Wbił czujny wzrok w dal, chociaż tak naprawdę nic mu to nie dawało. Płatki białego puchu, agresywnie opadające, dostawały się do jego ślepi, przez co został zmuszony, aby odwrócić łeb na bok. Wzrok prędko odpadł jako "przyrząd" do wykonywanej przez niego czynności. Mógł jedynie pokładać nadzieję w pozostałych zmysłach. Ostrożnym krokiem zmierzał wśród białego puchu, którego warstwa stawała się grubsza, co zwiastowało jeszcze większe trudności w przemieszczaniu się. Najchętniej porzuciłby to, co teraz wykonywał, ale obowiązek był obowiązkiem. Nawet jeśli nikt nie odważyłby się wyjść z kryjówek na tak szalejącą pogodę.
Spiczaste uszy poruszały się raptownie, chcąc wyłapać niepokojące odgłosy, ale słyszał tylko potężny świst wiatru. Równie aktywne stały się jego nozdrza, wciągające niezliczoną ilość zapachów, ale i one nie zapowiadały niczego szczególnego.
Dobrze zarysowane mięśnie napinały się raz po raz, czy to za sprawą podejrzanego widoku, czy po prostu przez wszechobecny chłód. Kiedy jednak okazywało się, że zagrożenie nie ma miejsca, Cheops prędko się uspokajał i ze stabilnym, lecz wydobywającym parę, oddechem powracał do dalszego patrolu.
Nawałnica nie ustępowała tak prędko, na co Cheops żywił szczególną nadzieję. Stawała się gwałtowniejsza i kiedy był już gotów, aby zakończyć patrol, jak na zawołanie coś musiało skupić jego uwagę. Najpierw przybyło uderzenie zapachu spalenizny, później ów dym, pomimo ograniczonego widoku, mógł ujrzeć na własne oczy.
Skąd się wziął? Czy któryś z członków sfory nie zdążył dotrzeć do swojej chatki i zdecydował się gdzieś schronić, przy okazji robiąc ognisko, aby nie utracić ciepła? Obrońca miał obowiązek, aby to sprawdzić i w razie potrzeby owej istocie pomóc.
Zmierzał w stronę dymu, którego zapach stawał się intensywniejszy. Wśród szalejących płatków śniegu, spostrzegł malutkie i delikatne światło. Dało mu to pewność, że jest blisko.
Zaniepokoiło go jednak to, że przez dymną osłonę przebijała się psia woń, ale zupełnie obca. Kto wtargnął na teren Północnych Krańców? Ktoś pokojowo nastawiony, a może wręcz przeciwnie? Cheops miał okazję, by się tego dowiedzieć.
Był już na tyle blisko, żeby zauważyć, iż przybysz postanowił schronić się w płytkiej jaskini. Następnie jego wzrok spoczął na umierających już płomieniach ubogiego ogniska. Największą uwagą Cheopsa sycił się jednak zupełnie obcy dla niego pies, jak zaraz się domyślił, suczka. Niewielkie ilości płomieni bardzo delikatnie zasiadały na ciele nieznajomej. Mimo to Cheops mógł dostrzec dominującą na niej brązowawą barwę sierści, gdzieniegdzie również białą.
Wziął wdech do płuc, wlepiając oczęta w pysk samicy.
— Nie musisz się mnie bać, nie mam złych intencji — zabrał głos, gdyż chciał pokazać suce, że nie jest on dla niej zagrożeniem. Zależało mu na tym, aby wzbudzić w niej jak największą sympatię. — Znajdujesz się na terenach Północnych Krańców, psiego stada — patrzył się na nią czujnie, a wyczuwając zapach krwi, przeniósł spojrzenie na jej kończynę. — Mogę zaprowadzić cię do naszych medyków. Ktoś powinien na to spojrzeć — prędko zmienił temat. Nie wiedział, czy postępuje dobrze, ale chęć pomocy okazała się silniejsza.
Amaris?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz