To pomieszczenie pachniało inaczej. Niejako brakowało jej słodkiej woni ziół, tak rzadko spotykanej o tej porze roku. Mimo to, zapach zdawał się być intrygujący - zapewne przez swoją obcość. Amaris obserwowała trzaskające w kominku płomienie. Powinna nie przepadać za ogniem. Niegdyś ten niszczycielski żywioł nieomal pozbawił ją życia. Jednocześnie jednak to właśnie on zapewniał ciepło w lodowate noce, zaś dziś doceniała je bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Czuła, jak jej mięśnie rozluźniają się pod wpływem kojącego nastroju panującego wokół. Miała wrażenie bycia odciętym od świata, a przez wycieńczenie organizmu każdy element składający się na poczucie złudnego komfortu odbierała niczym dar od niebios.
Oderwała się od własnych myśli dopiero, gdy z ust goszczącego ją samca padło pytanie. Zastanowiła się przez moment, nie odwracając wzroku od ognistych języków, wesoło pląsających w kominku.
- Całkiem - odparła krótko, w pierwszej chwili zamierzając uciąć tym samym temat. - Z zachodniej części Rosji.
- Przebyłaś naprawdę długą drogę - stwierdził Cheops, wyraźnie próbując nawiązać choć zdawkową rozmowę.
- Miałam sporo wolnego czasu - głos samicy był chłodny i mrukliwy. Zreflektowała się dopiero sekundę później i by niejako okazać szacunek rozmówcy, skierowała spojrzenie w jego stronę i zdecydowała się z czystej grzeczności pociągnąć dalej tę konwersację. - A ty? Wychowywałeś się tutaj?
- Nie - odpowiedział, zaś tym razem to w jego tonie wybrzmiała dziwna nuta. - Należę do stada stosunkowo od niedawna.
Amaris skinęła pyskiem. Zdawało się, jakby również zgrabnie uciął temat, więc nie zamierzała drążyć.
Dalsza rozmowa opierała się na pojedynczych zdaniach, nieszczególnie angażując żadnego z jej uczestników. Cheops opowiadał o stadzie, zaś Amaris, choć słuchała z zaciekawieniem, walczyła z narastającą sennością. Myślała nad sensem jego słów. Jak twierdził, wielu członków tej niewielkiej społeczności to właśnie psy przywiane tu przez zmienny los. Ponoć tutejsi przywódcy patrzą przychylnym okiem na wędrowców czy obcych i nierzadko, gdy nie mają wobec danego osobnika żadnych zastrzeżeń, pozwalają mu dołączyć do stada. Nieświadomie przymknęła oczy. A gdyby tak... Zostać? I tak nie miała dokąd pójść, a ostatnie wydarzenia dosadnie utwierdziły ją w przekonaniu, że nie może wiecznie tułać się po świecie. Jeśli otrzymałaby zezwolenie, mogłaby zatrzymać się tu, choćby na parę miesięcy, może lat... Może na zawsze.
Ogarnęła ją błogość. Słowa rozmywały się gdzieś w przestrzeni, powieki same opadały, trzask drewna w kominku stawał się słodką kołysanką. Znużenie przejmowało kontrolę nad jej ciałem. Cheops wyraźnie spostrzegł zmęczenie malujące się na jej pysku, bo przerwał opowieść. Podniósł się z miejsca, po czym skinął życzliwie pyskiem.
- Robi się późno... Powinnaś wypocząć - oznajmił lekko ściszonym głosem, kierując się do wyjścia z pomieszczenia. - Dobranoc.
Była mu wdzięczna za ten gest. I za wiele innych, co zapewne będzie ją dręczyć na przestrzeni kolejnych dni. Odetchnęła cicho, układając pysk na poduszce między łapami. Nie próbowała już walczyć i wkrótce zapadła w zaskakująco spokojny sen.
[ Cheops? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz