Pies wyraźnie się rozluźnił bo i w jego głosie nie szło już usłyszeć niepewności i dystansu, na co Koemedagg uśmiechnęła się lekko i wsłuchała się w słowa Cheopsa z lekkim błyskiem zainteresowania w swoich dwubarwnych ślepiach. Widziała jak spojrzenie psa wędruje po jej sierści, jednak poza tym; tak naprawdę nic jej to nie robiło. Sama w końcu badawczo jeździła po jego sylwetce chwile temu podziwiając tym samym jego charakterystyczną budowę. Siedziała więc spokojnie, lekko wyprostowana przy skale z pogodnym wyrazem mordki i łagodnym grymasem podchodzącym pod uśmiech, a jej ślepia były utkwione w swoim rozmówcy.
Jak się okazało - strzeliła w dziesiątkę z tym spacerem. W tym momencie jej ogon nieznacznie się poruszył, jakby młoda pielęgniarka się ucieszyła z dobrego trafu. Pogoda była przyjemna, otoczenie spokojne - co też innego pies mógłby tu robić? Zawsze mógł po prostu iść rozprostować łapy, wrócić z polowania bądź spotkania z kimś, jednak to dalej mogło zamknąć się w słowie "spacer". Nic bardziej ogólniejszego Koe nie mogła wysunąć, a Cheops potwierdzić.
— Ty również z takim zamiarem, czy tylko chęć ugaszenia pragnienia? — mówiąc to, pies przekrzywił łeb. Sunia, uderzająco podobna do bordera chwilkę milczała, lecz nie zostawiła swego rozmówcy bez odpowiedzi:
— Ugaszenie pragnienia tak, ale wcześniej uzupełniałam zapasy roślin, potrzebnych do szpitala — odparła przyjemnym i spokojnym głosem, nosem wskazując w kierunku wciśniętych w szczelinę ziół jak na dowód, że faktycznie chwile temu je zbierała by móc uzupełnić zapasy w szpitalu.
— Jesteś lekarzem? — padło pytanie. Koemedag uśmiechnęła się łagodnie i cicho zachichotała, kręcąc delikatnie łebkiem.
— Pielęgniarką — sprostowała z delikatnym uśmiechem na co pies skinął ze zrozumieniem własnym łbem, a jasno-niebiesko-czekoladowa sunia się uśmiechnęła. Cóż, teraz przynajmniej już z nikim jej nie pomyli; i to nie przez fakt jej futerka, przyjemnego głosu czy dwubarwnych ślepi! Koemedagg była na ten moment jedyną pielęgniarką w całej sforze tym samym wyróżniając się piastowanym stanowiskiem. Było to pewnego rodzaju wyróżnienie, jednak sunia tak tego nie postrzegała. Bardziej widziała to jako większą dawkę odpowiedzialności i oczekiwań którym chciała sprostać jak najlepiej.
— Ja jestem obrońcą — podzielił się z nią piec, na co uniosła brwi i uniosła nieco wyżej kąciki mordki. Obrońca? Ale jej się trafiło towarzystwo!
— Powiem szczerze, że nie mam zbyt wiele do roboty...— tutaj uciął, a powietrze przeciął jego krótki chichot. Szybko po tym kontynuował: — Potrzebujesz pomocy przy zbieraniu zapasów? Może mógłbym się przydać? — wystąpił z propozycją z serdecznym wyrazem, na co sunia pokiwała łebkiem z odczuwalnym entuzjazmem i serdecznością z wysuniętej propozycji. Niecodziennie otrzymywała takie oferty. Chociaż tak naprawdę nie zawsze je potrzebowała. Teraz jednak narobiła sobie troszkę więcej tobołków pod postacią dwóch kępek mchu napełnionych wodą i dopiero po propozycji podpalanego dobermana zdała sobie sprawę: że sama się z tym niestety nie zabierze. A, że skoro sam się zaproponował podpierając swoją decyzję faktem, że nic ważniejszego do roboty nie ma - córka Fersk nie mogła tego zignorować i odrzucić. Poza tym, będzie to dobry moment aby się lepiej poznać, prawda? Mimo tego, że nie była w sforze od wczoraj tak naprawdę dzięki decyzji ojca się w niej wychowała: jeszcze nie znała wielu psów przez fakt kompletnego oddania powołaniu. Coś tam jej siostra próbowała ją przedstawiać i proponować wspólne wypady wraz z jej znajomymi, jednak Koe zawsze znajdowała odpowiednie powody dlaczego niezbyt może iść. Nie robiła tego złośliwie, po prostu...Wolała być spokojna stanem szpitala.
— Oczywiście. To bardzo miłe z twojej strony, że to proponujesz. — odparła i podniosła się podając mu wcześniej wspomniane mchy, delikatnie podając mu je do pyska, a kiedy Cheops je złapał, Koe uśmiechnęła się jakby niemo gratulując mu niezniszczenia napęczniałych roślinek. Sama chwyciła zawiniątko ziół i dała znak łebkiem aby ruszył za nią na dalsze poszukiwania. Kiedy wdrapali się i znaleźli pomiędzy domkami, sunia szybko znalazła kolejną roślinkę potrzebną jej do zmian opatrunków. Lekko dotknęła barkiem boku Cheopsa, sygnalizując mu tym samym aby się zatrzymał, a sama odstawiła zioła na ziemię. Kiedy podpalany doberman zrobił to samo najdelikatniej jak potrafił, zerknął ku suni podobnej do border collie.
— Często uzupełniasz tak zapasy?
— Oh, na szczęście nie! — odwróciła łebek odrywając się tym samym od czynności wykopywania cennej roślinki i lekko się uśmiechnęła przymykając przy tym ślepia, po czym dodała: — Nie ma zbyt wielu ciężko rannych pacjentów od...Dłuższego czasu, dlatego też rzadko kiedy muszę uzupełniać zioła. Teraz jednak czas najwyższy — i po tych słowach wróciła do wykopywania roślinki, jednak...Z marnym skutkiem. Ziemia była twarda i zbita, a to nie sprzyjało w samotnym kopaniu, dlatego też p dłuższej chwili cofnęła się lekko i ponownie zwróciła swoje pogodne spojrzenie ku Cheopsowi, unosząc lekko brew. — Użyczyłbyś mi swoich pazurów do pomocy w kopaniu? — zachichotała pod nosem i wskazała na...Nijak rozkopaną ziemię. Liczyła bowiem, że już jak dwa psy się za to zabiorą, pójdzie łatwiej! A skoro miała obok siebie kompana...Czas wykorzystać go do czegoś więcej niż noszenia mchu z wodą, prawda?
[ Cheops? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz