
wiedziała, zaraz po tym samiec został odesłany do domu, a ona sama
spędziła resztę treningu u sanitariuszki.
Eryda
wydała kilka krótkich komend wojsku. Koronacja właśnie się zaczynała.
Erato szybko ogarnęła wzrokiem pozostałe zebrane na świeżym powietrzu
psy, wszystkich członków swojej sfory. W końcu skupiła całą swoją uwagę
na ojcu, z którym wymieniła delikatne uśmiechy. Wydawało jej się, że
zaledwie wczoraj po raz pierwszy przekroczyła u jego boku próg koszar i
słuchała jego opowieści o wojsku i obowiązkach Bety.
— A więc jesteśmy. Witam w koszarach, miejscu zajmowanym przez wojsko — oświadczył podniosłym tonem Enyalios.
—
Przecież wiem, co to koszary, tatusiu, opowiadałeś mi o nich! —
roześmiała się suczka. — Tutaj wojsko zbiera się, by ćwiczyć. Jest
duuuży plac, po którym już przeszliśmy, ale w środku jest jeszcze więcej
miejsca do treningów. Jest też szpital polowy z sanitariuszem i bunkier
w piwnicy, na wypadek, gdyby była jakaś wojna. Ale nie chcemy wojny,
wojny są złe.
—
Masz rację, Erato — pochwalił ją tata. — Skoro o samych koszarach już
wszystko doskonale wiesz, to może od razu przejdziemy do zapoznania cię z
wojskowymi, co?
— Tak, proszę! — rozemocjonowała się. Nie mogła się doczekać.
— Dobrze. A więc na pierwszy ogień oczywiście pójdzie nasza pani generał.
— Ciocia Eryda! — mała suczka ożywiła się jeszcze bardziej.
—
Tak. Ciocia Eryda jest generałem. Dowodzi wszystkimi członkami wojska,
sprawuje nad nim pieczę i przyjmuje do niego nowe psy. Nie możesz jej
podpaść, bo Beta i generał powinni być w dobrych stosunkach, najlepiej
się przyjaźnić, by dobrze współpracować.
— Będę grzeczna! Zresztą, kto by chciał podpaść cioci Erydzie? To w końcu generał, a generał jest bardzo ważny!
—
Masz rację. — Samiec roześmiał się cicho. — Następny jest strateg
wojenny, Mairon. Jeśli prowadzilibyśmy jakąś wojnę, to on opracowywałby
nasze plany walki. On też spędza bardzo dużo czasu z ciocią Erydą.
— On też nie może jej podpaść?
—
Nie może. Zresztą nikt należący do wojska nie powinien, w końcu to ona
nimi dowodzi. — Tym razem Enyalios roześmiał się nieco głośniej. —
Następny jest nasz jedyny, póki co żołnierz, Rowan. Żołnierze podczas
wojny walczą, broniąc innych psów. Teraz, w czasie pokoju, pilnują
porządku w naszym stadzie i wymierzają karę, jeśli ktoś dokona jakiegoś
niewielkiego przewinienia.
— Jak policjanci u ludzi, tak?
—
Dokładnie. Jest jeszcze Connor, szpieg. Szpiedzy muszą odkrywać
tajemnice tych, którzy nie powinni mieć przed nami tajemnic, na przykład
wrogom w wojnie. Sami muszą działać w tajemnicy, żeby ci wrogowie nie
wiedzieli, że mają do czynienia ze szpiegiem.
— Ale super!
—
Tak, super. Ale to też bardzo odpowiedzialne zajęcie. Są jeszcze Sahara
i Cooper, gońcy. Muszą być bardzo szybcy, bo to oni dostarczają do
wybranych miejsc różne listy albo rozkazy.
— Stanowisk jest więcej, prawda? Ale nasza sfora jest mała i nie we wszystkich pracują jakieś psy, tak mi ostatnio mówiłeś!
—
Masz rację. Są jeszcze strażnicy, obrońcy i najemnicy. Strażnicy
patrolują tereny stada i upewniają się, że nikt nieproszony nie
przekroczył naszych granic. Jeśli coś takiego się stanie, prowadzą tego
psa do Alf. Obrońcy bronią stada przed różnymi zagrożeniami i często
patrolują nasze tereny razem ze strażnikami. Najemnicy to jednak
zupełnie inna bajka, wiesz?
— Naprawdę? Dlaczego?
—
Najemnikami nie dowodzi ciocia Eryda. Ja też nie jestem ich
zwierzchnikiem. Podlegają oni samym Alfom. Mogą ich też wynająć inne
psy, ale trzeba im zapłacić.
— A co takiego robią?
—
Walczą. Walczą z psem, którego im się wskaże. Ale nie można wynajmować
najemnika w byle jakiej sprawie. Zazwyczaj zajmują się oni psami, które
popełniły jakieś bardzo duże przestępstwo. — Ostatnie swoje słowa samiec
Beta dodatkowo podkreślił. — Wiesz, że Makbeth, samiec Alfa, przed tym
jak się nim stał, był właśnie najemnikiem?
— Naprawdę? — Suczka z wrażenia zatrzymała się jak wryta. — A dlaczego już nim nie jest?
— Z tego samego powodu, dla którego twoja mama nie jest już lekarką.
— Czyli zakochał się w Nali, został jej partnerem i musiał zrezygnować ze swojego starego stanowiska?
— Dokładnie tak. Doskonale wszystko pamiętasz. Oby tak dalej, a będziesz świetną Betą.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Nali, Alfy.
—
Psy z Północnych Krańców, witam was wszystkich w to piękne wiosenne
południe! Zebraliśmy się dziś, by obserwować, jak Erato, córka naszych
Bet, Laverne i Enyaliosa, oficjalnie wchodzi w dorosłość i przejmuje
stanowisko po swoich rodzicach. To ona od dziś sprawować będzie pieczę
nad wojskiem, a także stanie się prawą łapą Alf, a także ich zastępcą w
razie nieobecności. — Suczka spojrzała na Erato i uśmiechnęła się do
niej delikatnie. — Za chwilę zostanie to uwiecznione w naszej Wielkiej
Księdze, jednak zanim to nastąpi, odbędzie się ceremonia przekazania
władzy córce przez rodziców.
Erato
znów przeniosła wzrok z Alfy na swoich rodziców. Obojgu oczy zdążyły
się już zaszklić. Ich córka prychnęła cichutko, widząc to, nie chcąc
przyznać się sama przed sobą, że i ona jest bliska płaczu.
—
Erato, córeczko — odezwał się w końcu Enyalios. Jego głos nieco się
załamał, lecz samiec szybko pozbierał się w sobie. — Ostatnie półtora
roku poświęciłaś na przygotowaniach do tej chwili. Oboje wiemy jak to
dla ciebie ważne — podkreślił, zerkając na swoją partnerkę, po której
pysku spłynęła pojedyncza łza. — Proszę tylko o jedno, choć i tak wiem,
że sama chcesz o to zadbać. Bądź najlepsza jak potrafisz w tym, co
będziesz robić. — W tej chwili już sama Erato nie była w stanie
powstrzymać łez. Otarła je szybko i wyprostowała się, mimo wszystko nie
chcąc okazać swych emocji w chwili, kiedy stawała się kimś tak ważnym. —
Jako symbol przejęcia stanowiska Bety, przyjmij, proszę, to. — Zdjął z
szyi wisiorek, którego do tej chwili nie zauważyła. Wiedziała, że nosił
go rzadko, tym bardziej więc zdziwiła się, gdy zawiesił go jej na szyi.
Srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie owczarka spoczywał teraz na
jej ciele. — Należał on do mojej matki, Nike. Gdy otrzymała go od
pewnego owczarka, któremu wtedy pomogła, zapewne nie spodziewała się, że
jej wnuczka zostanie kilka lat później Betą tego stada, lecz jestem
pewien, że chciałaby, byś to nosiła, przynajmniej w ważniejszych
chwilach swojego życia. Ja sam mam nadzieję, że stworzymy z tego naszą
małą tradycję, a twój następca również go otrzyma w dniu swojej
koronacji — zakończył, a ona jedynie przytaknęła, oniemiała z wrażenia.
Odwróciła
się w kierunku Alf, przed którymi na pulpicie spoczywała otwarta we
właściwym miejscu Wielka Księga. Złożyła w niej swój podpis. Oficjalnie
została Betą.
— Gratulacje — słyszała teraz ze wszystkich stron.
— Pozostało nam teraz jeszcze jedynie oficjalne przekazanie zwierzchnictwa nad wojskiem — obwieściła po chwili Nala.
Erato
i Enyalios zeszli więc ze wzgórza i podeszli do wojska. Erato stanęła
tuż przed Erydą, która również się do niej uśmiechała. Szybko jednak
spoważniała i złożyła nowej Becie meldunek. Młodsza suczka potwierdziła
jego przyjęcie drżącym głosem i na nogach jak z waty przeszła wśród
wojskowych, witając się z każdym z nich po kolei. Po chwili powróciła do
generała. Wymieniły się skinięciami łbów.
— Wojsko Północnych Krańców oddaje się w twoje łapy — ogłosiła krótko.
—
Przyjmuję zwierzchnictwo nad wojskiem. Obiecuję dbać o nie, wypełniać
swe obowiązki z owym zwierzchnictwem związane i godnie je reprezentować —
odpowiedziała jej Erato.
Uścisnęły
sobie łapy. Erato odsunęła się, a jej miejsce zajął Enyalios. Pożegnał
się z wojskowymi, których jednak zadeklarował się odwiedzać w koszarach.
On również uścisnął sobie łapy z Erato i wydał swoje ostatnie polecenie
— rozpoczęła się ostatnia defilada przygotowana pod jego czujnym okiem.
Przekazanie zwierzchnictwa dobiegło końca.
Erato
przytuliła się do ojca. Szybko dołączyły do nich Laverne i Hebe. Stali
tak przez jakiś czas, tuląc się do siebie, jakby zapominając, że wszyscy
są już tak dorośli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz