Pogoda nie sprzyjała życiu. Porywisty wiatr targał koronami obnażonych drzew, zrywając z nich ostatnie, pożółkłe liście, które jakimś cudem utrzymały się dotąd na swoim miejscu. Szare chmury kłębiły się na nieboskłonie, przysłaniając jego zimowy błękit. Śnieg sypał gęsto i bezlitośnie, stale przybierając na sile. Zdawało się, że współpracował z niespokojnym wiatrem, ogarniając świat zimowym tchnieniem. Tutaj, na dalekiej północy, Zima występowała w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Obejmowała naturę swym panowaniem, rozkładała nad nią lodowate skrzydła i otulała krajobraz rozciągniętą aż po horyzont kołderką z białego puchu. Jej oddech był gwałtowny, nieprzewidywalny. I wyjątkowo kapryśny.
Amaris stawiała kolejne kroki, zaś jej łapy zapadały się w głębokim śniegu. Obserwowała, jak fantazyjny występ tańczących na wietrze śnieżynek powoli przeradzał się w chaotyczną symfonię zawodzącego wiatru i niepokojących ilości białego puchu spływającego z góry. W czasie swojej długiej podróży poświęciła wiele czasu na podziwianie norweskiej przyrody. Nieszczególnie przeszkadzały jej lekkie mrozy, zaś malownicza sceneria ukrytych pod śnieżną pokrywą lasów skrywała w sobie pewien osobliwy rodzaj spokoju i harmonii. Nie było tu zbyt dużo życia, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wszystko wokół było tak... Ciche. Dopiero z czasem, gdy przywykła do otoczenia, zaczęła wyłapywać ukryte pośród drzew "dźwięki ciszy". Wkrótce jednak, kiedy mijały dni, a zima na dobre zadomowiła się na północy, samotna podróż pośród dziewiczych lasów Norwegii okazała się wyzwaniem. Siarczysty mróz, obce tereny oraz zatrważające ilości śniegu znacząco dawały się we znaki. Mijał dopiero trzeci dzień, odkąd wyruszyła z poprzedniego miasta, gdzie przeczekała potężną śnieżycę. Uniosła pysk. Zdawało się, że czeka ją kolejna.
Nagle poczuła, jak traci grunt pod nogami. Świat na moment zawirował, odwrócił się, aż wreszcie osiadł w miejscu, choć widziany pod dziwnym kątem. Samica jęknęła, krzywiąc się nieznacznie. Podniosła pysk, jakby poszukując winowajcy. Zgodnie z przypuszczeniem, okazała się nim śliska, oblodzona skała, z której ześlizgnęła się podczas chwili nieuwagi. Dźwignęła się na nogach, jednak kiedy spróbowała oprzeć ciężar na przedniej łapie, syknęła z bólu. Odetchnęła głęboko, patrząc jak szkarłatna ciecz skapuje na śnieżny puch. Zraniona? Może dodatkowo zwichnięta lub skręcona? Ciężko stwierdzić. Wiedziała jedynie, że zmuszona była radzić sobie teraz z pomocą jedynie trzech kończyn.
Śnieg padał coraz mocniej, zapadał zmrok. Dopiero teraz poczuła, jak niepokój zakrada się do jej umysłu. Miała niebywałe szczęście, gdyż w ostatnich dniach zima traktowała ją zaskakująco łagodnie. Dziś jednak postanowiła się odebrać i należycie powitać gościa, jak to zwykli w tych stronach - chłodno. Przełknęła ślinę, wycofując się. Gdzieś obok odnalazła wzrokiem niewielką grotę, dość płytką, lecz wystarczającą by ochronić ją przed śniegiem i mroźnym wiatrem. Wygrzebała spod śnieżnej warstwy dość suchych gałęzi, aby rozpalić skromne ognisko i ogrzać zmarznięte łapy. Usiadła. I dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad swoją sytuacją.
Gdzie była? Nie miała pojęcia. Szła przed siebie, bez celu, jakby wędrówka miała stanowić od teraz jej sposób życia, codzienną rutynę. Wiedziała, że nie może iść w nieskończoność, ale nie miała gdzie się podziać. Więc szła dalej i starała się myśleć o tym jak najmniej. Gdy opuszczała poprzednie miasto wiedziała jedynie, że gdzieś na północy znajduje się kolejne, znacznie mniejsze. Ustaliła je zatem kolejnym punktem zaczepienia w swej wędrówce i dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak lekkomyślna była to decyzja. Choć prawdopodobnie podświadomie wiedziała o tym już od dawna.
Położyła pysk między łapami, wpatrując się w tańczące płomienie ogniska. "Brawo, Amaris" - wyrzucała sobie w duchu. - "Jeśli przeżyjesz choćby tę noc, to będzie cud". Trzęsła się z zimna, czuła narastający głód i uciążliwy ból w zranionej łapie. Choć wychowywała się w klimacie pozornie niewiele różniącym się od tego, norweska natura okazała się być bezlitosna dla tych, którzy nie wiedzą jak się z nią zmierzyć. I dla tych, którzy mają sporo pecha. Wkrótce ogień zaczął przygasać. Częściowo przez brak chrustu, częściowo przez śnieg nawiewany do wnętrza płytkiej groty. Samica zadrżała, kuląc się bardziej pośród skał. Wtem jednak usłyszała charakterystyczny dźwięk skrzypiącego śniegu, czyichś kroków. Zastrzygła uszami, odruchowo podnosząc pysk. Czyżby dym z ogniska zwabił jakiegoś drapieżnika? Może zauważył go jakiś człowiek i postanowił to sprawdzić? Nie... Skąd ludzie mieliby znaleźć się w środku lasu w czasie szalejącej śnieżycy? Zwłaszcza, że zdawała się stale przybierać na sile. Podniosła się, zaś kiedy to zrobiła, w gasnącym świetle dogorywających płomieni ukazała się psia sylwetka.
[ Ktoś? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz