Od Enyaliosa CD. Laverne

   - Eny! - do jego uszu dotarł krzyk jego ukochanej.
   Niedługo wcześniej opuścił sypialnię, by zająć się dokumentami, których w ostatnim okresie, podczas którego starał się spędzać jak najwięcej czasu ze swoją rodzinę, uzbierała się już dość pokaźna sterta. Mięśnie w jego karku zaprotestowały, gdy ostrym ruchem uniósł głowę znad papierów ("Starość nie radość."), racząc go bólem, który zdołał go na chwilę sparaliżować. A może to nie sam ból wywołał u niego taki stan? Serce biło mu w szaleńczym tempie, z jeszcze bardziej anormalną siłą. Czy coś zagrażało jego ukochanej? Czy coś zagrażało jego (ich, powinien przestać być takim egoistą, gdy chodziło o Erato i Hebe) malutkim córeczkom?
   Zerwał się na równe łapy i już po chwili stał w progu sypialni. Wszystko tam wyglądało normalnie. Laverne co prawda leżała do niego tyłem, ale widział, jak jej bok miarowo porusza się wraz z jej wdechami i wydechami. Słyszał też te charakterystyczne małe szurnięcia - oznakę, że szczenięta były obudzone i aktywne (oraz żywe i przytomne, co było jeszcze ważniejsze).
   - Coś się dzieje? - zapytał więc głosem o wiele spokojniejszym niż mógłby on być zaledwie chwilę wcześniej. Zmarszczył brwi, wciąż nie mogąc się pozbyć tego okropnego uczucia, że coś jednak mogło im się stać, nawet mimo tego, że zupełnie nic na to nie wskazywało. Pchany tym uczuciem podszedł więc szybko do łóżka, na którym spoczywała jego rodzina.
   - Popatrz! Otworzyły oczy - usłyszał jej przepełnione radością, czy może wręcz zachwytem, słowa. Odczuł jednocześnie ulgę i pewien rodzaj zaskoczenia. Gdy z podekscytowaniem wyraźnie wymalowanym na pysku spojrzała mu w oczy, on zdążył już się rozluźnić, dzięki czemu nie widać już po nim było aż tak, jaka burza emocji przed chwilą przeszła w jego umyśle.
   Przez chwilę stał tak, a przez jego pysk nie przeszedł nawet cień emocji. Zdążyło się to jednak zmienić zanim mogło poważniej zaalarmować jego partnerkę.
   - Naprawdę? - uśmiechnął się delikatnie, podchodząc jeszcze bliżej, by móc dobrze przyjrzeć się swoim córkom.
   Jak zobaczył, Erato i Hebe rzeczywiście patrzyły właśnie na świat swymi szczenięcymi oczkami. Ich głowy były jeszcze przyciężkawe, ruchy spowolnione, samo spojrzenie również, jak mu się zdawało, jeszcze dość rozkojarzone. Ale jemu to nie przeszkadzało, Laverne zapewne też nie, wnioskując po jej szerokim uśmiechu. Ich pociechy rosły jak na drożdżach.
   Zanim się obejrzał, Erato i Hebe przestały być tymi malutkimi kuleczkami futra, a stały się pięknymi młodymi pannami. Zdawało się, że nie minęło nawet kilka dni, a one biegały już na pewnych łapach. Poznał też ich głosy, ich słodkie głosy i nawet nie przeszkadzało mu zbytnio to, że czasem pyszczki im, a zwłaszcza Erato, się nie zamykały. Czas płynął niezwykle szybko, tak szybko, że wkrótce świętowali pół roku życia swych córek, co oznaczało również, że zaczęły swą naukę - Erato pod jego czujnym okiem, Hebe szukając swojej własnej ścieżki życiowej.
   Tego dnia obie miały wolne od nauki, postanowiły więc wybrać się na spacer ze swoją matką. Enyalios niestety nie mógł im towarzyszyć, mając na głowie wyjątkowo dużo obowiązków. Przez cały dzień jednak coś, jakieś złe przeczucia, nie dawały mu spokoju.
   - Przepraszam cię, Erydo, ja... - mruknął w pewnym momencie służbowej rozmowy z suczką pełniącą rolę generała w wojsku Północnych Krańców. - Muszę coś sprawdzić, jeszcze wrócimy do tej rozmowy - uśmiechnął się przepraszająco i opuścił ją, by po chwili wyjść również z budynku koszar.
   Musiał znaleźć swoją Lav i ich córki. Coś było nie tak, czuł to.

Lav? 
Przepraszam za długość i czas oczekiwania :v

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette