Uwolniła się od towarzystwa Mojito przy pierwszej dogodnej okazji i wróciła w pośpiechu do Reiny i samca Delty, aby w ciągu dalszym omawiać następne polowanie - musiało ono zostać szczegółowo omówione, szczególnie, że Reina i Hebe we dwie miały mniejsze szanse na sukces. Liczyły się szczegóły, taktyka i spryt.
Starała się skupić, jednak jej własne myśli ją rozpraszały, sprawiały, że plany były jedynie nic nie znaczącą kartką, a rysunek, które tworzył całość ich strategii, nie znaczył nic więcej niż rozmyte w tamtym momencie linie.
- Wystarczy na dziś - oznajmił wkrótce Ollie, kładąc łapę na środku stołu. - Dziękuję wam, jutro dopniemy wszystko na ostatni guzik - Hebe lubiła w jak łagodny sposób przemawiał.
Zajrzała mu na chwilę w oczy, a kiedy dostrzegła w nich pytający wyraz - zapewne wywołany faktem, że nie wyglądała, jakby zamierzała zbierać się do domu - odezwała się cicho:
- Zostanę jeszcze chwilę. Do jutra.
Opuściła swój wzrok ponownie na stół z planami, sądząc, że rozmowa została zakończona, kiedy jednak Reina zasłoniła jej łapą kartki, utkwiła go w jej ślepiach.
- Hebe, stado nie głoduje, nie ciąży na nas żadna presja - starsza suczka przekrzywiła głowę, a na jej pysku pojawił się cień konsternacji.
- Wiem - odparła córka Bet. - Ale pozwólcie mi proszę jeszcze trochę przeanalizować i przemyśleć taktykę - spuściła głowę.
W powietrzu zawisła przeciągła cisza, którą przerwał Ollie.
- W porządku. Chodźmy, Reino. Do jutra, Hebe.
- Do jutra - wymamrotała na pożegnanie, nie odrywając wzroku od pożółkłych, zapełnionych strategiami skrawków papieru.
Tkwiła nad nimi bliżej nieokreśloną ilość czasu, próbując skoncentrować się na łowach, jej głowę jednak zajmowało coś skrajnie innego. A właściwie ktoś. Po długiej walce w końcu poddała się samej sobie, uporządkowała przestrzeń wokół i opuściła budynek.
Nie spodziewała się, że zastanie ją zmrok, mimo to przez kilkanaście minut z podziwem chłonęła widok gwieździstego nieba. Łudząco przypominało ono młodej suczce szafir, który nosiła na szyi.
Po chwili namysłu postanowiła nie wracać jeszcze do domu, a udać się na wybrzeże, aby nacieszyć oczy widokiem nocnego morza.
- Hebe - usłyszała w pewnym momencie.
Oderwała swe ślepia od widoku gwiazd, aby spojrzeć na tak dobrze znanego, a jednocześnie teraz zupełnie obcego jej samca.
- Mojito? - zatrzymała się kawałek przed nim i przyjrzała mu się uważnie. - Co ty tutaj robisz?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - po jego pysku przemknął uśmiech. - Dopiero teraz skończyłaś pracę? - zmarszczył brwi. Przez chwilę zdawało jej się, że jest nawet nieco zaniepokojony.
- Można tak powiedzieć. Wybacz, ale mam plany - mruknęła i ruszyła dalej.
Pragnęła się od niego uwolnić, choć w głębi duszy jeszcze bardziej pragnęła jego towarzystwa.
- Nie znajdziesz w nich miejsca dla mnie? - zapytał cicho i nie pozwolił jej przejść, stając tuż przed nią.
Zajrzała mu w ślepia, w których błyszczały iskierki i zacisnęła zęby. Sama dobrze wiedziała, że słynęła z ulegania swym wewnętrznym pragnieniom i podążała za nimi w życiu. I choć niby chciała oderwać wzrok od jego oczu, nie była w stanie tego dokonać, jej dusza żądała czegoś innego - utonięcia w ich głębi.
- Być może - odparła w końcu i wzięła głęboki wdech. - Idę na wybrzeże.
Mojito skinął głową ze zrozumieniem i przez chwilę w milczeniu patrzył w jej piwne ślepia.
- A więc chodźmy - jego spokojny głos przeszył wkrótce powietrze.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz