Od Cheopsa CD. Amaris

  Dziękował samemu sobie w duchu, że zdecydował się wybrać akurat tę chatkę. Gdyby była położona daleko, Cheops najpewniej odrzuciłby pomysł, aby krocząca obok niego suczka zagościła w jego domostwie. Wtedy zapewne poprosiłby Ezechiela, aby przenocował Amaris, podczas gdy on sam wróciłby do siebie. Następnego dnia, po ustaniu śnieżycy, przyszedłby po nią i zaprowadził do Alfy. A dzięki tak bliskiemu położeniu, wszystko mogło obejść się bez wszelkich komplikacji.
  Stanął przed wejściem swojej chatki, odwracając łeb w stronę Amaris. Nie chcąc narażać jej i siebie na większe zimno, pospiesznie otworzył drzwi. Zrobił w nich miejsce, zamierzając przepuścić swą towarzyszkę.
Gdy Amaris przekroczyła próg, Cheops wszedł tuż za nią, zamykając przy tym wrota, przez które zdołało dostać się trochę śniegu. Skrzywił się nieznacznie, gdy nieprzyjemne skrzypienie drzwi dotarło do jego sterczących uszu. Zaraz po tym skierował ślepia na samicę, która to czekała w przedpokoju, zapewne oczekując od niego jakichś poleceń.
— Rozgość się — zarekomendował, łapą pokazując jej jedno z wejść.
Suczka po jego słowach udała się do pomieszczenia, które okazało się pełnić funkcję salonu. Cheops na moment zniknął w innym pokoju, chcąc przygotować dla niej godne warunki, aby mogła zatopić się we śnie. Wziął więc miękki i gruby koc, a także, równie nieziemsko przyjemną w dotyku, poduszkę.
  Wrócił do salonu, zauważając, że Amaris spoczęła na kanapie, znajdującej się w pobliżu niewielkiego kominka. Samica wlepiła w niego spojrzenie, z którego nie potrafił nic wyczytać. Posłał jej więc delikatny uśmiech, chcąc sprawić, żeby poczuła się pewniej.
— To dla ciebie — zbliżył się do siedziska, kładąc obok suki koc i poduszkę. — Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie — wycedził, spoglądając na cicho trzaskające iskry w kominku.
— Dziękuję — odrzekła tylko, również patrząc się w płomienie.
  Cheops podszedł do paleniska, dostrzegając, iż żar staje się mniejszy. Chwycił więc położonych obok i dołożył do kominka kilka kawałków drewna, którymi płomienie natychmiast się poczęstowały. Ogień urósł w siłę, dzięki czemu ciepło bardziej sięgało do zmarzniętych na zewnątrz psów.
Spojrzawszy w jej oczy, w których odbijały się tańczące płomienie, wypalił:
— Pochodzisz z daleka? — nie był pewien, czy ów pytanie było na miejscu, lecz pragnął tego, żeby nawiązać ze swym gościem przynajmniej krótką rozmowę.

Amaris?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette