— Byłabym wdzięczna — przyznała.
Samiec przybliżył się do Falki, a ona oparła się o jego bok i odetchnęła z ulgą.
— Dziękuję. — Spojrzała na Earla z uśmiechem na pysku. — Gdyby było ci ciężko, powiedz. Możemy zrobić jakiś krótki postój.
Pies skinął łbem, a samica przeniosła wzrok na wydeptaną ścieżkę w śniegu, którą zaczęli podążać.
Szli, milcząc. Falka miała ogromną potrzebę odezwania się choćby jednym słowem, ale nie wiedziała, czy zmęczony pracą Earl chciałby o czymś jeszcze z nią porozmawiać. W końcu jednak postanowiła zaryzykować.
— Ładną mamy dzisiaj pogodę — stwierdziła. Pochwyciwszy rozbawione spojrzenie towarzysza, speszyła się nieco. — To znaczy... jak na noc. Mało chmur, półokrągły księżyc.
— I nie ma zbyt wiele śniegu.
Spojrzała na niego zdumiona.
— Zbyt wiele? — powtórzyła i już chciała zaprzeczyć, ale przypomniała sobie, że mieszaniec się tutaj urodził. Aktualna ilość leżącego na ziemi śniegu faktycznie nie była dla niego niczym zaskakującym. — Och, no tak.
Samiec zaśmiał się serdecznie i spojrzał na towarzyszkę.
— Jak się tutaj znalazłaś? — zapytał, dodając po chwili: — Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
— Chcę. — Uśmiechnęła się. — Nie znam nazwy miejsca, w którym się urodziłam, ale było tam bardzo ciepło i rzadko kiedy padał śnieg. Mieszkałam z dwoma ludźmi i rodzicami, którzy zmarli, gdy osiągnęłam dwa lata. Po jakimś czasie z niewiadomych przyczyn jeden z dwunożnych wyszedł i nigdy nie wrócił, więc moja ówczesna pani zabrała mnie tutaj. Pewnego dnia zostawiła otwarte drzwi od domu, a ja wyszłam. Chciałam się przespacerować, poznać otoczenie...
— I już nie wróciłaś — dokończył.
— Nie wiedziałam jak, więc przez prawie pół roku szwendałam się po okolicy w nadziei, że ktoś mnie znajdzie.
— Musiało być ci ciężko.
— Tak, ale tylko na początku. Później przywykłam do takiego życia i zaczęłam dostrzegać jego plusy.
— Od czasu do czasu zastanawiam się nad tym, jak wygląda życie z dwunożnymi... — Samiec przekrzywił głowę.
— Cóż, to w głównej mierze zależy od ludzi, na których trafisz. Niektórzy są miłośnikami zwierząt i potrafię traktować podopiecznych tak, jak gdyby byli jakimiś ważnymi osobistościami, a inni biorą psa tylko po to, by pilnował domu, i trzymają go na łańcuchu.
— To okropne — mruknął, a Falka pokiwała łbem. — O, spójrz. Jesteśmy na miejscu.
Samica zastrzygła uszami.
— Chcesz wejść do środka? — spytała. — Przepraszam, nie powinnam być taka bezpośrednia... Pewnie rodzina na ciebie czeka.
Earl?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz