Niektórzy by powiedzieli, że wpadła w gryzącą rutynę - i może mogłaby się z nimi zgodzić gdyby nie fakt, że tą swoją niesamowicie kochała. Wiele psów mówiło, że rutyna wypalała, jednak ta w którą wplątała się Koe dodawała jej sił i chęci do wstawania następnego dnia. Można więc śmiało powiedzieć, że jak najbardziej odnajdowała się w profesji jaką sobie wybrała, oddając jej całe swoje serce. I dzisiaj również jak i wczoraj czy przedwczoraj, sunia wstawała i rozpoczęła dzień od doglądania i opieki nad rannymi czy chorymi. Podała im przygotowane zioła i leki, zamieniła pare ciepłych słów, może nawet przy niejednym pacjencie została na dłużej? Nie byłoby to nic nadzwyczajnego w jej przypadku! Gdy wszystko było w porządku, chadzała porozmawiać z siostrą i ojcem, czasem również z wieloma innymi psami, jednak zawsze kręciła się blisko miejsca w którym leżeli jej podopieczni. A nuż któryś potrzebowałby jej pomocy? Rozmowy? No właśnie. Dziś nie było inaczej, bowiem Koemedagg jak zwykle była niedaleko miejsca w którym spędzała znaczącą większość swojego dnia i czasu. Tym razem jednak nie robiła niczego, po prostu siedziała i przekąszała swoje małe śniadanie, którym mogła się cieszyć dopiero w południe. Cały ranek bowiem spędziła nad zmienianymi opatrunkami i porcjowaniem leków. Tak się złożyło, że na ten moment była jedyną sunią na stanowisku pielęgniarki, która pracowała, więc miała po łokcie roboty! Nie szło jednak zobaczyć na jej mordce rozczarowania czy zmęczenia - ba! Jej wieczny, pogodny i szczery uśmiech zdobił jej łagodną mordkę.
Podczas swojego mocno spóźnionego posiłku dojrzała znaną sobie z widzenia sylwetkę. Należała ona do psa skąpanego w długim, białym futrze. Był to młody gamma praktycznie w jej wieku, więc siłą rzeczy go kojarzyła; nawet nie przez fakt, że piastował ważne stanowisko, bowiem to byłoby już wstydem nie znać takiego psa! A przez kilka na szybko wymienionych zdań, które nie miały na celu więcej niż wypytanie o samopoczucie. Ojciec Koe często wspominał jej, że mimo spędzonego czasu w sforze, dalej trudno mu połamać się w hierarchii wartości, którą akurat sunia zdołała złapać w mig. Było to jednak zasługą jej zastępczej matki, która postawiła na odpowiednie przygotowanie szczeniąt do życia w sforze. Jej ojciec niestety nie mógł na coś takiego liczyć. A przynajmniej nie pod postacią tak przekazywanej wiedzy jak miała to beżowo-niebiesko-czekoladowa pielęgniarka. Fakt tego, że jej ojciec przełamał się i dołączył do sfory pozwolił młodej Koemedagg na dorastanie w miejscu, którym dosłownie przesiąkła. Można powiedzieć, że cały jej miot również, oprócz jednej z jej sióstr, która po jednaj z kłótni; zniknęła i nie szło jej nigdzie znaleźć a tym samym spróbować przekonać do powrotu. Minęło jednak od tego sporo czasu, a więc sunia nie zawracała sobie głowy krnąbrną siostrą mając o wiele ważniejsze sprawy do załatwienia jak pacjenci, czy...Inne kontakty towarzyskie!
Nie szło długo czekać, a młoda pielęgniarka podniosła się, szybko zakopała resztki swojego posiłku i oblizała się. Lekkim krokiem z nieznacznie poruszającym się ogonem ruszyła w kierunku białego psa, witając go subtelnym uśmiechem i skinieniem łebka w geście pozdrowienia.
– Witaj, Earl! – przywitała się łagodnym, lekkim głosem, poruszając przy tym nieco ogonem, po czym zachichotała pod nosem i zatrzymała się obok gammy, nie przestając się w jego kierunku uśmiechać. No nic nie szło an to poradzić. Taka Koe już była nie ważne z kim i gdzie rozmawiała.– Jak samopoczucie? – padło więc standardowe pytanie jakie zadawała większości spotykanych przez siebie psów. Uniosła nieco brew i przekrzywiła głowę w oczekiwaniu na możliwą odpowiedź. Powiedzmy, że sunia dbała o każdego nie ważne czy miał on rany, czy dopiero mógł je nabyć. Tak więc przystanęła z lekkim uśmiechem i błyskiem w jasnych, niebiesko-złotych ślepiach.
[ Earl? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz