Popatrzyła z niesmakiem na mięso jelenia, które leżało na blacie w
kuchni i położyła po sobie uszy. Miała złudną nadzieję, że uda jej się
wymknąć z rodzinnego domu bez śniadania - jej organizm poległ w walce ze
stresem i nie wyobrażała przełknąć sobie chociażby kęsa.
- Hebe? - usłyszała za sobą.
Zacisnęła
powieki i westchnęła ciężko, czując w powietrzu zapach swojej gorzkiej
porażki. Spojrzała za siebie, prosto na kolorową sukę Beta.
- Tak,
mamo? - uśmiechnęła się niesfornie, i choć za kilkadziesiąt minut miała
przejść swój test dojrzałości, można by ją porównać do rozkosznego
szczenięcia, które zrobiło coś nieodpowiedniego, ale wygląda, jakby nie
wiedziało, o czym mowa.
Laverne w odpowiedzi uniosła tylko jedną brew, patrząc wymownie na córkę. Nie musiała nic mówić, aby ta ją zrozumiała.
-
Rozumiem, że się stresujesz i ciężko ci zjeść cokolwiek, ale obie
wiemy, że podczas polowania musisz być w pełni sił. Zjedz, ile dasz
radę, hm? - na pysku starszej samicy zabłysnął ten ciepły troskliwy
uśmiech, który kojarzył się Hebe z beztroskimi chwilami dzieciństwa.
Poczuła
ucisk żalu w żołądku - to wszystko tak szybko się skończyło, niedawno
jeszcze była tylko szczenięciem, które mogło bez zmartwień cieszyć się
każdym dniem, a teraz miała zderzyć się z rzeczywistością dorosłego
życia.
Zajrzała swojej matce w oczy i przytaknęła, zgodziwszy się na
jej warunki. Zawróciła i usiadła w miejscu, w którym odkąd tylko
pamiętała, jadła wszystkie posiłki. Ten był jednym z jej ostatnich w tym
domu - miała już wybrane nowe miejsce zamieszkania, do którego na stałe
miała wprowadzić się po egzaminie dojrzałości, w ciągu najbliższych
dwóch dni. Jej rodzice także się wyprowadzali, a dom, w którym do tej
pory wszyscy mieszkali, wszedł w posiadanie nowej Bety, siostry Hebe.
Utkwiła
spojrzenie w mięsie leżącym przed nią i westchnęła głęboko, czując, że
lada chwila w jej oczach mogą pojawić się słone łzy, których nie
chciała. Wszystko nagle uległo zmianie - jej najlepszy przyjaciel miał zostać
Alfą stada, na którego barkach spoczywała bezmierna odpowiedzialność,
siostra objęła posadę Bety, a ona sama musiała się wyprowadzić, przejść
ważny dla niej egzamin i zostać łowcą, a może kiedyś nawet myśliwym (od
jakiegoś czasu stało się to jej luźnym marzeniem, w końcu wszyscy wokół
niej obejmowali istotne posady, więc i jej udzieliła się mała cząstka
ambicji).
Mierząc się z natłokiem myśli w głowie, pochłonęła sporą
część swojego śniadania, po czym wstała i ruszyła ku wyjściu. Zatrzymała
się jeszcze przed matką, która trąciła ją nosem w geście dodającym
otuchy, a wtedy myśli Hebe nieoczekiwanie się rozwiały i młoda suka
poczuła dziwny wewnętrzny spokój.
- Dasz sobie radę - usłyszała męski
głos. Podniosła wyżej łeb i ujrzała swojego ojca. Nie spodziewała się,
że spotka go tego ranka, myślała, że raczej będzie zajęty wraz z Erato. -
Jesteś fantastyczna, w tym co robisz - samiec uśmiechnął się
delikatnie.
Hebe bez słowa do niego podeszła i wtuliła się w jego pierś na kilka chwil.
- Muszę iść - oznajmiła w końcu i cofnęła się nieznacznie.
Zanim
jednak ruszyła do drzwi, schyliła głowę i zrzuciła z szyi szafir, który
nosiła od dziecka. Do dnia dzisiejszego pamiętała wyraźnie ciemny
pokój, w którym go znalazła, będąc wtedy z Vesper. To ona namówiła
suczkę, aby go ze sobą zabrała.
Otworzyła metalowe wieko, a z głębin
skrzyneczki wylała się biżuteria.
Skarby.
Zdumiona Hebe chwyciła w łapy jeden z dziwów, który wyjątkowo rzucił jej się w oczy.
Czarny,
jak z początku jej się zdawało, klejnot błyszczał nienaturalnie pośród
półmroku trzymany na miękkich poduszeczkach łap. Słabe światło, które na
niego padało, które zdawało się go przenikać, wydobyło z niego
prawdziwe kolory, różne odcienie granatu, a w okolicach jego serca
mienił się nawet i przepiękny turkus.
Szafir.
Wyglądał,
jakby ktoś skrył w nim głębiny wszystkich oceanów i mórz tego świata,
jakby ktoś skradł nocne nieboskłony i zamknął je w tym niewielkim
klejnocie. Aby mieć przy sobie, dla siebie, na zawsze. Aby nosić na
piersi, być panem i władcą morskich, niezbadanych czeluści oraz firmamentów po zmroku.
Spoczywał na cienkim łańcuszku wykonanym najprawdopodobniej z białego złota.
Młoda samica wpatrywała się w szlachetny kamień z zachwytem, mając
ochotę go posiąść, nosić dumnie na swej szyi.
I od tamtej pory Hebe stała się panią morskich, niezbadanych czeluści oraz firmamentów po zmroku. Każdego
dnia nosiła je dumnie na szyi, skryte pod postacią zachwycającego
szafiru. Dzisiaj jednak na pewien czas musiała się z nimi rozstać - nie
chciała zniszczyć swojego klejnotu podczas polowania, które nie miało
jej oszczędzić. Nie chciała podczas pogoni za zwierzyną zawracać sobie
głowy dobrostanem naszyjnika, poza tym mógłby on niefortunnie odbić
światło i zrujnować łowy młodej samicy. Wręczyła go więc swojej matce.
- Odprowadzić cię? - zapytał łagodnie Enyalios, i choć ta propozycja była dla Hebe kusząca, odmówiła.
Potrzebowała
samotności, wyciszenia, potrzebowała rzucić się w swą wewnętrzną
otchłań, do której nikt nie wtargnie, a w której zazna spokoju swojej
duszy.
Rzuciła więc ostatnie spojrzenie na swoich rodziców i opuściła
dom, który nie miał być już dłużej jej domem, chociaż wiedziała, że
zawsze nim będzie, aby ruszyć za wioskę, w kierunku lasu, gdzie umówiła
się na egzamin z Reiną - jedyną łowczynią w Północnych Krańcach - oraz
Ollie'm - Deltą. W przypadku jej testu miało brakować egzaminatora - w
sforze nie było nauczyciela łowiectwa.
Kłusowała w ciszy i
zamyśleniu, starając się ze wszystkich sił, aby nikogo nie napotkać -
ani psów ze stada ani tych mieszkających w mieście, aż w końcu północny
wiatr doniósł do jej nozdrzy zapach osobników, które chwilę później
dostrzegła. Zwolniła, wzięła głęboki wdech (który jak stwierdziła,
niewiele zdziałał) i podeszła do Ollie'go oraz Reiny.
- Witaj, Hebe - przywitał ją starszy samiec, i choć jego głos brzmiał serdecznie, na jego pysku malowała się powaga.
-
Ollie, Reino - Hebe skinęła głową na powitanie, starając się ze
wszystkich sił zapanować nad tańczącymi wewnątrz niej emocjami.
-
Gotowa? - spytała dorosła łowczyni, a kiedy córka Bet przytaknęła,
postanowiła przedstawić jej plan działania. - Pójdziemy kawałek na
południe, w górę terenu, wytropiłam tam samotną łanię. To będzie twoja
ofiara. Wraz z Olliem - Delta wraz z łowczynią wymienili porozumiewawcze
spojrzenia. - podążymy za tobą, obserwując twoją taktykę. Potem omówimy
twoje polowanie i przekażemy ci decyzję, którą Ollie podejmie z moją
pomocą. Wszystko jasne?
- Jasne - potwierdziła Hebe. - Jestem gotowa.
Cała
trójka ruszyła więc kawałek przed siebie, jednak w pewnym momencie
Ollie i Reina zostali w tyle, a Hebe została sama i zrozumiała, że jej
egzamin się rozpoczął.
Zwolniła i schyliła głowę, aby krzewy przysłoniły jej sylwetkę.
-
Musisz iść pod wiatr - oznajmiła pewnego dnia Reina, kiedy mała Hebe
poprosiła ją o radę, po tym jak spłoszyła zająca, mimo zachowania
absolutnej ciszy.
Szczenię usiadło niesfornie i popatrzyło na
łowczynię z wyraźną konsternacją. Na pysku starszej samicy pojawił się
cień rozbawienia, nie dała mu jednak przejąć kontroli.
- Popatrz -
zaczęła rysować łapą szkic na suchej ziemi. - Jeśli szłabyś z wiatrem,
wyprzedzałby cię on i niósł twój zapach do ofiary. Wtedy zwierzyna cię
wyczuje zanim zdążysz do niej podejść. Natomiast jeśli idziesz pod wiatr
- czyli wieje ci on w pyszczek - wiatr biegnie za ciebie i niesie twój
zapach do tyłu, zamiast do ofiary. Teraz rozumiesz?
I choć wtedy jeszcze nie do końca to pojmowała, zapamiętała tę cenną wskazówkę, aby zrozumieć ją już jako wyrośnięta panna.
Szła
ostrożnie pod wiatr, który niósł za sobą woń jelenia, a jednocześnie
ukrywał przed nim jej własny zapach. Gromadziła w głowie wszystkie rady,
jakiekolwiek otrzymała na temat łowów i powoli zbliżała się do
zwierzyny.
- Najbardziej korzystne łowy odbywają się w
grupach. Ale na egzaminie będziesz sama - tłumaczyła powoli Reina. - W
pojedynkę nie ma sensu marnować energii na gonienie ofiary. Zmarnujesz
energię, a zapewne nie złapiesz zwierzyny. Czasami pościg jest
konieczny, owszem, ale warto podejść najbliżej, jak tylko możesz.
Zwłaszcza, że ty umiesz cicho się poruszać.
Stawiała łapy z
nieprzeciętną uwagą, uważając na każdy źdźbeł suchej trawy, każdą
gałązkę. Wkrótce ujrzała niewielką łanię, która obgryzała korę jednego z
drzew. Jak zauważyła Hebe, jedną z tylnych nóg trzymała ona w górze i
nie opierała na niej ciężaru swojego ciała, racicę zdobiły bowiem
głębokie ślady zębów, które prawdopodobnie uszkodziły ścięgno. Córka Bet
zmarszczyła brwi, czując swego rodzaju żal w sercu. Sama zabijała
zwierzynę, ale cechował ją ogromny szacunek dla ofiar, dla życia.
Czy
to dlatego Ollie i Reina wybrali tę łanię? Żeby zakończyć jej
cierpienie? Głęboko wierzyła, że właśnie te intencje kierowały jej
egzaminatorami.
Westchnęła w myślach, nie mogła bowiem zrobić tego
fizycznie, aby nie zdradzić swojej pozycji i kontynuowała zakradanie się
do jelenia. Była już tylko kilka kroków od niego, kiedy niechcący pod
jej łapami zaszeleściła trawa. Roślinożerna istota podniosła wysoko
głowę zaalarmowana hałasem i strzygła uszami, próbując namierzyć
zagrożenie, natomiast Hebe zastygła w bezruchu. Po chwili namysłu
stwierdziła, że dalsze zakradanie jest zbyt ryzykowne, więc przygotowała
się mentalnie do dalszego działania, a po chwili wyskoczyła gwałtownie z
miejsca, wprost pod nogi łani. Próbowała wgryźć się w jej szyję, co za
pierwszym razem zakończyło się niepowodzeniem i szansą na mocnego
kopniaka (którego uniknęła tylko i wyłącznie dzięki swojemu refleksowi
lub szczęściu), jednak już podczas drugiej próby, poczęstowała krtań
wapiti kłami. Poczuła w pysku metaliczny smak krwi i życia, które
upływało powoli z ciała łani.
Zanim z zarośli wyszli Ollie i Reina,
przymknęła oczy i rozluźniła szczęki, aby wyszeptać krótkie
podziękowanie dla wapiti, które oddało swoje życie. Kiedy skończyła,
wysłuchała podsumowania Delty i kilku pozytywnych komentarzy łowczyni na
temat jej polowania, a chwilę później ogromnie ważnej dla niej
informacji, że zdała. Jej pysk rozświetlił delikatny uśmiech ulgi.
-
Dziękuję - wypaliła z wyraźną wdzięcznością, co wywołało u jej
egzaminatorów lekkie rozweselenie, po czym pożegnała się z nimi.
-
Przyjdź do mnie w najbliższym czasie, Hebe! - dodał na odchodne Ollie. -
Podpiszesz się oficjalnie pod swoim nowym stanowiskiem. Witamy w
drużynie.
Od Hebe - zadanie 2., egzamin
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz